Skromność zdobi młodzieńca!


Rok 1966. Studencki poligon wojskowy w Orzyszu. Nasz pluton artylerii. Autor notki stoi drugi z lewej.

Motto: „Nie osądzaj nikogo,
dopóki nie staniesz przy jego kowadle
(Rick Riordan)

Przyznaję ze wstydem, że dopiero dzisiaj się dowiedziałem, że istnieje coś takiego jak „Dzień Mężczyzny”, więc postanowiłem w ramach życzeń opowiedzieć wszystkim Panom, - i Paniom oczywiście również, - pewną przysięgam prawdziwą opowieść z morałem.

Studia uchroniły mnie przed poborem do wojska, lecz przed armią nie uciekłem, bowiem raz w tygodniu mieliśmy na uczelni szkolenie wojskowe, gdzie terminowałem bez większych sukcesów w formacji artyleryjskiej, dochrapawszy się z trudem stopnia bombardiera. W trakcie tego szkolenia, co cztery semestry wywożono nas przymusowo na poligon wojskowy do prawdziwej jednostki, gdzie gang zakompleksionych kaprali traktował szkolonych studentów gorzej niż groźnych terrorystów w bazie Guanta namo.

W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym szóstym ubiegłego wieku odbywaliśmy taki poligon w jednostce w Orzyszu, gdzie za murami koszar zamknięto na sześć tygodni kilkuset studentów z krakowskich uczelni. Od pierwszego dnia tej katorżniczej służby poddano nas brutalnej wojskowej obróbce pod okiem liniowego kaprala, jak do dziś pamiętam, nazwiskiem Strumidło. Ten toporny prawdziwek podbudowany władzą nad inteligencją nie zdając sobie sprawy, iż podjął się wyzwania do wykonania niemożliwego chciał za wszelką cenę zrobić ze studentów rasowych żołnierzy. W tym celu stosował obcą studenckiej naturze metodę żelaznej dyscypliny utrzymywanej nad wyraz szeroką gamą wszelkiej maści rozkazów, kar oraz restrykcji podług zasad regulaminu, który traktował jak Biblię. W tych nieludzkich warunkach, wpędzeni w depresję zakazem opuszczania koszar, odcięci od świata, byliśmy na skraju choroby murzyńskiej objawiającej się całodobowym bólem głowy i nieznośnie dokuczliwym pragnieniem obecności kobiet. Więc nie dziwota, iż celem przetrwania koszarowego owego horroru poczęliśmy wymyślać coraz bardziej głupawe, zabawy wojskowe.

Pewnego dnia w czasie przerwy między musztrą i szkoleniem politycznym urządziliśmy na koszarowym placu defilad konkurs na - wstyd się teraz przyznać - najbardziej okazałego fallusa w plutonie. Za miarę długości posłużył wojskowy taboret o regulaminowych wymiarach, do dzisiaj pamiętam trzydzieści na trzydzieści, na którym waleczni „żołnierze” układali swoje nastroszone fiuty, a dowódca plutonu bagnetem bojowym nacinał, co znaczniejsze rezultaty. Napięcie rosło do granic zenitu, a wokół areny dreptali nerwowo skupieni kadrowicze otoczeni tłumem żądnych igrzysk gapiów, w sile lekko licząc setki chłopa.

Gdy ktoś prowadził z wynikiem zdawało się nie do pobicia, dwudziestu centymetrów z niewielkim okładem, przez wrzawę dopingujących począł się przebijać piskliwie nieśmiały głos kanoniera Cięciwy, największej zakały plutonu, który uprzejmie prosił: - Panowie! Najmocniej przepraszam, że się wtrącam, ale chciałbym spytać czy mógłbym też wystartować? Jednakże, podnieceni żołnierze odganiali ambitnego aspiranta pokrzykując ze złością: - Cięciwa! To jest poważny konkurs! Z czym do gościa? Spadaj!!!

Ale Cięciwa uparcie domagał się prawa do startu, a że był dżentelmenem nienagannie wychowanym, grzecznie, acz nieustępliwie nalegał: - "Panowie! Nie chciałbym być natrętem, lecz wydaje mi się, iż nie bez podstaw sądzę, że powinienem jednak wystartować". Ktoś się w końcu zlitował i dla świętego spokoju pozwolono Cięciwie przystąpić do walki. Oj, do śmierci będę pamiętał, jak kanonier Cięciwa bez pośpiechu, jakby od niechcenia, z ujmującą skromnością wysupłał z przepastnych zakamarków spodni ogólno wojskowych i ułożył na taborecie swój męski atrybut, a ku osłupieniu zebranych żołnierzy wyniku nie dało się naciąć, gdyż zabrakło blatu. Do dziś mam w uszach przenikliwą ciszę wywołaną bezgranicznym zdumieniem kibicującego audytorium przechodzącą zwolna w pomruk fascynacji. Tego samego dnia po apelu wieczornym studencka kapituła awansowała kanoniera Cięciwę do rangi bombardiera, a bohater dnia został jednomyślnie ochrzczony ksywą „Pasztetówa” stając się przedmiotem podziwu i dumą plutonu, a także naszej Alamae Matris Akademii Górniczo Hutniczej w Krakowie.

Zaś jak fama niesie, inżynier Cięciwa nie podjął po studiach pracy w wyuczonym zawodzie, gdyż został jak dziś Lewandowski rozchwytywanym fordanserem w przeniesionej po wojnie do Krakowa legendarnej lwowskiej szkole tańca Mariana Wieczystego, gdzie zrobił zawrotną karierę dzięki zgodnej opinii kursantek, iż jak nikt inny potrafił prowadzić…

Pozdrawiam wszystkich Gości i Komentatorów ze skąpanego w słońcu cudownie wiosennego Krakowa,

Krzysztof Pasierbiewicz (bombardier artylerii przeciwpancernej)

Post Scriptum
Bigotów, ascetów i zgorzknialców awansem upraszam o nie wytykanie mi studenckiej przygody z łabędzią budką
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika gorylisko

11-03-2018 [18:51] - gorylisko | Link:

oj panie drrrrr czy potrafi pan powiedzieć coś ciekawego bez konieczności odwoływania się do organów płciowych ? czy spraw sexu jako takiego ? może być nawet o in vitro ale bez nazwisk i fotek proszę...

Obrazek użytkownika zbieracz śmieci

11-03-2018 [19:28] - zbieracz śmieci | Link:

Drugi z lewej ,oglądam fotkę i widzę różnicę ,ten z lewej ma kinola jakby kaczy  a pasierbiewicz na zdjęciu jakby wypukły ...operację plastyczną sobie nasz dr zafundował aby się upodobnić czy cuś...........!?

Obrazek użytkownika ogrodnik

11-03-2018 [21:45] - ogrodnik | Link:

Ponieważ Gospodarzowi bloga już nie wypada, po tak kategorycznym żądaniu modestii, to ja coś dorzucę. W ramach tego samego szkolenia w tym samym Studium Wojskowym, w tym samym 1966 r.,  byłem na tzw. poligonie w Chełmie Lubelskim. Pewnego dnia pluton, albo dokładniej bateria (bo to też była artyleria naziemna lufowa), był trochę niezdyscyplinowany. Major Cz. (z krakowskiego SW) wydał komendy: Alarm gazowy (trzeba było założyć maski), Na skraju lasu (jakieś 600-800 m) biegiem zbiórka. Zdyszani i spoceni  czekaliśmy aż mjr doszedł do nas. Wtedy jeden z kolegów (J.M.Sz) chciał się popisać i skomentował jakość tych masek - "Już lepiej byłoby założyć na głowę kondom". Cz. popatrzył na niego bystrym wzrokiem i odparł- "O tak. Wtedy bylibyście do czegoś podobni."
Czyli zdarzały się sytuacje, że to wojskowi byli górą w dowcipie.
P.S. Cała historyjka przypomniała mi się przed paru laty, gdy zobaczyłem zdjęcie Michała K. Tego, co to był prawie we wszystkich partiach. Wtedy był zupełnie łysy.
 

Obrazek użytkownika Krzysztof Pasierbiewicz

11-03-2018 [21:52] - Krzysztof Pasie... | Link:

@Gorylisko

Byłem pewien, że pierwszy komentarz zamieści @HenrykHenry, drugi @Gorylisko, a trzeci @Spike. Niestety Pierwszy na metę przybiegł @Gorylisko, drugi przycwałował @zbieracz śmieci, a @spike w ogóle do mety nie dotarł. Chyba jednak derby to nie moja specjalność.

Ale pozdrawiam Panów serdecznie z wiosennego Krakowa. Życie jest jednak piękne!

Obrazek użytkownika Trotelreiner

12-03-2018 [09:19] - Trotelreiner (niezweryfikowany) | Link:

Jest pan coraz bardziej żenujący...ta munchhausenowska opowiastka z "wojska" na AGH,ukazuje sie w sieci,po raz N-ty.
Przesiąknął pan s24 ...co dobre u Pani doktor germanistyki Bogny Janke....to dyskwalifikuje człowieka nawet na berzie w Krakowie. [BERZA.w Krakowie...to kultowe miejsce].
I takie pierdoły [pardon la mot] pisze facet pod 75 rok życia z cenzusem na uczelni krakowskiej.