Smoleńska lekcja z Londynu

W Polsce za premiera Tuska robią to tak:

Prokuratura wojskowa odrzuciła wniosek przedstawicieli rodzin ofiar smoleńskiej katastrofy rządowego samolotu Tu-154M z 10 kwietnia 2010 roku o udział ich pełnomocników i ekspertów „w całym procesie badania i przewożenia” pobranych z wraku samolotu próbek, których badanie może potwierdzić lub wykluczyć istnienie na nich pozostałości materiałów wybuchowych.
Informujący o tym media, przewodniczący Zespołu Parlamentarnego wspierającego pokrzywdzone rodziny, poseł Antoni Macierewicz, za najbardziej kompromitujący z użytych przez prokuraturę argumentów uznał przytoczoną w odmowie opinię biegłych.
Biegli ci – oraz cytująca ich opinię prokuratura – ponoć obawiają się, iż po dopuszczeniu przedstawicieli pokrzywdzonych do procesu badania próbek „powstaną dwie różne opinie”, co może prowadzić do chaosu poznawczego i budzi obawę kontaminacji (pomieszania pojęć).
Oznacza to – podsumował pos. Macierewicz – że ci biegli „przygotowują się z góry do tego, że mogą wydać opinię, która będzie przez innych fachowców podważona, inaczej sformułowana, czyli – krótko mówiąc – jest w tym z góry założone niebezpieczeństwo fałszu i matactwa”.
P.S. (godz. 17:12)
Prokuratura informowała niedawno, że zezwoli na udział pełnomocników bliskich ofiar w badaniach próbek, jeśli na taki udział zgodzą się biegli prowadzący te badania. „Stanowisko biegłych jest jednoznaczne. Udział stron w procesie badawczym mógłby wpłynąć negatywnie na sam proces, a tym samym na wyniki badań” – oświadczyła w piątek Naczelna Prokuratura Wojskowa.
„Biegli stwierdzili, że udział osób postronnych w badaniach nie jest wskazany z uwagi na niebezpieczeństwo zanieczyszczenia, dynamiczny proces badawczy wykonywany przez zespół ekspertów równocześnie w różnych pomieszczeniach laboratoryjnych obejmujący m.in. czynności takie jak przygotowanie i sprawdzenie aparatury analitycznej do badań, sposób przygotowania próbek, a nadto prowadzenie badań instrumentalnych także w porach nocnych” – powiedział kpt. Marcin Maksjan z NPW. (PAP)

A w Londynie 125 lat wcześniej robili tak:

Z drzwi domu wyszedł nam na spotkanie wysoki blady mężczyzna o włosach koloru lnu, trzymając w dłoni notes. Zobaczywszy Holmesa, podbiegł ku nam i wylewnie ścisnął dłoń mojego towarzysza.
Doprawdy, to bardzo miło z pańskiej strony, że pan się zjawił – rzekł. – Nie pozwoliłem niczego dotykać.
– Z wyjątkiem tego! – odparł mój przyjaciel, wskazując na ścieżkę. – Gdyby przebiegło tędy stado bizonów, nie narobiłoby większego bałaganu. Nie wątpię jednak, panie Gregson, że nim pan do tego dopuścił, wyciągnął pan już jakieś wnioski.
Miałem mnóstwo roboty wewnątrz domu – rzekł wymijająco detektyw. Ale jest tu mój kolega, pan Lestrade. Liczyłem na to, że on się tym zajmie.
Holmes spojrzał na mnie, unosząc ironicznie brwi.
– Skoro tą sprawą zajęło się takich dwóch specjalistów jak pan i Lestrade, niewiele mi już pozostało do odnalezienia.

[Arthur Conan Doyle: Studium w szkarłacie [A Study in Scarlet], wyd. I, Londyn 1887;
tłum. A. Krochmal i R. Kędzierski w: Księga wszystkich dokonań Sherlocka Holmesa, Warszawa 2011]

 
Smoleńska lekcja z Afryki
Smoleńska lekcja z Turcji