Seks, kłamstwa i taśmy sukcesu

Jakby ktoś w swej niewinności przegapił, okazało się, że przez ostatnie lata nagrywał sobie nieznany osobnik swobodnie spotkania (prywatne oczywiście) najważniejszych osób w państwie, kreujących i tworzących prawo i reguły, przepisy, wg których to państwo funkcjonuje. Abstrahując już nawet od tego, czy sprawnymi dźwiękowcami okazał się zabójczy gang kelnerów, rosyjscy agenci czy polskie służby specjalne działające we współpracy z wybranymi politykami, zbierającymi haki na swych kolegów, sprawa jest delikatnie rzecz ujmując, zwieńczeniem i podsumowaniem polskiej rzeczywistości lat transformacji, sukcesu, wolności.

Ostatnie sensacyjne doniesienia oskarżanego o organizację podsłuchów biznesmena Marka Falenty są rzecz jasna wątpliwą strategią obronną tego pana. Za "kelnerami" stało CBŚ, a CBA i ABW o podsłuchach wiedziały, ale nie reagowały. Do tego mamy informacje, że dotychczas ujawnione nagrania należały (co jest w sumie logiczne, po co od razu z grubej rury, jak można coś ugrać?) do łagodniejszych, a te wyjątkowo smakowite, jak rozmowy samego premiera Tuska, jego syna, Kulczyka itp. ciągle pozostają w subtelnym, acz pragmatycznym zapewne ukryciu. 

Pojawiły się także aspekty natury obyczajowej, seksualne ekscesy pewnego wiceministra, panie z otoczenia biznesmena służące jako przynęta do inicjowania lobbystycznych kontaktów. Cóż, widać w haśle "chu*, dupa i kamieni kupa" każdy z bohaterów polskiej sceny publicznej kładzie najmocniejsze akcenty tam, gdzie podnieta najwyraźniejsza. Jednych kręcą kamienie, a innych to drugie, trzeba być tolerancyjnym.

Najsmutniejsze w tym wszystkim, że na rewelacje tak szemranych osobników jak Falenta nie można po prostu zareagować wzruszeniem ramion. Z drugiej strony mamy bowiem rządzącą klikę, która każdym swym krokiem, kłamstwem, marketingowym stylem sprawowania władzy udowadnia, że zaufanie jest ostatnią rzeczą, na którą mogą oni liczyć ze strony (i tak już nieźle ogłupionego) społeczeństwa.

Smoleńskie śledztwo zapoczątkowało spektakularny upadek norm i etycznych standardów, państwo zmieniło się na naszych oczach w prywatny folwark wybrańców, których wzajemne wojenki są o tyle smutne, co budzą tragikomiczny śmiech i żałość swą nieudolnością, hipokryzją. Niespełnione obietnice wyborcze, premier, którego arogancja i przeczenie samemu sobie (chociażby w polityce zagranicznej) są wręcz groteskowe. Prywata i anty-demokratyczne standardy. Polityka społeczna, zdrowotna, gospodarcza, demograficzna wbrew powszechnemu kultu sukcesu Polski w UE jasno wskazują na degrengoladę i prawdziwe cele najważniejszych osób w państwie.

Z jednej strony mamy oszczędzanie i wręcz agresywne traktowanie ludzi najbiedniejszych, bezbronnych, chorych. Z drugiej ostentacyjne korzystanie z przywilejów, jakie niesie bogatym i nieuczciwym beneficjentom systemu ich pozycja. Zabawa, drogie restauracje, funkcjonariusze BOR-u traktowani jak dostawcy żywności i taksówkarze. Imprezy i wiedzący czym kogo zachęcić "biznesmeni". Znajomi i rodziny, którzy finansowy i zawodowy sukces odnoszą rzecz jasna niezależnie od nazwiska i stopnia pokrewieństwa. Dziennikarze, będący nieodłącznym składnikiem systemu wzajemnej pomocy, wsparcia, ochrony.

Wszystko to dzieje się na oczach znudzonego i biernego społeczeństwa, które w zmianę już raczej przestało wierzyć, a nadzieją co bardziej cwanych jest znalezienie się po tej "fajniejszej" strony barykady. Tam, gdzie ich męskie rozmowy i seksualne harce będą uwiecznione na taśmach. Taśmach, które okazują się być nie symbolem kompromitacji, lecz sukcesu.