Żałosny krewniak Mussoliniego

Obejrzałem właśnie konferencję prasową Wiktora Janukowycza. W Rostowie nad Donem. Blisko Ukrainy, nie za blisko kremlowskiej stolicy, ale na pewno na terytorium Moskowii. Z pozoru wystąpił w roli starego, "dobrego" prezydenta Ukrainy, niesłusznie skrzywdzonego przez majdan, banderowców, nacjonalistów i przede wszystkim Tiahnyboka i Jarosza. W rzeczywistości jednak odgrywa on już nową rolę. Ta rola to prezydent-recenzent, najnowszy krzyk mody rosyjskiej polityki.

Pytany jak skomentuje uwolnienie Julii Tymoszenko prezydent-recenzent oświadczył, że zawarła ona z Moskowią niekorzystną umowę, która naraziła ukraińską gospodarkę na wielkie straty i dlatego siedziała w więzieniu. Nikt z obecnych dziennikarzy nie ośmielił się zadać pytania, w jakim w takim razie charakterze prezydent-recenzent przebywa na terytorium kraju, który ograł panią Tymoszenko w negocjacjach. Dlaczego na przykład nie pojedzie do jakiegoś innego, neutralnego kraju, jak choćby do Turkmenistanu albo Korei Północnej.

Pytany czy spotkał się z Putinem, prezydent-recenzent odpowiedział, że nie, ale rozmawiał z nim telefonicznie. Jeśli dobrze rozumiem bizantyjsko-mongolską hierarchię państwa moskiewskiego, prezydent-recenzent spadł na najniższą możliwą pozycję. Oglądając tę konferencję widziałem śmiertelnie przerażonego człowieka, który desperacko walczy o swoje życie. Ocaleje tylko i wyłącznie wtedy, gdy co jakiś czas będzie występował publicznie, krytykując posunięcia "banderowców" i punktując ich błędy w polityce gospodarczej. Szczególnie interesująco zabrzmiały jego słowa o tym, że dobrze zna ludność wschodniej Ukrainy i wie, że jest ona spokojna tylko wtedy, gdy ma pracę.

Na koniec konferencji prezydent-recenzent wyraźnie się rozkręcił i zbezczelniał. Na jego kwadratowej twarzy zagościł dawno niewidziany uśmiech. Najwyraźniej spodobała mu się rola ostatniej qrvy i zamierza - jak sam powiedział - grać ją do końca. To znaczy zapewne do czasu, gdy "banderowcy" schwytają go i wywiozą na Ukrainę w chwili nieuwagi rosyjskich przyjaciół lub gdy jego pan, Putin, znudzi się swoją zabawką, założy mu betonowe skarpetki i poprosi o zbadanie, czy woda w Morzu Czarnym naprawdę jest tak czarna jak jego własne serce.

Jakub Brodacki

Gwoli wyjaśnienia. Tytuł przyszedł mi do głowy, gdy przypomniałem sobie rolę Mussoliniego po jego uwolnieniu przez komandosów Skorzennego. Pół żartem myślę sobie, że teraz być może Putin utworzy dla Janukowycza jakieś Księstwo Rostowskie i otoczy go gwardią złożoną z kozaków dońskich...
 
A tak serio: wydaję mi sie, że wbrew temu co sądzi Turczynow i rząd ukraiński, Rosja nie chce scenariusza abchaskiego i nie chodzi jej o odłączenie Krymu. Prawdopodobnie chodzi o zdobycie jakiegoś terytorium dla Janukowycza, na którym mógłby on ogłosić się prezydentem Ukrainy. No a potem taki scenariusz: "wojna domowa" a mocarstwa przymykają oczy na faktyczną interwencję rosyjską. oczywiście mogę się mylić.