Niefrasobliwość powinna być piętnowana

We wtorek guzik miał cztery dziurki. Wszystkie kąśliwe, brązowe, nieudolne. Prezes zapiął się pod szyją i pod nosem, wciągając przy tym, lśniące echa wiatru historii i... kichnął. Od tego kichnięcia zawirowało, zakipiało, zakręciło się, aż zebrani na imieninach zaczęli gromkie 100 lat. Ojciec dyrektor otworzył portfel i zaklął młodzieńczo, guzik! Guzik! - powtórzyło echo w aparaturze podsłuchowej, za pomocą której kelnerzy, ale i biznesman, co się ryżemu nie kłaniał, tylko sprowadzał węgiel, co by tę czuprynę, na czarno.

Feministki też na czarno, tęsknota podświadoma za trzecim światem wzywa je do wznoszenia haseł miłości do nosorożca. Ten, chwilowo w zoo wpierdziela kapustę, no bo w Europie, inaczej nie wypada, ona swojska, patriotyczna, on imigrant, rozbuchany, gotowy, gotowany, gryząc i kąsając pozuje do zdjęcia, które redaktor, przykucnięty za kratami pstryka. Pstryk. Pierd. Pstryk. Na zmianę. Żeby było równo, w tym przykucnięciu.

Nad głową niebo, niezauważenie zmienia swoje kolory, całkiem jak substancja szara w głowie polityka, który z namaszczeniem, łypiąc i sprawdzając po tysiąckroć, jakby kołek połknął od starej miotły albo nowoczesnego mopa. Jakby mu w gardle ten kołek, czy jak go tam zwał, nieważne, dość, że oczy jak u hipopotama łypią we wszystkie strony. Namaszczenie rośnie. Naród się zrywa, po raz kolejny. Do boju. Ze ścianą. Na niej wisi portret właściciela redakcji. Oczywiście są to ramy okolone czernią od środka. Wewnątrz - przepaść, wie to każdy, kto podpisuje kontrakt, na własną duszę.

Za to nad morzem, ach, o za widoki...

Zdjęcie z https://www.facebook.com/Grzeg...