Zanim się zbierze na dobre, my z braku innych możliwości zbierzmy fakty. Dziś (5 września) w Mińsku odbyła się druga tura rozmów tzw. grupy kontaktowej dla Ukrainy. Poprzednie spotkanie miało miejsce w poniedziałek 1 września. Wzięli w nim udział były prezydent Ukrainy Leonid Kuczma, ambasador Rosji w Kijowie Michał Zurabow, przedstawicielka Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Szwajcarka Heidi Tagliavini oraz Andrzej Purgin, wicepremier separatystycznej Donieckiej Republiki Ludowej, i przedstawiciel separatystów z obwodu ługańskiego Aleksander Kariakin.
Tak więc „separatyści” czy też „terroryści” zostali de facto uznani za stronę w konflikcie, co tym samym daje im namiastkę uznania międzynarodowego. Można przeto powiedzieć, że dążenia władz w Kijowie, aby konflikt umiędzynarodowić, został zrealizowany, tyle że a contrario. Dokładnie tak samo, jak wiele naszych, polskich pragnień.
Podczas poniedziałkowego spotkania omawiano warunki zawieszenia broni, które byłyby wstępem do zakończenia walk we wschodniej Ukrainie. Jednym z nich miała być jakaś forma autonomii dla tej mocno uprzemysłowionej części kraju. Głównie chodziło o autonomię ekonomiczną.
W praktyce może to oznaczać, że uwolnione jednostki administracyjne zaczną kierową się swymi interesami gospodarczymi, a te związane są głównie handlem z Rosją, a nie Unią Europejską.
A może być jeszcze dosadniej.
„Można sobie już wyobrazić nowe >Monachium<, w którym w roli gospodarza, osoby przyjmującej decydentów, będzie występował właśnie Donald Tusk. I jego twarz będzie kojarzona z konferencją, na której Europa wyda zgodę, by Rosja wzięła sobie już Krym, a może i większy kawałek Ukrainy”, mówił na jednym z portali prof. Andrzej Nowak, wybitny historyk, znawca problemów wschodnich, w tym stosunków polsko-rosyjskich. Prof. Nowak raczej nie ma wątpliwości odnośnie do tego, czyją politykę po swym nowym wyniesieniu będzie uprawiał pan Donald: głównych politycznych graczy europejskich. Premier naszego kraju do nich nie należy - wprawdzie też gra, ale w piłkę.
Inny ekspert ds. wschodnich dostrzega nadejście w wydarzeniach na wschodzie Ukrainy drugiego etapu: „To etap, o którym w ogóle się nie mówi, a który może być dla nas naprawdę kłopotliwy. Jeżeli bowiem dojdzie do przegranej Ukrainy w tej wojnie, do tego przegranej spektakularnej z elementami upokorzenia, to konsekwencje polityczne dla rządu w Kijowie będą bardzo poważne. Czyli następny rząd może być rządem radykalno-prawicowym, co nas nie powinno cieszyć, albo rząd w rodzaju Vichy, można powiedzieć „Vichy po kijowsku”. Z naszego punktu widzenia to też fatalnie” [Paweł Kowal].
Vichy po kijowsku czyli po jakiemu?
Spójnik „albo” zastosowany przez eksperta w przedostatnim zdaniu sugeruje, że jest ono współrzędnie złożone rozłączne. Być może autor się pomylił i należałoby użyć zdania współrzędnie złożonego łącznego i zamiast „albo” zastosować spójnik „i”. Krótka mówiąc: Vichy po kijowsku, oznaczałoby nie po rusku, tylko po niemiecku.
Oczywiście nie chodzi o proste skojarzenie z historycznym rządem Vichy, choć ten jak wiadomo był proniemiecki. I to nawet bardzo.
Raczej chodzi o to, iż pod enigmatycznym szyldem „rządu radykalno-prawicowego” mogą się ukrywać jedynie banderowcy, czy neobanderowcy. Jest to chyba jedyna realna, bo zorganizowana i świadoma swych celów, siła w tej części Ukrainy, na bazie której taki „kijowski rząd Vichy” mógłby powstać. A ta siła jest raczej proniemiecka. Co w kontekście stosunku banderowców/neobanderowców do Polski i roszczeń terytorialnych do naszego kraju, nie jest jeszcze zmartwieniem największym.
Gdzie Rzym, gdzie Krym? Albo lustrzane odbicie.
A raczej, gdzie Ługiańsk, gdzie Szczecin? Wbrew pozorom, bardzo blisko.
Jak Rosji, w ekspansji na wschodnie tereny Ukrainy chodzi (przynajmniej na razie) głównie o prestiż i wzmocnienie geopolityczne oraz korzyści gospodarcze, tak też Niemcom (również: na razie) zależy na tym by ziemie leżące za ich wschodnimi granicami – np. Szczecin i Pomorze Zachodnie – stały się obszarem włączonym w niemiecką orbitę gospodarczą. Oczywiście nie jako ważny gracz, ale obszar podległy. Jak Rosji może nie stanowić, że na ziemiach wschodniej Ukrainy funkcjonować będzie „tubylcza” administracja, oczywiście byle nie antyrosyjska, tak też Niemiaszek nie zakłuci nam jesiennych wyborów samorządowych. Ważniejsza jest geopolityka i realizowanie koncepcji Mitteleuropy. A to wymaga czasu i spokoju.
A nasz zachodni „partner” ma jedno i drugie, również dlatego, że – jak pisałem na blogu – pierwsze kroki zostały już dawno przez Niemców poczynione, z pełnym powodzeniem (vide tekst: „Szczecin znów niemiecki!”)
Tak jak za czasów Peerelu, „gwarantem” naszej „niepodległości” oraz trwałości granic na Odrze i Nysie wbrew zakusom rewizjonizmu zachodnioniemieckiego był ZSRR, tak na obecnym etapie dziejów, to RFN - w którym, jak się okazuje, ziomkostwo nie jest wcale niepoważną grupą sentymentalnych dziadków i babć - może pełnić podobną rolę. Podobną, gdyż dającą jedynie gwarancje, niepisane, a nawet niewypowiedziane, choć pewniejsze od papieru i słów, że tam, gdzie przebiega strefa wpływów niemieckich, tam agresor ze wschodu nie wejdzie. Innymi słowy: Rusek ukroi sobie kawałeczek Ukrainy, a Niemiaszek porcyjkę Polski.
No dobrze, ale co z resztą Polski?
W zarysowanym, hipotetycznym, następstwie zdarzeń, nasza Ojczyzna, będzie państwem buforowym, otoczonym przez państwa nieprzyjazne (Rosja, proniemiecka Ukraina) oraz państwo nie przyjazne (Niemcy). W dodatku, niemiecka polityka względem naszych ziem zachodnich, sprawi, iż w gruncie rzeczy będziemy też krajem kadłubowym.
Co na to NATO?
Angela Merkel wykluczyła możliwość instalowania stałych baz NATO w Europie Środkowej, a prezydent Obama - możliwość interwencji wojskowej na Ukrainie. Również szczyt w Walii nie pozostawia nam złudzeń. W Newport ma zostać przyjęty Plan Działań na rzecz Gotowości (Readiness Action Plan) ogłoszony w ubiegłym miesiącu przez Andersa Fogh Rasmussenena, sekretarza generalnego NATO. Plan ma zakładać wyodrębnienie w ramach istniejących Sił Odpowiedzi NATO "szpicy", która będzie w stanie w ciągu 48-72 godzin zareagować na zagrożenia. Siły państw Sojuszu mają rotacyjnie uczestniczyć w tej "szpicy", która może liczyć ok. 4 tysięcy żołnierzy. Według dowódcy wojsk NATO w Europie i jednocześnie dowódcę sił amerykańskich na starym kontynencie - gen. Philipa Breedlove'a taka jednostka wymaga stworzenia zaplecza dowódczo-logistycznego. I tu pojawia się Szczecin.
Tyle fakty. Hmm… szpica… 4 tys. żołnierzy, którzy mogą (ale nie muszą) zareagować. I to w ciągu 48 a nawet 72 godzin (dwóch, trzech dni!). No to rzeczywiście – błyskawicznie! Pamiętacie państwo, nasi sojusznicy w 1939 r., też mieli podobną ilość czasu, aby się pozbierać i nam pomóc. Przypomnijmy, że dziś nasze możliwości obronne przed agresorem są jeszcze mniejsze niż w 1939 r. We wrześniu 1939 r., bitwa graniczna z Niemcami trwała co najmniej trzy dni. Dziś armia rosyjska mogłaby zająć 1/3 terytorium Polski w ciągu… 24 godzin, przypomina prof. Andrzej Nowak.
Nasza sytuacja jest beznadziejna, co wcale nie oznacza, że bez wyjścia.
Wygląda na to, że obecnie możemy liczyć co najwyżej na sympatię i wyrazy współczucia, ze strony sojuszników. Gdy będziemy walczyć w polu, dowództwo „szpicy” mieszczące się w Szczecinie, pomacha nam przyjaźnie ręką, a Putinowi groźnie - pięścią. A później, gdy uda nam się wytrzymać napór ruskiego wojska i doczekamy przybycia „szpicy”, która wzmocni swoje dowództwo w Szczecinie, to kto wie, może nawet natowska generalicja pokaże Putinowi wała!
Ale wcale to nie oznacza, że mamy się poddać. Wprost przeciwnie. Sytuacje beznadziejne mają też swoje plusy (dodatnie) i są na swój sposób inspirujące. To jednak temat na osobny tekst. Który napiszę, jeśli będzie się mi chciało. Mam już wiele mówiący tytuł: Bundeswera już naciera…
Póki co, proponuję wyguglać sobie na youtube starą pieśń frontową, choć napisaną dopiero w latach sześćdziesiątych zeszłego wieku. Ale to nie ma znaczenia. Tytuł pieśni: 7 kompania. Przy akompaniamencie Tomka Czereśniaka (harmonia), celowniczego czołgu o numerze taktycznym 102 (ps. czołgu: „Rudy”), śpiewa kompania wojska polskiego przygotowująca się do forsowania Odry i ruszenia na Berlin. Eh, to były czasy!
I nućmy sobie, ku pokrzepieniu serc!
…siódma kompania z okopów powstaje i z wielkim krzykiem rusza na Berlin!...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3967
Bundeswehra sie wybiera ... za Odrę ;-)