BEJRUT I PARYŻ ( ale i Mali...itd)
Kilka dni przed masakrą w Paryżu w Bejrucie miał miejsce krwawy zamach. Dwaj kamikaze , odpalając pasy wybuchowe, spowodowali śmierć ponad 40 osób – w tym kobiet i dzieci – w zatłoczonym centrum handlowym południowej dzielnicy miasta. W tej dzielnicy jest obóz palestyńskich uchodźców, a także bastion ruchu szyitów Hezbollah. Według libańskiego Czerwonego Krzyża jest też 180 rannych, w tym wielu w stanie tak ciężkim, że nie rokują nadziei na przeżycie. Sprawcami zamachu są dżihadyści z ISIS ( Islamic State of Iraq and Siria ), którzy postanowili udzielić nauczki ugrupowaniu Hezbollah za to, że wspiera ono militarnie aktualny rząd w Damaszku i prezydenta Asada. Hezbollah oczyściło – pod dwóch latach walk – tereny na pograniczu z Syrią z bastionów dżihadystów z al-Nusra. Walki były zacięte, straty Hezbollah są rzędu od 500 do 1000 ludzi. W tych latach dochodziło też do zamachów na południowych peryferiach Bejrutu ( w sumie 9 ataków od lipca 2013 do lutego 2014 ). Liban – kwitnący kiedyś kraj Cedrów był nieraz celem obcych interwencji, także z południa i jest dzisiaj na progu ruiny. Wszystkie te zamachy potwierdzają, że dżihadyści nadal mają w Libanie punkty oparcia, a kraj jest rozbity na dwie frakcje: Front 14 Marca ( filozachodni i przeciwny Asadowi) oraz ruch 8 Marca, kierowany przez Hezbollah i popierający obecnego prezydenta Syrii, którego podtrzymują także Rosjanie.
Zamachy w Libanie od lat przysłonięte reportażami z zamachów w Kabulu, dzisiaj zepchnięte są w cień przez paryską masakrę. I coraz mniej miejsca w telewizorach będzie dla zamachów w stolicy Jemenu Sanie, w stolicy Mali ( 21 zabitych) czy dla rzezi w Burundi. Ataki terrorystów w Doniecku, Ługańsku i Mariupolu są za to nieomal białą plamą w mediach, bo Rosja w wojnie z ISIS staje się sojusznikiem Zachodu.
Makabryczny zamach w Paryżu wstrząsnął Francją, Europa i światem.Oficjalne dane o tylko 129 zabitych to kosmetyczny zabieg medialny, bo wśród ponad 500 rannych wielu jest w stanie krytycznym. Nasuwa się pytanie: jak mogło dojść do tego, że stolicę V Republiki zaatakowano z taką łatwością i to aż w sześciu miejscach ? Na ulicach nie było patroli ? Nie myślano o żadnej prewencji ?
Francja od wielu miesięcy bombarduje pozycje dżihadystów, zapowiadała też wysłać lotniskowiec „Charles de Gaulle” ( jest w drodze ) do wybrzeży Syrii. A zatem jako kraj pozostający w stanie wojny ( w Mali od 2013 r.) powinna była lepiej strzec swoich granic i zawiesić system Schengen, który zresztą okazał się upiorem dla Europy w sytuacji „wędrówki ludów”, tłumów szturmujących granice w kierunku Mamy Merkel.
Nie zrobiono tego, przez granicę z Belgią wjechały do Francji trzy komanda i dokonały rzezi w Paryżu. Na ulicach i placach stolicy Francji nie było wystarczającej ochrony, a patrole wojkowe i policyjne powinny tam być codziennie, albowiem V Republika od dłuższego czasu jest w stanie wojny z dalekim kalifatem. Ten stan rzeczy domagał się mobilizacji sił specjalnych, tymczasem Francja zachowywała się jak beztroska baletnica z „Jeziora łabędziego”. Pilnowano zaledwie stadionu, na którym gospodarze rozgrywali towarzyski mecz z Niemcami. Na trybunie zasiadał prezydent Hollande ( nazywany ironicznie przez Marine Le Pen wicekanclerzem Angeli! ), policja z pewnym wysiłkiem odparła atak na jedną z bram stadionu. Hollande, ewakuowany cudem, koordynował spóźnioną kontrakcję służb z siedziby ministerstwa spraw wewnętrznych. Niestety, nie udało się na czas powstrzymać zamachowców. Sytuację opanowano dopiero po masakrze, zamachowców zastrzelono. Mała to pociecha w obliczu takiej tragedii. Napastnicy strzelali na oślep – w restauracjach, barach, ulicach czy w sali koncertu rockowego w Bataclan. Zabijali nawet młodych obywateli Francji pochodzenie arabskiego. Ta okoliczność wyklucza więc religijne podłoże zamachu, był to klasyczny odwet innego państwa ( kalifatu) za francuską kampanię wojenną w Syrii.
Udało się na szczęście zapobiec atakowi na bazę morską w Tulonie, gdzie pojawił się samotny „kamikaze”.
Zamachy w Paryżu rewindykował ISIS, a prezydent Hollande nazwał je „aktem wojny”, ogłosił stan wyjątkowy na terytorium Francji ( przedłużony na trzy miesiące ) i wezwał państwa Unii Europejskiej o solidarne wsparcie jego kraju w walce z ISIS mówiąc, że „wróg nie jest tylko wrogiem Francji, ale całej Europy”. Poparcie otrzymał na podstawie artykułu 42 traktatu unijnego, który dopuszcza taką możliwość w razie „zbrojnej agresji na jednego z członków UE”.
Tymczasem nie czekając na solidarną akcję ze strony UE Francja w odwecie bombarduje bastion ISIS w Raqqa na terytorium syryjskim. Szybciej zareagował Putin, na rosyjskich bombach malują napis: „Za Paryż”! Kto wie czy nie po to, by zmiękczyć stanowisko Zachodu wobec Ukrainy? Odrzutowce dokonują masowych nalotów, są już poważne straty w szeregach wojowników islamu. Zburzono wiele budynków, centrum dowodzenia i ośrodek szkoleniowy. Ale wszystko to o kilka dni za późno...Trwają też represje we Francji, komandosi ścigają winnych zamachu. Mieszkańcy Saint-Denis przeżyli prawdziwe oblężenie, policja rozbiła nawet wrota zabytkowej kaplicy, podejrzewając, że tam schronili się dżihadyści. Trop prowadzi do Molenbeek, muzułmańskiej dzielnicy Brukseli, znaleziono tam arsenał środków wybuchowych i chemicznych. Zresztą rajdy policji objęły całą Brukselę, gdzie wstrzymano metro, zamknięto sklepy, sale koncertowe, muzea. A we Francji przebudzenie: codziennie do 140 osób chce wstąpić do armii, zgłaszają się nawet dziewczęta. Wszyscy nagle chcą walczyć z terrorystycznym zagrożeniem.
Warto zapoznać się z komunikatem Instytutu CIVITAS ( stowarzyszenia katolików) na temat zamachów 13 listopada: „...winni są nie tylko ci, co naciskali cyngiel lub odpalali pasy wybuchowe. Winni są również ci, co w nieodpowiedzialny sposób, wywołali chaos na Bliskim Wschodzie i przyczynili się do rozwoju organizacji dżihadystów ( jak np. front al-Nusra) w Iraku i w Syrii. Wielu polityków francuskich, z prawicy i z lewicy, ponosi winę – bezpośrednio lub pośrednio – za finansowanie i uzbrajanie islamskich frakcji, które miały być domniemanymi sojusznikami światowej koalicji i petro-monarchii Zatoki. Tym samym, francuscy politycy, z prawicy i lewicy, ponoszą wielką odpowiedzialność za to, co uderza w Europę i boleśnie dotyka Francji, a co ułatwia przenikanie na nasze terytorium osobników wyćwiczonych w technikach zabijania. Francja jest dziś w stanie wojny za sprawą równiez tych, których misją jest rządzenie krajem. Trzeba, aby kiedyś pamiętał o tym trybunał Historii.” ( koniec cytatu)
Oświadczenie powyższe wydano w dzień po tragicznych zamachach. Czy Francja jest jeszcze V Republiką czy może – jak powiadają niektórzy – republiką „berlińską”, manipulowaną przez meteków ? A blady strach padł na całą Europę, we Włoszech podwyższono stan pogotowia. Odwołano mecz towarzyski w Hanowerze między Niemcami a Holandią, a w Brukseli między Hiszpanią a Belgią. Akcje dżihadu biją więc także w kibiców futbolu, a z ostatnich doniesień wiemy, że francuskie służby podobno zlikwidowały tzw. „mózg” paryskich ataków działający w belgijskiej frakcji islamskich radykałów. Francja zamierza wydalić radykalnych imamów, choć muzułmanie we Francji potępili zmachy. Ale są też imamowie występujący przeciwko terroryzmowi, a zdecydowana większość francuskich muzułmanów pragnie żyć w pokoju. I to jest nadzieją na jutro.
Marek Baterowicz
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1765
Sylogizm "mordercy byli muzułmanami i mordercy mordowali między innymi muzułmanów, zatem mord nie miał podłoża religijnego" jest ewidentnie błędny. Dla fanatyka religijnego największym wrogiem jest zazwyczaj nie innowierca, lecz źle wierzący.