Narodowcy są oburzeni. Narodowcy grzmią. Narodowcom nie w smak zejście z lini ciosu.
Słyszałem już o generale, co to się kulom nie kłaniał. Problem nie tylko w tym, że nie jest on wzorem dla nikogo, kto chciałby wziąć udział w patriotycznym polskim marszu, ale i w tym, że nie każda wątroba tyle zniesie co wątroba Świerczewskiego.
Dziwię się...
Rozsądny człowiek – zdawałoby się – widząc spadający mu na głowę fortepian, nie upiera się przy doktrynie własności i swoim prawie do zasiadania na własnym krześle we własnym ogrodzie, tylko czym prędzej przenosi cztery litery w niezagrożone miejsce.
Ale, jak widać, nie narodowiec. Ten się kulom ni fortepianom kłaniał nie będzie... A tych co opuszczą go przy rzeczonym stoliku pod fortepianem, grubym słowem pożegna...
Sytuacja uknuta na 11 listopada jest tak czytelna, że obecne upieranie się przy warszawskich obchodach zakrawa na ustawkę tzw. narodowców z alterglobalistami i ich przyjazną współpracę ze zbójecką bandą, która załatwiła na imprezę i alterglobalistów z niemieckimi (oczywiście) „antyfaszystami”, i odpowiednio nastawioną policję z żandamerią wojskową. Ta – zapewne na wypadek, gdyby drużyna gości nie odnosiła spodziewanego zwycięstwa. Ale może i na każdy inny.
Pół biedy jednak, gdyby tej ostatniej, zwanej narodową, formacji Wileckiego, Poręby i reszty przy kolaboracji Giertycha, Ziemkiewicza et consortes żal było jedynie wytęsknionego mordobicia (a po prawdzie, to raczej należy się liczyć z rzeką krwi). Gorzej, że do pełni szczęścia potrzebna jest im wspólnota w uporze Bogu ducha winnych ludzi.
Ku opamiętaniu się przypomnę jedynie taki drobny szczegół, że te obchody były w zamierzeniu przeznaczone także dla weteranów walk o wolną Polskę, dla subtelnych kobiet i rodzin z dziećmi. Ich obecność nie jest ani przypadkowa, ani obojętna. Marsz jako taki jest zdarzeniem spokojnym, gromadzącym uprzejmych ludzi, którzy przyjaźni dla gości U SIEBIE świętują SWOJE ŚWIĘTO. Spodziewać się czego innego po Marszu nie powodu.
Po Marszu – nie, ale dwa razy z rzędu coś się stało: Podczas NASZEGO Święta doszło do sytuacji groźnych, i to nie jedynie „potencjalnie”, dla pokojowych uczestników Marszu. Ten rok miałby być trzecim takim z kolei, mającym szansę usunąć w cień dwa poprzednie.
Dla dziecka, które straci oko, dla ludzi, którzy zostaną obrzuceni koktajlami Mołotowa nie ma znaczenia, że to nie Marsz jako taki i nie jego organizatorzy stali się przyczyną ich nieszczęścia, lecz – osoby stojące pryncypialnie PO DRUGIEJ STRONIE, choć z urzędu zobowiązane właśnie do zapewnienia porządku.
Marsz nie może stać się synonimem kataklizmu nawiedzającego miasto, wydarzeniem, na które nie można pójść w garniturze.
To nie jest umówione spotkanie dżentelmenów popierających jedną drużynę piłkarską z innymi dżentelmenami, popierającymi inną, w celu wyjaśnienia sobie spornych spraw za pomocą rąk, nóg i prostych narzędzi.
Jeśli więc nie potraficie zapewnić bezpieczeństwa matce wiozącej na Marszu dziecko w wózku, a nie potraficie, bo to jest niemożliwe, dopóki musimy śpiewać „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”, nie wzywajcie do udziału w Marszu ludzi niezdatnych do wojskowego poboru. Zwłaszcza gdy policja robi krok w tył i pozostawia ochronę tłumów im samym. To jest pułapka.
Wasza obecna postawa wzbudza wrażenie, że jesteście po prostu umówieni z panującym reżimem i że wasza umowa przewiduje przyprowadzenie na ulicę niewiniątek na rzeź.
Osobiście uważam, że czytelniejszym znakiem dla postronnego świata byłby polski Marsz Niepodległości w Gdańsku, niejednemu wciąż znanym jako „Danzig”, niż w Krakowie. Ale ten ostatni jest z innych z kolei względów właściwszy, nie będę więc oponował.
Oby do 11 listopada 2014 zapewnienie spokojnego przebiegu Święta Niepodległości w Warszawie było znowu możliwe, a powód do strachu mieli w tym dniu „niemieccy antyfaszyści” i „kolorowa rzeszpospolita” w czarnych strojach i kominiarkach, a nie Polacy z polską flagą na polskiej ulicy. Do tego potrzebne jest jednak coś innego niż spuszczenie lania wyżej wymienionym grupom za trzy tygodnie; a nawet jest dokładnie przeciwnie.
Do zobaczenia zatem na Marszu w Warszawie w przyszłym roku. Oby!
Bloger Miecz Damoklesa w związku ze spotkaniem w Krakowie czyni wyrzuty Prawu i Sprawiedliwości w takim duchu, że nie dość się pindrzy, by się mu/im przypodobać. Ba! Miecz Damoklesa nawet grozi...!
Szanowny Panie, jeśli do podjęcia właściwego wyboru przy urnie potrzebne są Panu jakieś specjalne umizgi, to jest Pan po prostu skazany skazany na głosowanie na PO lub kolejnych drani, którzy naobiecują Panu nie za mało, taki już Pański los. Panu się naprawdę wydaje, że poważna partia, zamierzająca rządzić Krajem, powinna wyprowadzać ludzi na niepotrzebne uliczne zamieszki, by pozyskać głosy ludzi, z którymi się Pan utożsamia?
Rozumiem, że kiedy tak się nie stanie, będzie Pan głosował na PO, SLD czy Ruch Podtarcia Komuśtam, a – Pańskim zdaniem – dzięki temu Marsz stanie się wreszcie spokojnym i radosnym milionowym spotkaniem dla świętowania Niepodległości?
Spieszę Panu wyjaśnić, że – znowu – jest dokładnie odwrotnie.
Decyzja o przeprowadzeniu tej konfrontacji zgodnie z wyobrażeniami waadzy jest również dla niepodległości przeciwskuteczna. Doprawdy trudno się oprzeć podejrzeniu o kolaborację i prowokację...
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7847
Narodowcy wcale się nie pieklą proszę zobaczyć:
http://www.youtube.com/w…
P.S. W Krakowie wybrane miejsce- przestrzeń uniemożliwia marsz tylko raczej wiec
Marsz ma w Warszawie 30 letnią tradycję.
"Wróg się zaczaił" w Warszawie.
Nie wiem, co jeszcze i w jaki sposób wyraźniej miałbym napisać...
Skoro Panu zależy na marszu akurat w Warszawie, ma Pan przecież tę możliwość. Co więcej, obchody w Krakowie zmieniają sytuację na tyle, że być może strona rządowa zrezygnuje z prowokacji i obchody w Warszawie będą wzorcowo bezpieczne, czego wszystkim życzę. Teraz od zdarzeń warszawskich Prawo i Sprawiedliwość jest oddzielone, niewiele jest więc do wygrania.
Policja jest w dalszym ciągu zobowiązana do ochrony zgromadzenia, cokolwiek by sobie pt. Bosak umyślił. Jego ustalenia z kimkolwiek nie zawieszają obowiązywania przepisów ustawy o zgromadzeniach.
Spokój pt. Bosaka kontrastuje jednak cokolwiek z wypowiedziami, jakie można znaleźć na blogach.
Ona obejmuje bardzo wiele codziennych zmagań o to - jak śpiewa Jan Pietrzak - aby Polska była Polską.
Samo to, że na manifestacjach patriotycznych w całym kraju gromadzą się miliony ludzi, w tym młodych, od skorupki zatruwanych antypolską propagandą edukacyjną w szkole, jest wynikiem czyjegoś starania: czyjejś walki.
Codziennie pilnuje się stanowionego prawa, bez czego depolonizacja pewnie byłaby dziś już zakończona.
Codziennie ludzie pracują nad programem prac do natychmiastowego podjęcia od chwili odzyskania Kraju. Pamięta Pan jakieś konkrety przedstawiane przez profesora Glińskiego, czy też zna Pan tylko przekaz WSI24?
W wymiarze międzynarodowym - na przykład - lider opozycji, Jarosław Kaczyński, złożył oświadczenie, że przystąpienie do faktu fiskalnego w oparciu o przyjętą przez PO podstawę prawną i wynikającą z niej procedurę uznane zostanie przez Polskę po przejęciu rządów przez opozycję za nieważne jako nigdy nie zaistniałe (non-est). Ten fakt jest dobrze znany tam, gdzie mam być znany, może Pan być spokojny.
Marsz Niepodległości to nie jest cała walka. To jeden krok, jeden cios, jeden unik. Nie warto wystawiać gęby wprost na pędzącą rękawicę; odsuwamy się i kontrujemy z boku.