NBP szkodzi Polskiej gospodarce?

Według podejścia konserwatywnego, kursy walutowe ani nie przyśpieszają, ani nie spowalniają wzrostu gospodarczego. Dlaczego więc NBP wylicza tzw. kurs równowagi dla zerowego wzrostu?

    Mogłoby się wydawać, że NBP dba o stabilność pieniądza. Przyjrzyjmy się więc tzw. „kursowi równowagi” EUR/PLN na poziomie 3,75 zł, którą to wartość „wyliczył” NBP. Założenie zerowego wzrostu PKB, jako neutralnego jest bzdurą logiczną i metodologiczną. W innych miejscach NBP używa terminu „PKB potencjalny”, czyli mówiąc inaczej, naturalna stopa wzrostu gospodarczego w warunkach neutralnych, także przy neutralnym kursie walutowym. W warunkach Polski różne źródła wyliczają tę stopę PKB potencjalnego w przedziale 3-4,5%.

      Ta metodologiczna bzdura sprawia, że poprzez wzrost PKB poniżej potencjału polskiej gospodarki, nasz potencjał wzrostowy jest transferowany za granicę poprzez ucieczkę miejsc pracy z Polski, a także pieniędzy za pośrednictwem spekulacji typu carry trade. Kurs walutowy dla zerowego wzrostu gospodarczego oznacza, że naturalny wzrost gospodarczy został zmarnowany, utracony. Przy takim poziomie kursów dla zerowego wzrostu gospodarczego mamy sytuację, że produkowanie czegokolwiek w kraju nie ma sensu ekonomicznego, bo nie ma zysków! Nazywanie takiego poziomu kursów walutowych neutralnymi jest głupotą, albo celowym kłamstwem (delikatniej nie można tego nazwać).Kurs walutowy npowodujący zerowy wzrost gospodarczy jest negatywny, bo niszczy naturalny wzrost gospodarczy, PKB potencjalne.       NBP systematycznie rozsyła do firm stosowne ankiety, gdzie pośród wielu pytań jest pytanie o kurs walut, przy którym firma osiągnie zerową rentowność. Dobór reprezentantów do badania, to kolejna porażka. Kurs neutralny, to taki, przy którym produkowanie czegokolwiek w kraju ma sens. Logika podpowiada, by z badania kursów walutowych wyłączyć tzw. „import zaopatrzeniowy”, gdzie głównym czynnikiem kosztotwórczym netto są ceny. Dzieje się tak ponieważ, że jeśli coś „utracimy” wskutek kursów walutowych w imporcie zaopatrzeniowym (np. ropa, gaz itd.), „odzyskamy” przy eksporcie i/lub wskutek identycznego wpływu na eksport wyprodukowanych w kraju dóbr. Oczywiście, jako konsument nie byłbym zachwycony, płacąc za paliwo 10 zł/litr, miast 3 zł/litr, ale to osobny temat.       Z badania należy, koniecznie, wyłączyć importerów zagranicznych dóbr konsumpcyjnych. Teoretycznie, z ich punktu widzenia, ważny jest stabilny kurs walutowy. W praktyce wygląda to inaczej, bo najlepszy dla importerów kurs walutowy, to taki, przy którym lokalnym producentom nie opłaca się produkować. A kurs nieszkodliwy dla producentów, to taki, przy którym opłaca się produkować, czyli rentowność wyższa od zera! Kolejny błąd logiczny i metodologiczny, ponieważ przedmiotem badania nie może być kurs szkodliwy dla produkcji w Polsce.     Kolejny problem, gdy zapytamy, czy kurs walutowy ma wspierać strategie finansowe w firmie, czy być neutralny? Jednym z elementów takich strategii jest wybór waluty do finansowania swej działalności. Czy firma może odnosić korzyści ze wzmocnienia (aprecjacji) PLN, czy odwrotnie, kurs winien być stabilny?   Dla osób o konserwatywnych poglądach w grę wchodzi stabilność kursowa, a nie spekulacje walutowe, jak to czyniły niektóre firmy i „poległy” w 2008r. W opinii autora należałoby rozważyć, czy w badaniu uwzględniać firmy z tzw. „pozycją długą”. Jeśli zgodzimy się, że celem polityki kursowej jest taki kurs, przy którym będzie opłacało się produkować w Polsce, to takie firmy należałoby pomijać w badaniu. Inna opcja, poziom zysku zdefiniować na poziomie zysku ze sprzedaży, gdzie tzw. techniczny koszt wytworzenia należałoby precyzyjnie zdefiniować, a wtedy firmy z pozycją długą mogłyby być badane.       Problemem jest także dowolność określania poziomu w Rachunku Wyników, dla którego liczy się tzw. BEP (punkt przegięcia) z zerową rentownością. W rezultacie firmy mogą wskazywać kurs graniczny na poziomie kosztu wytworzenia, zysku operacyjnego, bądź poziomie zysku netto. Jest to poważny błąd metodologiczny autorów ankiety. Mało tego, nie powinno się badać BEP, tylko pytać, jaki wynik firma osiągnęłaby przy poziomie kursu X, Y, … Z. Byłoby to fenomenalne narzędzie badawcze, bo poprzez odpowiednią strukturę badanych podmiotów można by wyliczać tzw. wartość dodaną, składnik PKB.   Nie mam prawa nikomu czegokolwiek zakazywać, nakazywać itp., co jest oczywiste. Mimo wszystko „nakazuję” Prezesowi NBP, RPP, aby nigdy nie używali i nie propagowali kursu EUR/PLN dla zerowego wzrostu gospodarczego w kontekście kursu neutralnego. Kurs neutralny, jak już wyżej napisałem, to kurs neutralny, a gospodarka w stałych warunkach rozwija się w okolicy PKB potencjalnego. Zerowy kurs gospodarczy zostaje osiągnięty przy kursie szkodliwym, a więc, co logiczne, negatywnym, nie neutralnym, który odbiera Polsce i Polakom PKB potencjalne, pieniądze, bogactwo. Użyłem cudzysłowu przy słowie „nakaz” i proszę to właściwie zrozumieć.   Nie byłbym sobą, gdybym pominął rząd Tuska, najgorszy rząd w całym kosmosie. Rośnie bezrobocie, a „biedaki” z rządu, na czele z Tuskiem, twierdzą, że „to kryzys, że nic nie mogą zrobić”. Cóż, Tusk, Rostowski i ferajna są ubodzy w kompetencje. Od dawna było i jest wiadomo, że kryzys idzie do Polski, a nieudolny rząd biadoli i biadoli. Akurat w tym przypadku wystarczyło zrobić niewiele, jedną interwencją słowną osłabić PLN. Jak to zrobić? Przewartościowany PLN osiągnął swój poziom na fali spekulacji typu carry trade. Wystarczyło zabrać międzynarodowym instytucjom finansowym „paliwo i tlen”, oczywiście werbalnie.   Dla operacji carry trade „paliwem i tlenem” są polskie rezerwy walutowe. Wystarczyłoby, gdyby urzędnik niższego szczebla „wygadał” się przed dziennikarzami, że rząd wkrótce nie będzie na rynku walutowym sprzedawał obligacji, lecz skorzysta z rezerw walutowych. Słowa bez pokrycia, ale wielu Polaków nie utraciłoby miejsc pracy. Powie ktoś, że rezerwy są na ciężkie czasy, a jakie czasy mamy teraz. Czy kryzys, to ciężkie czasy? Rezerwy walutowe nie zabezpieczają przed kryzysami walutowymi, co uwypukliły przykłady krajów z dużymi rezerwami, np. Meksyk, Argentyna. Ba, nawet Bank Anglii został rzucony na kolana przez międzynarodowych spekulantów. Nie bądźmy więc śmiesznymi hipokrytami.   Osłabienia PLN należało już dokonać w połowie 2012r. Możliwe, że nieudolny rząd Tuska nie był wówczas czegokolwiek świadom. Chcę podkreślić, że już w maju 2012r., podczas mailowej dyskusji z posłem PO, prof. Rosatim i jego profesorskim biurem napisałem, że mam twarde dane liczbowe po lutym 2012r., które okazały się sensacyjne i dlatego poczekałem na analogiczne dane po marcu 2012r., gdzie otrzymałem potwierdzenie, że w polskiej gospodarce ujawniają się negatywne tendencje”. Nie pisałem szczegółów, ani rodzaju danych liczbowych, bo obowiązuje mnie tajemnica zawodowa. GUS o oznakach spowolnienia w Polsce zaczął nieśmiało pisać dopiero od końca czerwca 2012r.   Nieudolny rząd Tuska mógł zapobiec utracie pracy przez Polaków, ale ten wolał pięknie wyglądające słupki, niż dobro Polski i Polaków.
  Piotr Solis