Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Śmierć zabrała generała, płacze po nim Polska cała
Wysłane przez tipsi w 02-06-2014 [18:19]
Przez lata obserwowania wydarzeń politycznych wyrobiłem w sobie pewien dystans emocjonalny względem regularnie ponawianych wobec naszego środowiska prowokacji -- już to politycznych, już światopoglądowych czy obyczajowych, historycznych wreszcie. Jeśli mnie coś jeszcze naprawdę porusza, to cyniczne ataki na osoby niewinne lub bezbronne -- ale niewiele więcej. Dlatego z początku wzruszeniem ramion przyjąłem informacje o nawróceniu dyktatora, mszy żałobnej i całej hucpie związanej ze zgonem i pochówkiem tego sowieckiego jurgieltnika.
W pewnej chwili jednak naszła mnie, podobnie jak wielu innych, refleksja dotycząca zachowania duchownych. Czy aby ich posługa nie została znowu zinstrumentalizowana w interesie naszych mordodzierżców, nieprzyjaciół Pana Boga i wiernych czynowników Moskwy? Czy hierarchia nie popełniła błędu? Moim zdaniem, niestety, tak.
Nie budzi mojego sprzeciwu pozytywna odpowiedź na prośbę Jaruzelskiego o posługę kapłańską i sakrament pojednania -- to prawo ma każdy ochrzczony, każdy, kto wyznaje Boga jedynego. Zastanawia mnie jednak co innego, a raczej szereg faktów układających się w logiczny ciąg prowadzący do powyższego smutnego wniosku.
Nie mnie wnikać w treść i formę spowiedzi, pełnię wyznania, szczerość żalu. Ale wziąwszy pod uwagę doczesne skutki i medialne nagłośnienie sprawy wypada zapytać o ekspiację. O zadośćuczynienie. O ile rozumiem naukę Kościoła, bez niej nie ma mowy o dobrej spowiedzi. W jaki zaś sposób zadośćuczynić może grzesznik leżący na łożu śmierci, żałując szczerze swych przewin, jeśli rzeczywiście pragnie naprawienia wyrządzonego zła i jeśli zależy mu na przebaczeniu? Nie może już opublikować swej prawdziwej biografii, nie może rozdać majętności pokrzywdzonym, ani też wejść między ubogich, by służąc im przez resztę życia zmazać swoje grzechy. Właściwie może zrobić tylko jedno -- poprosić pokrzywdzonych o wybaczenie, przyznać się do błędu i ogłosić jedno słowo prawdy.
I generał mógł, bo tym razem na ten głos czekało wielu. Nie rozległ się on jednak. Śmierć zabrała generała, płacze za nim Polska cała. A w każdym razie -- oddycha z ulgą. Część, bo wreszcie zostawił nas w spokoju, część, bo już nic nikomu nie powie, część, bo teraz będzie można już swobodnie budować i eksploatować kult lewackiego "świętego", w stylu Che. Póki żył, nie było to łatwe, ciągle te żenujące skandaliki, plotki z alkowy, kłopotliwe procesy. Teraz pora wciągać go na cokół.
Nie padło więc publiczne "przepraszam i proszę o wybaczenie", "kłamałem całe życie, lecz teraz to przyznaję", "nie byłem bohaterem, byłem karierowiczem", "służyłem złu i tego żałuję" -- nic z tych rzeczy. Zapadło milczenie, głośne wrzaskiem medialnych czynowników.
Jakąż wartość ma ten rzekomy żal? Jaka to spowiedź? I jakie odkupienie? Nie jest-li to jedynie kolejna medialna hucpa? Kolejny wybryk lewactwa, trick tego-który-nie-przepuszcza-żadnej-okazji, by jeszcze bardziej z nas zakpić? By po sowiecku odebrać godność ofiarom i raz jeszcze spotwarzyć obrońców wiary? Czyż nie wywrzeszczą nam teraz wściekle w twarz "wasz kapłan mu wybaczył, więc i wasz Bóg musi!"? Czy nie o to wyłącznie w tym wszystkim chodziło, by teraz poważni komentatorzy w poważnych telewizjach mogli pouczać nas, że kontestując postać mordercy występujemy przeciwko wyrokom własnego Kościoła?
Spowiedź i komunia, a potem msza żałobna stały się wydarzeniami medialnymi i politycznymi. Nawet zakładając najszczerszą dobrą wolę spowiednika, ma on przecież zwierzchników, mądrzejszych i bardziej doświadczonych, którzy powinni byli rozumieć, że jeśli kiedykolwiek jest czas na oddzielenie sacrum od profanum, to właśnie teraz. Skoro z ust generała nie padło publiczne "przepraszam", to nie wolno było dawać poplecznikom zła okazji do żądania od narodu wybaczenia dla tego człowieka, żądania zapomnienia. Nie wolno było dopuścić do uczynienia z prywatnej spowiedzi, z osobistego pojednania się z Bogiem, wydarzenia o wymiarze publicznym.
Poczytuję to polskiej hierarchii za poważny błąd, że nie oddzieliła osobistego z natury rzeczy sakramentu od publicznego i politycznego jego zdyskontowania. Że nie przewidziała i nie zapobiegła temu, by banda piekielników przywdziała ornaty i wykonała przed Najświętszym Sakramentem, w świetle jupiterów i pod argusowym okiem kamer swój obrazoburczy taniec, ku zgorszeniu wiernych i obrazie Pana. Swąd w świątyni dawał się wyczuć już dawno, ale teraz kłęby dymu uderzyły w niebo.
Biada wam, którzy na to pozwoliliście! Można było temu zapobiec i zrobić to należało. Że tak się nie stało, Kościół polski będzie musiał zapłacić cenę. Cenę przede wszystkim polityczną, ale i wizerunkową, a pewnie także i materialną, ulegając bowiem presji wpływowych ateistów, znacznie również osłabił swą pozycję w toczącej sie walce o odzyskanie własności. Instytucja bogata dwoma tysiącami lat doświadczenia (a w Polsce -- ponad połową tego okresu) nie powinna dać się tak ogrywać przelotnym, choć chwilowo potężnym mocarzom doczesności.
Koszt tego błędu spadnie również na nas, wiernych Bogu i Ojczyźnie. I w wielu z nas osłabi ducha ten kolejny przykład kryzysu polskiej hierarchii. Na tyle, że usuną się z pola walki, opuszczą gardę, poddadzą. Nie Kościół to, by odpędzał owce, a przygarniał wilki! Jak Pan osądzi pasterza, który tak uczynił? Kościół składa się z ludzi i popełnia błędy ludzkie. Może przetrwać nawet liczne upadki na poziomie podstawowym, parafialnym, choćby wtedy, gdy ulega prostackiej ale skutecznej socjotechnice władz lokalnych, wbijających finansowy klin między parafie zakonne a diecezjalne. To da się naprawić. Jednak jeden poważny błąd w walce o wszystko, walce prowadzonej z nieprzyjaznym państwem wspierającym Antychrysta, może skutkować niepowetowaną szkodą, niszczącą dokonania wielu lat starań, pracy i wyrzeczeń.
Na szczęście osoba nowego prymasa daje nadzieję na nowe spojrzenie i nową politykę w tej dziedzinie. Nie chodzi wcale o eskalację konfliktu, ale raczej o skuteczne utrzymanie i odzyskiwanie pola. O niedopuszczanie do wykorzystywania autorytetu Kościoła do walki z nim samym, do walki z tą częścią narodu, która jeszcze chce narodem być.
Z każdej porażki wynika nauka. Co nas nie zabiło, może nas wzmocnić. Oby z tego doświadczenia polski Kościół, a wraz z nim my, świeccy, wyciągnął wnioski. Pewne zwiastuny refleksji pojawiły się już wcześniej i z nimi wiążę nadzieję na przyszłość.
A tak na marginesie -- jak wyglądaliby biskupi łagodzący w mediach wizerunek sowieckiego satrapy, gdyby potwierdziły się pogłoski o tym, że zmarł on na długo przed wyborami, zaś spowiedź, msza żałobna i pogrzeb były tylko przedstawieniem na potrzeby wyborów i propagandy, dla ratowania notowań rządu i prezydenta?
Komentarze
02-06-2014 [19:26] - NASZ_HENRY | Link: Szczyt bezczelności w III RP
Szczyt bezczelności w III RP zbadać co w urnie generała ;-)
02-06-2014 [20:55] - tipsi | Link: Nie mogę się pozbyć myśli, że
Nie mogę się pozbyć myśli, że na tę czarną trumienkę jak ulał pasowałyby okulary…
02-06-2014 [21:17] - emilian58 | Link: Order lenina też dałoby się
Order lenina też dałoby się upchać.
02-06-2014 [20:48] - bolesław | Link: Witam i gratuluję dobrego i
Witam i gratuluję dobrego i ciekawego artykułu.
Rytuał pogrzebowy przewiduje trzy formy katolickiego pogrzebu.
"...Pierwsza z nich, najbardziej uroczysta, gdy trumna z ciałem zmarłego jest wnoszona do kościoła i w jej obecności odprawiana jest Msza św. Po Eucharystii z kościoła wyrusza kondukt żałobny na cmentarz. Druga forma przewiduje jedynie stację w kaplicy cmentarnej i przy mogile. Oraz trzecia forma, która obejmuje jedynie modlitwy nad mogiłą......
My jako chrześcijanie powinniśmy kierować się przede wszystkim miłosierdziem, nie zapominając przy tym o sprawiedliwości, gdyż jak wyznajemy: Bóg jest sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze. Tak więc wymierzenie tej „głównej” sprawiedliwości pozostawmy Bogu. Jest jednak i ta ludzka sprawiedliwość, której nie możemy pominąć. Nie można go bowiem stawiać w jednym rzędzie z ludźmi pobożnymi, związanymi z Kościołem, którzy nigdy swojej wiary się nie zaparli, a przez całe swoje życie usilnie starali się (pomimo swojej grzeszności) być przykładnymi i praktykującymi katolikami.
Dochodzi tu jeszcze kwestia ewentualnego zgorszenia, o którym mówi Kongregacji Nauki Wiary. Jednak i tu Kongregacja wyjaśnia tę kwestię w osobnym liście skierowanym do wszystkich biskupów pt. Complures Conferentiae datowanym na 29 maja 1973 r.....".
Twierdzę, że zgorszenie wiernych w tym przypadku nastąpiło. Zmarły przed śmiercią nigdy nie przeprosił i w żaden sposób krzywd nie naprawił. W/g mnie minimum naprawienia krzywd to przeproszenie, oczywiście podanie do publicznej wiadomości. Nie było by to złamanie tajemnicy spowiedzi.A tak uroczysty pogrzeb to "przegięcie pały" (przepraszam za wyrażenie).
Serdecznie pozdrawiam,
bolesław
ps. dochodzą jeszcze informacje, że "Wolski" życzył sobie pogrzebu skromnego. Komuś zależało aby było jak było.