x. Mańkowski - trzecia część rozważań + krótki komentarz

W dniu dzisiejszym chciałabym kontynuować tematykę poruszoną przez księdza Mańkowskiego z poprzednich wpisów.

Przedwojenny kapłan takimi słowy zwraca się do innych duchownych :

O potrzebie wytrwałości:
"Pamiętaj o tym, mój bracie, że na ciebie, jako na kapłana, więcej może niż sądzisz, zwrócone są wszystkich oczy, pilnie słuchane są mowy twoje, rozważane i sądzone twe uczynki (...).
Trzeba więc, mój bracie, wytrwać na stanowisku, na którym ciebie postawił urząd kapłański. Bez wysiłku się nie obejdzie, bo wytrwałość w dobrym, to codzienne i nieustanne dźwiganie krzyża za Jezusem, ale nic na to nie poradzisz, bo w dźwiganiu krzyża wypoczynku być nie może.
Wszelki wypoczynek, to zastój, to upadek, a więc zachwianie się twej wiary, narażanie jej na szwank w bliźnich, sprzeniewierzenie się powołaniu. A raz upadłszy, mój bracie, czy masz pewność powstania ? A może ci zabraknie czasu, byś się mógł nawrócić do Boga ?
(...).
Jeśliś nie wytrwał w dobrym, to przy całej twej wiedzy teleologicznej i głębokości rozumu musisz powiedzieć sobie : "Nicem nie jest". Choćbyś słynął z uczynków miłosiernych i bohaterstwa nawet, i sławę twą głosiły wszystkie kraje świata - jeśliś nie wytrwał i nie powstał z grzechu, musisz powiedzieć sobie : Wszystkom zmarnował, bo na żywot wieczny "nic mi nie pomoże" (str. 92 - 94).

O środkach do osiągnięcia wytrwałości :
"Dopóki, mój bracie, zdajesz sobie sprawę z tego, że ci grozi niebezpieczeństwo, dopóty masz się na baczności.
Doświadczenie życiowe, poczucie własnej nędzy i skłonności do złego, czyż nie powinny nieustannie nawoływać ciebie do czuwania ? A masz jeszcze i wroga zewnętrznego, przed którym przestrzegają cię codziennie słowa kapłańskiej modlitwy : Vigilate, quia adversarius vester diabolus tamquam leo rugiens circuit, quaerens quem devoret.
Czuwaj więc bez ustanku. Czuwaj nad zmysłami. Wszak wiesz, że zmysły, to wielki i cenny dar Boży, którego jednak z powodu zepsutej natury tak często ludzie do złego używają.
Niech ci się też nie zdaje, żeś już raz na zawsze pokonał wszelkie wewnętrzne grzeszne podniety, bo kiedy się najmniej spodziewasz, znów odezwać się mogą (...).
(O szatanie) "mówi Pan Jezus : "On był mężobójcą od początku, i w prawdzie się nie ostał : bo w nim nie masz prawdy". Dopóki więc żyjesz życiem łaski, on czyha na to życie; dopóki postępujesz drogą prawdy, on cię fałszem zwodzić będzie, bo celem jego mężobójstwo, a środkiem do celu kłamstwo. (...). 
A z czuwaniem, mój bracie, łącz modlitwę. Prócz modlitw kanonicznych módl się jeszcze gorąco w sprawie własnego zbawienia, i nie ustami tylko, ale i myślą. Na ten cel poświęcaj zwłaszcza chwile skupienia po Mszy św. Posiadając Jezusa, po aktach czci, uwielbienia i podzięki, zwracaj się do Niego z prośbami swymi. A wśród tych próśb, niechże jednej nigdy nie zabraknie : prośby o łaskę wytrwałości w dobrym. O nią proś codziennie !" (str. 104 - 105).

O bronieniu sprawy Bożej :
"Aby skutecznie bronić Osoby Zbawiciela, trzeba kochać sprawę Jego, radować się tym, co Jego sercu radość sprawia, odczuwać Jego smutek, trwać na stanowisku. Jesteśmy Kościołem wojującym. Czyż nie do kapłana należy stać w pierwszym szeregu wśród walki ?
Broń więc, mój bracie, sprawy Bożej na ziemi, a broń w dwojaki sposób, słowem i czynem.
Obrona słowem, to wielkie pole działalności dla Chrystusowego kapłana. Z ambony - rzecz prosta - słyszy się zwykle z ust kapłana głoszone słowo Boże, bo na to jest ambona, i na to kapłan, by z niej przemawiał. Ale słyszeć z ust kapłana słowo Boże poza Kościołem, wśród ludzi, w towarzystwie, gdy zajdzie obowiązek wystąpienia w obronie znieważonego Jezusa - to nie zawsze się zdarza.
(...).
Niemniej ważnym sposobem bronienia sprawy Bożej na ziemi jest, bracie mój, obrona czynem. Niekiedy wymaga Bóg wielkich i głośnych czynów. Wszak i krew swą przelać za wiarę, to nie za wiele, i każdy z nas za łąską Bożą na wszystko ma być gotowym.
Ale najczęściej, mój bracie, życie nasze składa się z czynów nie tak głośnych i bohaterskich, lecz natomiast niezliczonych i ciągłych. Raz po raz w obronie sprawy Bożej jużto na zewnątrz, jużto w duszach ludzkich, przychodzi nam nie żałować ni czasu ni zdrowia, ni grosza, ni fatygi.
A ileż to trzeba nieraz i cierpliwości, i niezachwianej ufności w Bogu, by bój prowadzić bez wytchnienia, choć zda się, po ludzku sądząc, walka nierówna, choć nawet nie dano widzieć owoców zwycięstwa (...).
Lecz obrona sprawy Bożej nie tylko wymaga od kapłana odwagi i męstwa : musi też być połaczona z roztropnością" (str. 110 - 112).

O przyczynach upadków :
(O św. Piotrze, który wyparł się Chrystusa) "Czy sądzisz, mój bracie, że dziś dzieje się inaczej ? Rozejrzyj się dookoła, rzuć okiem na tych nieszczęśliwych współbraci co się stali winnymi grzechu, począwszy od tych, którzy się otwarcie wyparli "człowieka tego", i przeszli do obozu Jego wrogów, a skończywszy na tych, co jeśli nie słowem, to czynami swymi, hańbiącymi stan kapłański dowodzą, że nie znają Jezusa i nie są godnymi Jego sługami. Pewnie nie znajdziesz wśród nich nikogo, ktoby mógł powiedzieć o sobie, że upadł, pomimo, iż był człowiekiem modlitwy i pilnie czuwając wystrzegał się okazji do grzechu wiodących.
(...).
Jak Piotr od słów wymijających i wykrętnych doszedł stopniowo do kłamstwa przysięgą i zaklęciem stwierdzonego, tak zwykle i w życiu dzisiejszego kapłana, skoro raz upadnie, coraz mu trudniej od dalszych się upadków powstrzymać. I jak śnieżna lawina, staczająca się do przepaści, coraz to większa się staje i większego nabiera rozpędu, tak dusza coraz to bardziej obciąża się grzechami i coraz to szybciej podąża ku wiecznej zatracie" (str.117 -118).

O powstaniu z grzechów :
"Wiadomo, mój bracie, że zgrzeszyć, to rzecz ludzka, ale w grzechu trwać - szatańska. Piotr zaledwie zgrzeszył, już zapłakał nad grzechem, zaledwie zapłakał, juz otrzymał przebaczenie (...).
Szczęśliwy ten, co się w życiu nie potknął i szatę niewinności zachował nieskalaną. Lecz i ten szczęśliwy, co jak Piotr doświadczył na sobie łaski nieskończonego miłosierdzia Jezusowego i otrzymał przebaczenie grzechów przed tronem Boga" (str. 124 - 125).

O gorliwości kapłańskiej :
"Jeśli chcesz, aby Bóg był znany, kochany i chwalony przez drugich, trzeba, abyś Go sam przede wszystkim starał się poznać i uczcić. Nie ustawaj więc nigdy w zdobywaniu wiedzy Bożej, inaczej i ta wiedza, którąś posiadł, pójdzie w zapomnienie.
(...).
A co sam wykryjesz, z czym się zapoznasz, tym też, mój bracie, dziel się z bliźnimi. Gorliwym bądź w szerzeniu chwały Bożej na zewnątrz. Niechże po całym świecie Bóg będzie znany, kochany i chwalony : to winno być gorącym pragnieniem twego serca, do tego masz się wedle sił i możności przyczyniać, bez względu na to, czy ci Bóg każe iść na krańce świata, by głosić chwałę Jego wśród niewiernych, czy też dokoła tylko siebie pogłębiać w duszach ludzkich znajomość, i cześć, i miłość Pana Boga.
Dyletantyzm i powierzchowność w rzeczach Bożych, wynikające zazwyczaj z obojętności i lenistwa, tym samym niepochlebnie świadczą o gorliwości kapłana.
A ileż to złego, ile krzywdy dzieje się ludziom, gdy kapłan nieświadomy jest rzeczy Bożych !" (str. 128 - 130).

O miłości Pana Jezusa do kapłana :
"I ciebie, mój bracie, Pan Jezus takimi obsypał łaskami, jakich tysiące innych nie otrzymały i nie otrzymają nigdy. Choć więc ty nie zawsze o obowiązku wdzięczności pamiętasz, Pan Jezus jednak, pomimo to miłuje cię gorętszą niż innych miłością.
(...).
I dla czegoż to pan Jezus tak cię umiłował ? Dlatego, żeś ty, mój bracie, nie tylko przyjaciel Jego, pracujący nad dziełem tak drogim Jego Sercu i tak żywo Go obchodzącym, ale jeszcze i pomocnik Jego, i pełnomocnik Jego : Dei enim sumus adiutores. Pro Christo ergo legatione fungimur.
Bo i jakże nazwać tego, co słowem nauki i łaską sakramentu prowadzi do Boga tych, których Pan Bóg stworzył dla chwały swojej, by z nimi niebiańską dzielić szczęśliwość ?
(...).
Ale jeśli mnie pytasz, dlaczego to Pan Jezus tak cię umiłował, że ciebie spośród tylu innych powołał do godności kapłańskiej - o, mój bracie, na to pytanie odpowiedzi dać ci nie potrafię. Dlaczego ciebie obrał, nad twoją się nędzą ulitował, ciebie wywyższył ? (...).
Dlaczego ? - o tym, mój bracie, dowiesz się niewątpliwie na tamtym świecie, ale dopóki żyjesz tu na ziemi, nie pozostaje ci nic jak tylko upokorzyć się, miłością za miłość odpłacać, uwielbiać dobroć Boga i dziękować Mu" (str. 134 - 137).

O pracy i stanowisku społecznym kapłana :
"Jeżeli wiekowy obyczaj wyrobił i wyznaczył ci poczesne stanowisko w społeczeństwie i od otaczających cię otrzymujesz pewne oznaki czci i szacunku, przyjmuj je z prostotą, odnosząc je nie do swojej osoby, lecz do godności, którą piastujesz. Uchylanie się od nich, fałszywą tchnące pokorą, byłoby całkiem nie na miejscu.
(...).
Jeśli zaś gardzą tobą, wtedy radź się swej roztropności i osób doświadczonych, czy masz znieść w pokorze otrzymaną zniewagę, czy upomnieć się o cześć ci należną. Zależy to oczywiście od tysiącznych okoliczności.
Nade wszystko, mój bracie, tak żyj, tak postępuj, aby ci najzaciętsi nawet wrogowie nic zarzucić nie mogli; pracą, gorliwością kapłańską, zjednaj sobie poważanie u ludzi, a wówczas przez ciebie i w tobie stan kapłański czcią należną otoczony będzie" (str. 142 - 143).

O zewnętrznej czci Boga :
"Ucz się, mój bracie, od Piotra poszanowania dla Osoby Zbawiciela i dla tego wszystkiego, co się do czci Jego odnosi, a więc dla Służby Bożej.
Sancta sancte ! Nie daj Boże, aby ci miało a czasem zobojętnieć i spowszednieć to, co zawsze jednakowo świętym być powinno, jakkkolwiek codziennie staje ci przed oczyma. (...).
Świętym być powinien dla ciebie i Dom Boży.
(...).
A my, mój bracie, "rodzaj wybrany, królewskie kapłaństwo, naród święty, lud nabycia" mielibyśmy być wolni od zachowywania świętych obrzędów, którymi Kościół Służbę Bożą otacza ? Niestety, tak by się zdawać mogło, gdy się niekiedy słyszy i widzi, z jakim lekceważeniem, że nie powiem pogardą niemal, słudzy Ołtarza o nich się odzywają lub je wykonują.
Powiesz, mój bracie, że obrzędy, to przecież nie dogmat żaden, mogą być takie lub inne. Owszem, zgadzam się z tobą, ale zgódź się i ty ze mną, że dogmatem jest obowiązek oddawania Bogu czci zewnętrznej, i dogmatem jest obowiązek posłuszeństwa względem Kościoła, który w imieniu Boga daje nam swe przykazania i przepisy" (str. 145 - 148).

----------
Kilka słów komentarza :
Powyższe fragmenty rozważań księdza Mańkowskiego dobitnie pokazują wartość wytrwałości i czuwania, nie dozwalania na zniechęcenie, wrażenie monotonii. Ja również chciałabym podkreślić wagę czuwania i niestrudzonego eliminowania wszelkich zagrożeń dla życia duchowego, nie tylko w murach kościelnych, ale i w życiu całej społeczności. Przypominanie faktu stania na straży prawowiernej nauki katolickiej przez kapłana wydaje się w aktualnych czasach niezbędne i nieustannie naglące. Dotyczy to szczególnie nowych koncepcji, nowych zagadnień wchodzących w obręb wiedzy teologicznej, nie zawsze zgodnych z kościelnym nauczaniem. Wychwytywanie pojawiających się w taki sposób błędów, piętnowanie ich i usuwanie poza zakres wiedzy teologicznej jest zadaniem każdego kapłana. Nie jest to zadanie łatwe, ale mogę pocieszająco zaznaczyć, że prawie wszystkie obecne błędy czy wręcz herezje współczesnego świata zwalczane były w poprzednich wiekach. I na doświadczeniach naszych poprzedników należy się wzorować. Proszę zauważyć, że nigdy poprzednio nie wyrażono zgody na dyspensę od stanu bezżenności kapłańskiej. Nigdy poprzednio nie dopuszczano świeckich doradców do decydowania o tym, kogo należy przyjąć w szeregi młodych alumnów. Nie sugerowano się zasadami świeckimi odnośnie ludzkiego postępowania (także w obrębie życia wewnątzrzakonnego czy wewnątrzkościelnego). Dlaczego zatem dzisiaj szanuje się "psychologiczne zalecenia", których źródeł się nie zna ?
Jeden z kapłanów dobrze zidentyfikował dzisiejszą sytuację epidemiczną na świecie. Powiedział, że epidemię "koronowirusa" porównać można do "tęczowej zarazy". Obydwie zakaziły wiele istnień ludzkich i na trwałe pozbawiły ich zdolności witalnych, a czasem samego życia. Można powiedzieć, że "tęczowa zaraza" jest nawet bardziej zjadliwsza niż koronowirus kiedykolwiek będzie. Uśmierca sumienie człowieka, którego dotyka, pozbawia go zdolności rozeznawania pomiędzy dobrem a złem i sprawia, że zakażony staje się natychmiast źródłem zakażenia dla kolejnych osób, z którymi rozmawia, których zaufanie zdobywa. Moralna zaraza uśmierca duszę, z której istnienia wielu dziś nie zdaje sobie nawet sprawy. Poraża zmysł rozumienia następujących obecnie zjawisk społecznych, zdarzeń, faktów historycznych. Stępia wrażliwość społeczną, wprowadza rozłamy - sprawia, że młodzi ludzie nie cenią sobie mądrości starszych, wręcz wyrzekają się oglądu świata osób bardziej doświadczonych od nich samych. Starsi odwracają się od młodych, bo zostali przez nich zlekceważeni, wyśmiani, a nawet okradzeni (vide: wyłudzenia pieniężne metodą "na wnuczka"). Stan taki przekłada się także na pracowników służby zdrowia, którzy decydując się na częstsze odłączanie od respiratorów osoby starsze (seniorów), pozbawiają tym samym dane społeczeństwo elementów najbardziej wartościowych, przykładają rękę do przyspieszenia moralnego upadku całości danej wspólnoty. A jak usprawiedliwiają swoje postępowanie ? Większą przeżywalnością młodszego i silniejszego organizmu. Czy jest to argument wystarczający wobec świadomego uśmiercania tych, którzy reprezentują sobą rozwagę i głębsze rozumienie wielu dzisiejszych zjawisk ?
Kolejną straszliwą konsekwencją "tęczowej zarazy" jest kara. To kara, którą część prawników określiłoby mianej "odzwierciedlającej", to znaczy takiej, która jakby odbija w lustrze niegodziwy czyn sprawcy. Dozwolenie na pojawienie się oraz błyskawiczne globalne rozprzestrzenianie zjadliwego zarazka, łączącego w sobie kilka niebezpiecznych składowych ukazuje zagrożenia wynikające z ideologii lgbt. Atakowanie przez "kolorowy zarazek" młodych organizmów, które nie rozwinęły w pełni obronnych właściwości sumienia, nieraz wręcz były pozbawione możliwości rozwoju "wewnętrznego głosu Boga w duszy człowieka" za sprawą starszych od siebie, bywa, że i swoich opiekunów czy rodziców, praktycznie zamyka im drogę zbawienia, wyklucza z grona "błogosławionych", dążących do obecności i chwalenia Boga w nieskończonej szczęśliwości. Można powiedzieć, pozbawia ich życia wiecznego.
Wobec koronowirusa zastosowano szereg środków zaradczych - między innymi zakaz bezpośredniego kontaktowania się ludzi ze sobą, by w powietrzu lub dotykając powierzchni przedmiotów materialnych, nie wchłonąć wirusa do własnego organizmu. I w odniesieniu do  zarazka lgbt (oraz jemu podobnych) powinny być zaaplikowane określone środki ratunkowe wobec życia duchowego. Izolacja od kłamliwych słów tęczowej propagandy, odporność wobec nakłaniania do określonych praktyk dewiacyjnych, czujność wobec mnożących się kłamstw wymierzonych przeciwko religii, prawość i uczciwość w życiu osobistym i wspólnotowym winny być osłoną przed śmiertelnym zagrożeniem duchowym.
Ponadto, zarażona ludzkość zobowiązana jest także do zadośćuczynienia za liczne akty obrazy wobec Majestatu Najwyższego.
-------
Jeszcze raz życzę Państwu zdrowych i spokojnych Świąt Wielkanocnych. Obyśmy zrozumieli ich prawdziwą wymowę.

P.s. Powyższy wpis (podobnie jak poprzedni) przeklejam z pliku tekstowego. Za ewentualne zniekształcenia czcionki serdecznie przepraszam.