Babcia Czarnecka i dzieci z getta...

Dowiedziałem się, jaki jest temat najnowszego numeru „W Sieci Historii” i postanowiłem napisać o mojej Babci – Bronisławie Czarneckiej. Podczas okupacji niemieckiej była żołnierzem AK i współpracowała z Radą Pomocy Żydom – „Żegotą”. W jej mieszkaniu w Warszawie(gdzie się urodziła), w Śródmieściu,   przy ulicy Wareckiej 9, na  ostatnim w tym budynku, szóstym piętrze, były przechowywane żydowskie dzieci wyprowadzane z getta. Po wojnie babcia Bronia nie mówiła o tym, bo była z tej staroświeckiej szkoły, w której – może to i źle? – nie mówiło się o własnych zasługach.
 
Dzieciaki z getta spędzały w mieszkaniu Babci i Dziadka pierwszą, kluczową noc. Taka była reguła, choć ojciec opowiadał mi, że w jednym przypadku nie znaleziono na czas mieszkania „na dłużej” i żydowskie dziecko było w babcinym mieszkaniu chyba ze trzy noce. W sumie nocowało tam blisko 30 dzieci. Najmłodsze miało dwa lata, najstarsze – około dziesięciu.
 
Mieszkanie na Wareckiej po agresji Niemiec na Polskę okupacyjne władze podzieliły na dwa osobne. W drugim zakwaterowano… oficera Wehrmachtu, Austriaka. Mieszkała tam również jego niemiecka czy austriacka żona. Ukrywanie tam żydowskich dzieci, mieszkanie jako choćby jednodniowa „meta”, było pomysłem ryzykownym, a z drugiej strony przecież  „najciemniej jest  pod latarnią”...
 
Konspirację ułatwiał fakt, że do mieszkania prowadziły dwie windy: jedna – od frontu, z wyściełaną ławeczką do siedzenia i kryształowym lustrem, druga – od podwórza, dla służby.
 
Budynek powstał tuz przed czy tuz po I wojnie światowej i był uważany za bardzo elegancki. Dziadek Henryk Karol Czarnecki – był od 1905 roku dyrektorem teatrów w różnych miastach Polski: Kaliszu, Płocku, Kielcach, Sosnowcu, Katowicach, Częstochowie (gdzie zresztą zmarł niedługo po wojnie, wygnany przez Niemców z Warszawy wraz z całą rodziną po Powstaniu), Grudziądzu. Wystawił pierwszy raz w historii Łodzi „Halkę” (w 1918 roku) – a przed wojna myślał o jej inscenizacji w Teatrze Wielkim, gdzie dyrektorowała pani Janina Korolewicz-Waydowa, a on sam debiutował jako śpiewak w sezonie 1899/1900, ale nowatorsko, z udziałem autentycznej góralskiej kapeli i tańczących górali-amatorów. 
 
 A teraz najważniejsze: jedno żydowskie dziecko było przechowywane w mieszkaniu dziadków Czarneckich znacznie dłużej niż pozostała blisko trzydziestka. Mojego ojca, urodzonego w 1934 roku nie było przez dłuższy czas w Warszawie – był u rodziny we wschodniej Polsce –  i na jego „papierach”, udając małego Henia, mieszkał przez ponad rok żydowski chłopiec w podobnym wieku...     
 
Babcia Bronisława  nigdy się nie chwaliła tym, co robiła. Bardzo oburzało ją tylko – pamiętam nasze rozmowy – gdy w II połowie lat 1980-ch zapanowała moda na oskarżanie Polaków o antysemityzm…
 
Babcia Czarnecka nie ma drzewka w Yad Vashem. A przecież takich cichych bohaterów, jak ona, było wielu…

*tekst ukazał się "wSieci Historii"  (luty 2021)