Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Taniość głównym kryterium budowy pomnika
Wysłane przez jazgdyni w 08-04-2017 [10:34]
O czym mowa? O głównym i reprezentacyjnym pomniku Gdyni.
Wszyscy się zgodzą, że centralnym i najbardziej reprezentacyjnym punktem miasta jest Skwer Kościuszki. Główna oś, idąca od wzgórz morenowych pięknie okalających Gdynię, aż do morza, a dokładnie do końca Mola Południowego, które wrzyna się w głęboki Bałtyk.
Tak to sobie zaplanowali twórcy miasta. I mieli rację. Inne portowe metropolie mają zazwyczaj promenady ciągnące się wzdłuż plaż, albo skalistego brzegu, a my mamy molo, albo pirs, będący wyzwaniem rzuconym Neptunowi.
I nie ulega wątpliwości, że ten obszar powinien być oczkiem w głowie władz miasta; światową wizytówką odrodzonej Polski. Niestety, mam nieodparte wrażenie, że te władze tego nie czują, albo nie pojmują.
Wyprzedają te tereny po kawałeczku, ozdabiają dosyć niefortunnie i zdaje się, że nie mają poważnej koncepcji, co tutaj robić.
A patrząc, co się dzieje z następnym pirsem DALMORU, to mam obawy, że najchętniej cały ten skwer sprzedali by deweloperom, by ci zabudowali to luksusowymi apartamentowcami, ogrodzili płotem, postawili bramki i kamery, by cały ten motłoch nie przeszkadzał wybranym.
O konieczności uwypuklenia centralnego punktu miasta pomyśleli już dzielni czerwonoarmiści, stawiając tutaj wysoki obelisk i umieszczając na górze kobietę – sołdata z pepeszą, którą natychmiast mieszkańcy po chrześcijańsku ochrzcili, nadając jej imię Natasza. Znaczenie i symbolika tego pomnika była dosyć długo dyskutowana. Bo nie był to zwyczajowy, zdezelowany czołg, którego sens był dość jednoznaczny.
Tuż po transformacji Nataszę przeniesiono na cmentarz żołnierzy radzieckich, a obelisk obalono. Co według mnie było bezgraniczną głupotą, bo dokładnie, jak pomnik Nelsona w Londynie na Trafalgar Square, mógłby uhonorować któregoś z dzielnych polskich żeglarzy, od Jana z Kolna począwszy, albo jednego z wielkich admirałów lub ojców założycieli miasta.
Jednakże władze ze św. pamięci prezydent Franciszką Cegielską i Wojciech Szczurek tak nienawidzili obelisku Nataszy, że kazali nawet zamalować go na obrazie, który zdobi reprezentacyjny gabinet prezydenta.
No cóż, czasy się zmieniają, Gdynia się bogaci, więc ponownie zrodziła się myśl, że należy ponownie centralny punkt miasta, na Skwerku Kościuszki, uczcić nowym pomnikiem.
I rozpoczęły się perypetie, nieprzystojne targi, akademickie spory rzeźbiarskich autorytetów.
Najgorsze w tym całym zamieszaniu było to, że władze chciały się obejść tanim kosztem.
Najchętniej zbudowałyby pomnik z krawężników, pustaków, może jeszcze z folii aluminiowej i sztucznych kwiatów. Pewnie zapatrzyli się na sztuczną tęczę, czy plastikową palmę, tak pięknie zdobiące stolicę.
Było nie było, władcy przeznaczyli na ten cel jeden milion złotych. Widocznie forsy nie starczyło po wybudowaniu kolejki linowej na czterdziestometrowy pagórek, za 6 mln zł, czy najdroższego odcinka ścieżki rowerowej w nowożytnej Europie za 12 mln zł.
A z innej paczki – bardzo jestem ciekaw ile miasto wydało, na głupi pomysł upiększający, na którym ktoś zbija kasę w całej Polsce, jakim są tak zwane "ławeczki". To mi bardzo przypomina interes z ekranami wzdłuż autostrad w szczerym polu.
No i zaczęła się kołomyja z pomnikami. W pierwszej dekadzie nowego stulecia postanowiono, że będzie to pomnik Marynarza Polskiego. Wyłoniono nawet całkiem interesujący projekt: 12 – metrowej fala z brązu, pięknie oksydowanej do morskiej zieleni z wkomponowaną czarną kotwicą.
Sprawa się wlokła, aż doktorowi Szczurkowi się odwidziało i zdecydował, że marynarze to marny powód dla pomnika i będzie pomnik Polski Morskiej. Co dla mnie jest nieco megalomańskie i ciekawe, że decyduje się na to człowiek, który praktycznie odwraca miasto tyłem do morza.
W końcu, w połowie marca zaprezentowano zwycięski projekt pewnego profesora, który jest połączeniem zjeżdżalni do deskorolek z semaforem kolejowym przy małej, prowincjonalnej stacyjce.
Ale za to jest tani.
A to, że raczej będzie szpecił i nie dodawał miastu prestiżu, nieważne. Dzisiaj byle co może być uznane za sztukę. A jak się komuś nie podoba, to się nie zna i jest głupi.
Jednak 62 procent wściekłych Gdynian zaprotestowało przeciwko tej maszkarze. Tylko co z tego; zwycięskiemu profesorowi wypłacono już 50 tysięcy nagrody, by zbudował coś, za dwukrotność tej kwoty.
Szanowne władze miasta nawet nie chciały pokazać przegranych w konkursie projektów, żeby ludzi bardziej szlag nie trafiał.
Tak więc będziemy mieli nowy, reprezentacyjny pomnik w centralnym punkcie Gdyni. Ku chwale.
I pewnie wkrótce ochrzczony on zostanie: "Zjeżdżalnia Szczurka".
.
.
O czym mowa? O głównym i reprezentacyjnym pomniku Gdyni.
Wszyscy się zgodzą, że centralnym i najbardziej reprezentacyjnym punktem miasta jest Skwer Kościuszki. Główna oś, idąca od wzgórz morenowych pięknie okalających Gdynię, aż do morza, a dokładnie do końca Mola Południowego, które wrzyna się w głęboki Bałtyk.
Tak to sobie zaplanowali twórcy miasta. I mieli rację. Inne portowe metropolie mają zazwyczaj promenady ciągnące się wzdłuż plaż, albo skalistego brzegu, a my mamy molo, albo pirs, będący wyzwaniem rzuconym Neptunowi.
I nie ulega wątpliwości, że ten obszar powinien być oczkiem w głowie władz miasta; światową wizytówką odrodzonej Polski. Niestety, mam nieodparte wrażenie, że te władze tego nie czują, albo nie pojmują.
Wyprzedają te tereny po kawałeczku, ozdabiają dosyć niefortunnie i zdaje się, że nie mają poważnej koncepcji, co tutaj robić.
A patrząc, co się dzieje z następnym pirsem DALMORU, to mam obawy, że najchętniej cały ten skwer sprzedali by deweloperom, by ci zabudowali to luksusowymi apartamentowcami, ogrodzili płotem, postawili bramki i kamery, by cały ten motłoch nie przeszkadzał wybranym.
O konieczności uwypuklenia centralnego punktu miasta pomyśleli już dzielni czerwonoarmiści, stawiając tutaj wysoki obelisk i umieszczając na górze kobietę – sołdata z pepeszą, którą natychmiast mieszkańcy po chrześcijańsku ochrzcili, nadając jej imię Natasza. Znaczenie i symbolika tego pomnika była dosyć długo dyskutowana. Bo nie był to zwyczajowy, zdezelowany czołg, którego sens był dość jednoznaczny.
Tuż po transformacji Nataszę przeniesiono na cmentarz żołnierzy radzieckich, a obelisk obalono. Co według mnie było bezgraniczną głupotą, bo dokładnie, jak pomnik Nelsona w Londynie na Trafalgar Square, mógłby uhonorować któregoś z dzielnych polskich żeglarzy, od Jana z Kolna począwszy, albo jednego z wielkich admirałów lub ojców założycieli miasta.
Jednakże władze ze św. pamięci prezydent Franciszką Cegielską i Wojciech Szczurek tak nienawidzili obelisku Nataszy, że kazali nawet zamalować go na obrazie, który zdobi reprezentacyjny gabinet prezydenta.
No cóż, czasy się zmieniają, Gdynia się bogaci, więc ponownie zrodziła się myśl, że należy ponownie centralny punkt miasta, na Skwerku Kościuszki, uczcić nowym pomnikiem.
I rozpoczęły się perypetie, nieprzystojne targi, akademickie spory rzeźbiarskich autorytetów.
Najgorsze w tym całym zamieszaniu było to, że władze chciały się obejść tanim kosztem.
Najchętniej zbudowałyby pomnik z krawężników, pustaków, może jeszcze z folii aluminiowej i sztucznych kwiatów. Pewnie zapatrzyli się na sztuczną tęczę, czy plastikową palmę, tak pięknie zdobiące stolicę.
Było nie było, władcy przeznaczyli na ten cel jeden milion złotych. Widocznie forsy nie starczyło po wybudowaniu kolejki linowej na czterdziestometrowy pagórek, za 6 mln zł, czy najdroższego odcinka ścieżki rowerowej w nowożytnej Europie za 12 mln zł.
A z innej paczki – bardzo jestem ciekaw ile miasto wydało, na głupi pomysł upiększający, na którym ktoś zbija kasę w całej Polsce, jakim są tak zwane "ławeczki". To mi bardzo przypomina interes z ekranami wzdłuż autostrad w szczerym polu.
No i zaczęła się kołomyja z pomnikami. W pierwszej dekadzie nowego stulecia postanowiono, że będzie to pomnik Marynarza Polskiego. Wyłoniono nawet całkiem interesujący projekt: 12 – metrowej fala z brązu, pięknie oksydowanej do morskiej zieleni z wkomponowaną czarną kotwicą.
Sprawa się wlokła, aż doktorowi Szczurkowi się odwidziało i zdecydował, że marynarze to marny powód dla pomnika i będzie pomnik Polski Morskiej. Co dla mnie jest nieco megalomańskie i ciekawe, że decyduje się na to człowiek, który praktycznie odwraca miasto tyłem do morza.
W końcu, w połowie marca zaprezentowano zwycięski projekt pewnego profesora, który jest połączeniem zjeżdżalni do deskorolek z semaforem kolejowym przy małej, prowincjonalnej stacyjce.
Ale za to jest tani.
A to, że raczej będzie szpecił i nie dodawał miastu prestiżu, nieważne. Dzisiaj byle co może być uznane za sztukę. A jak się komuś nie podoba, to się nie zna i jest głupi.
Jednak 62 procent wściekłych Gdynian zaprotestowało przeciwko tej maszkarze. Tylko co z tego; zwycięskiemu profesorowi wypłacono już 50 tysięcy nagrody, by zbudował coś, za dwukrotność tej kwoty.
Szanowne władze miasta nawet nie chciały pokazać przegranych w konkursie projektów, żeby ludzi bardziej szlag nie trafiał.
Tak więc będziemy mieli nowy, reprezentacyjny pomnik w centralnym punkcie Gdyni. Ku chwale.
I pewnie wkrótce ochrzczony on zostanie: "Zjeżdżalnia Szczurka".
.
Komentarze
08-04-2017 [10:56] - Marek1taki | Link: Pozory demokracji i paraliż
Pozory demokracji i paraliż prawa daje nieskończone możliwości mafiom.
W kontekście poprzedniego wpisu o rozwiązaniach komunikacyjnych, trzeba uznać, że mafie służą sabotażowi państwa i mają charakter agentury.
Chyba docelowo chodzi abyśmy sklonowali Dzierżyńskiego.
09-04-2017 [03:32] - jazgdyni | Link: To prawda. Niedojrzała
To prawda. Niedojrzała demokracja i struktury samorządowe tworzą lokalne układy mafijne. Każdy wójt, starosta, burmistrz, prezydent miasta po czterech latach obrasta szujami i hochsztaplerami. Więc to musi być systemowo zmienione.