Zdjęcie 7/253: Dead end

Setki metrów pod powierzchnią ziemi. Koniec chodnika. Dead end – ślepy zaułek.

„Co cię nie zabije, to cię wzmocni” – zwykli powiadać mądrzy ludzie. Zazwyczaj dobrze się mający. Na mądrych wyglądający.

Zwykliśmy przyjmować te „wielkie” i „szczytne” mądrości. Ale… czy naród Polski wzmocniło wymordowanie jego elity w ostatniej wojnie światowej. Gdy niemieccy i sowieccy oprawcy pozabijali najlepszych z Polaków?
Czy opresyjni rodzice wzmacniają swoje dziecko znęcając się nad nim fizycznie i psychicznie? Wychodzi z tego silniejsze? Czy agresywny współmałżonek, przez lata stosowania przemocy wobec kobiety, ale także i w drugą stronę, wzmacnia kogoś?

Wygląda na to, że wzmocni cię tylko to, co przezwyciężysz, co pokonasz, w taki czy inny sposób. Ale głupawa „mądrość”, że jeśli cię coś nie zabije, to cię wzmocni, tak często goszcząca w ustach „proroków” w garniturach i ornatach, jest właśnie głupotą. Okrutną. Szkodliwą. Krzywdzącą i bezwzględną wobec tych, których „ran” fizycznie nie widać. Patrzymy wtedy na ludzi wygodnie. Jesteśmy dostojni i pełni. Nasz świat jest uporządkowany. Żyją. Nic ich nie zabiło. Więc my nie musimy. A nawet możemy, kogoś kopnąć na przykład albo przygadać, poklepać, z wyższością minąć.

A co ze społeczeństwem? Czy wymyślona przez pseudo-polityków, pseudo-naukowców, pseudo-dziennikarzy, redaktorów, adminów, wykuwana w milionach decyzji opresyjnych, cenzorskich, manipulacyjnych i tych przede wszystkim zmierzających do budzenia wzajemnej agresji, lęku, strachu i poczucia zagrożenia u ludzi [cenzura] – wzmocniła nas jako społeczeństwo?

Dead end – tak czasem wygląda życie w wymiarze społecznym lub indywidualnym. Może to, czego ludzie wtedy potrzebują, to właśnie odrobiny prawdy. O tym, jak jest. Bo taka prawda jest oddaniem im sprawiedliwości. Przywróceniem ładu we wszechświecie. Stanięciem na konkretnym gruncie, choćby to było dno, bo wtedy można się od takiego dna odbić, ze ślepego zaułka zawrócić. Zamiast tego oferuje się nam czasami „smoke and mirrors” – „dżunglę luster”, w której pełno jest błyszczących słów i bon motów, które w istocie są pierdoleniem, nie ważne czy nabożnym, czy patriotycznym, czy postępowym. Dead end, jeśli zostanie wbrew moralnemu terrorowi nazwany po imieniu, ma swoją zaletę, może być wyjściem z tego, w czym człowiek lub społeczeństwo się pogrąża. Bolesnym, ale zawsze. Ku lepszemu.