Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Jaki gazda, taki rząd
Wysłane przez Krzysztof Pasie... w 10-03-2013 [16:16]
Motto muzyczne: http://www.youtube.com/watch?v=os51ocuMWHg
Spragniony uroków białego szaleństwa, postanowiłem sprawdzić zapewnienia Jacka Rostowskiego, że już doganiamy Europę i zdecydowałem, że tym razem miast w Alpach spędzę zimowe wakacje w jakimś przytulnym miejscu w polskich Tatrach. W Internecie dałem się skusić reklamie: „Wygodny pensjonat w Bukowinie Tatrzańskiej – domowa kuchnia - pokoje z łazienkami – masaże - ceny konkurencyjne".
Dojazd na miejsce wymagał od kierowcy umiejętności rajdowych, a z głębokich na pół metra lodowych kolein udało mi się wyrwać za piętnastym razem ryzykując przypaleniem sprzęgła. Na miejscu się okazało, że mój „pensjonat” to strzelista, trzypiętrowa góralska chałupa zbudowana na wynajem z końcem ubiegłego wieku w stylu przypominającym krzyżówką Pałacu Kultury z Rockefeller Centre.
Po schodach o stromiźnie, jaką się spotyka w szczytowych partiach himalajskich siedmiotysięczników wczołgałem się z bagażami na najwyższe piętro do apartamentu o metrażu klatki dla chomika. Łazienka owszem była, ale wykrojona kosztem pokoju, który w wyniku owej innowacji przekształcił się w kiszko-kształtną norę o wymiarach pięć na jeden. Więc chcąc dojść do łazienki musiałem przeciskać się bokiem wzdłuż łóżka, bacząc czujnie by sobie nie wbić w pupę drzazgi z boazerii.
Na wyposażeniu miałem niedomykającą się szafę, drewniany wieszak bez kołków, spadzistą półeczkę, na której nie sposób było cokolwiek postawić, popsuty czajnik oraz wiszący nad łóżkiem dębowy wysięgnik, na którym puszył się dumnie półtonowy telewizor, o który sobie nabijałem kilka guzów dziennie. Wytapetowane w złote nenufary ściany zdobił wielko-formatowy olej z „Ostatnią Wieczerzą” oraz wełniana makatka z wyhaftowanym koślawo napisem „Pamiątka z Gór Sowich”. Pod sufitem wisiała energooszczędna żarówka pogrążająca apartament w mroku, w którego czeluściach trudno było trafić łyżeczką do szklanki.
Pierwsze poważne problemy napotkałem rankiem, bowiem w przypominającej prosektorium łazience nie było żadnego haczyka, ani choćby gwoździa, gdzie mógłbym powiesić pidżamę i ręcznik. Nie było też mydelniczki. W efekcie moja kąpiel pod prysznicem stanowiła rodzaj tragikomicznej pantomimy. Bowiem trzymając w jednej ręce mydło, a w drugiej sitko od prysznica wywijałem w brodziku karkołomne piruety usiłując się opędzić od falującej w przeciągu obślizgłej zasłonki klejącej się do namydlonego ciała. Warto też wspomnieć ekstremalne hartowanie, bowiem z sitka ciurkała przemiennie woda wrząca z lodowcową.
Po wyczerpującej szarpaninie z zamkiem pamiętającym jeszcze czasy Janosika udało mi się zamknąć apartament, a do reszty wymiękłem na śniadaniu, gdyż jadalnia była pełna matek z kwilącymi oseskami, a co większe sztuki raczkowały z dzikim wrzaskiem po podłodze. Z kuchni zaś dobiegały strzępy polsko-rosyjskiej mowy, gdyż jak się okazało gazda najął do roboty Ukrainki.
Gdy porażony tym harmidrem klapnąłem przy stole postawiono mi przed nosem zupę mleczną, talerz z parówkami, zimne nóżki, koreczki z wiejskiej kiełbasy, salaterkę smalcu ze skwarkami, miskę jarzynowej sałatki, ogórki kiszone, a podająca do stołu Lwowianka zaproponowała z kresowym zaśpiewem, że jakbym był głodny to dołoży bigosu i jak będzie trzeba dokroi boczku lub głowizny. O podanym na obiad schabowym z kapustą i łazankach na kolację nie chcę się rozwodzić, powiem tylko, że zasnąłem odurzony siarczystym oparem flaczków gotowanych na śniadanie.
Prawdziwa masakra zaczęła się jednak podczas wyprawy na narty. Jak się bowiem okazało, żeby dojść do narciarni trzeba było w butach narciarskich sforsować skute lodem podwórko o stromiźnie podobnej tej z górnej części rozbiegu na Krokwi. Gdy się w końcu wdrapałem na tę szklaną górę techniką jodełki przeplatanej rozpaczliwymi szpagatami czekała mnie kolejna potyczka, tym razem ze skoblem od wiszących na jednym zawiasie wrót rozpadającej się szopy z koślawym napisem „narciarnia”.
Mówiąc krótko takiego syfa w życiu nie widziałem i naprawdę nie przesadzę jak powiem, że w tym „pensjonacie” wszystko było zepsute i nic nie działało tak jak trzeba, nie mówiąc o odrażającej szpetocie wystroju. A kulminacja dramatu nadeszła wraz z kładącą dziatwę pokotem epidemią grypy żołądkowej.
Na szczęście przez dziesięć dni z rzędu była lampa i każdego ranka za oknem roztaczał się widok ośnieżonych Tatr skąpanych w marcowym słoneczku, co mi przywracało wiarę, że chwilami życie potrafi być piękne. Tylko noce były trudne, gdyż w mojej kwaterze okna nie dało się domknąć, a od gór tak ciągnęło, że mi podnosiło kołdrę. Na domiar złego za przepierzeniem dzielącym mnie od pokoju przyległego słychać było każde westchnienie sąsiada, o sąsiadce taktownie nie wspomnę.
Z gabinetu masażu mieszczącego się za kotarą w module kuchennym nie skorzystałem, bo mnie w porę ostrzeżono, że masuje gaździna, której Pudzian mógłby pozazdrościć. Choć trochę żałuję, że pękłem, bo mogłaby to być tak zwana życiowa przygoda.
W sobotę wieczorem poszedłem do gazdy zapłacić rachunek. Siedział w kuchni przy stole nad do połowy opróżnioną flaszką otoczony chmarą umorusanych dzieciaków. Jak już uiściłem stosowną opłatę niewiele niższą niż w renomowanych kurortach alpejskich zagadnąłem nieśmiało gospodarza, że może dobrze by było zrobić to i owo przy chałupie.
Na co gazda odsłonił w szerokim uśmiechu brak górnych jedynek i oznajmił z dzieciną szczerością: „A cóz jo mom jesce panie robić? Kiej już syćko jest zrobione!”.
Krzysztof Pasierbiewicz
(nauczyciel akademicki)
Post Scriptum
I przekonał mnie gazda, bo w drodze do domu złapałem się na tym, że za kierownicą podśpiewuję sobie modny niegdyś przebój: „Oprócz błękitnego nieba, nic mi więcej nie potrzeba”.
Komentarze
10-03-2013 [17:17] - kacabaja.gem43 | Link: Wyjątkowy z pana grymaśnik!
Gwoździa się panu w łazience zachciewa,a pisze pan,że delikatną ma pupę i boi się pan maleńkiej drzazgi. Już miałem zachwycić się zdobywcą ośmiotysięcznika a tu poręczówki się panu zachciewa do toalety.Jeszcze wybrzydza pan na architekturę,zrozumiałbym to,że Centrum Rockefellera jest be.. ale PKiN? Prezent się panu nie podoba?- a wie pan, że w przypadku prezentu nieładnie jest grymasić.Na ile było stać darczyńcę na tyle zrobił nam prezent.
Jeśli przeczyta pański wpis jakiś pana student będzie od tej pory myślał,że jest pan malkontentem i jeszcze utwierdzi się w przekonaniu, ze cała Podhale uważa pan za wstrętny region.Jak się panu ten gazda nie podoba, to może ten gazda z Ruskiej Budy, jak by nie było,dostojny-jak zapewnia Jaruzelski- z pewnością lepiej by pana ugościł.
Myślę, że przyjmie pan to wszystko w kategorii żartu i przynajmniej na mnie nie będzie się pan boczył.
Vincent-y ma racje z tym doganianiem Europy.Widać, ze nie rozwiązuje pan rebusów kołowych. :)
10-03-2013 [21:59] - kacabaja.gem43 | Link: Uzupełniam dla jasności!
Nie kierowałem się jakąkolwiek niecną myślą w podtekście tego co napisałem w stosunku do pańskiej osoby.
Lubię żartobliwe teksty i żartobliwie wówczas reaguję.
Tym tu sposobem składam panu uszanowanie.
11-03-2013 [10:18] - Krzysztof Pasie... | Link: :-))) Pozdrawiam
:-)))
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
11-03-2013 [10:17] - Krzysztof Pasie... | Link: Wyjątkowy...
Ma Pan rację. Zawsze byłem słaby w rebusach kołowych.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
10-03-2013 [17:42] - ość | Link: .
.
10-03-2013 [17:29] - ość | Link: Jak to tak, bez wódki...?
Trzać beło zapić robala, to świat by popiękniał i wszyćko bydło by zrobione :-)
11-03-2013 [10:16] - Krzysztof Pasie... | Link: Jak to...
Niestety, w czasie grypy żołądkowej wódeczka nie smakuje. Nawet Żołądkowa Gorzka.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
10-03-2013 [19:00] - xena2012 | Link: trzeba bylo sobie pobyt jakoś,, uromantycznić''
a wtedy te wszystkie wymienione mankamenty stałyby się niezauważalnym drobiazgiem.A i łazienka bez wieszaka na ręcznik oraz brak mydelniczki byłby bezprzedmiotowy gdyby zorganizować miłe, dodatkowe ręce ,,do pomocy'' przy prysznicu.Potem to nawet górne światło zbędne i słusznie.Bo do wyjścia na narty należy sie fobrze wyspać.
11-03-2013 [10:14] - Krzysztof Pasie... | Link: trzeba było...
Droga Pani,
Opowiedziałbym coś Pani, ale się obawiam, że nie nieszłoby przez cenzurę.
Pozdrawiam Panią serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
10-03-2013 [20:07] - Teresa Bochwic | Link: Pana wpis jest nie tylko
Pana wpis jest nie tylko żarłoczny, ale wręcz lubieżny. Ta podnosząca się kołdra...
Zdjęcie powala, natomiast galeria jak zwykle nie otwiera się.
I na takie żarcie Pan narzekał?
Jedno pytanie mnie tylko gnębi - dlaczego nie wyjechał Pan stamtąd po 24 godzinach najpóźniej?
11-03-2013 [10:12] - Krzysztof Pasie... | Link: Pana wpis...
Pyta Pani:
"Jedno pytanie mnie tylko gnębi - dlaczego nie wyjechał Pan stamtąd po 24 godzinach najpóźniej?"
Odpowiadam:
Już pisałem wcześniej, że pojechałem w towarzystwie moich przyjaciół, którzy byli z przepadającymi za mną wnukami. Więc nie miałem serca ich zostawić.
Pozdrawiam Panią serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
P.S.
Z wielką przyjemnością czytam Pani teksty. Robi Pani wspaniałą robotę. Gratuluję z całego serca!
12-03-2013 [23:11] - Teresa Bochwic | Link: Dziękuję, nawzajem. Miodkiem
Dziękuję, nawzajem. Miodkiem Pan moje serce smaruje i pychą napełnia.
;-))
10-03-2013 [21:25] - marekagryppa | Link: Jazda bez trzymanki
I na co to było .Nic a nic Pana nie żałuję.
To chyba za to że tak długo Pan nie pisał.
11-03-2013 [10:08] - Krzysztof Pasie... | Link: jazda bez trzymanki...
Ależ ja ani przez moment nie pomyślałem, żeby mnie ktoś żałował. Po prostu smutne doświadczenie opisałem na wesoło. Bo niestety mentalność niektórych Polaków, również tych z naszej strony, jest przerażająca.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
10-03-2013 [21:29] - bolesław | Link: Witam Panie Krzysztofie.
Już się zastanawiałem gdzieś się pan "zaszył". Tak długo pana nie było. Miałem nadzieję, że balowania nie było końca a pisze pan tak smutne rzeczy.Słońce Peru kiedyś oPOwiadało, że mamy zieloną wyspę i Europę już wyprzedziliśmy.Rzeczywistość okazała się zupełnie inna.Zastanawiam się co przez tyle dni pana tam trzymało. Mam nadzieję, że mimo wszystko było tam coś pozytywnego i wesoło-przyjemnego.
A "oprócz błękitnego nieba" POpaprańców nam nie POtrzeba. WON Z NIMI!!!
Bardzo serdecznie pozdrawiam,
bolesław
11-03-2013 [10:06] - Krzysztof Pasie... | Link: Witam...
Drogi Panie Bolesławie,
Ani jednego dnia bym tam nie siedział. Ale przyjechałem w towarzystwie moich przyjaciół, którzy byli z małymi wnukami, dla których warunki nie miały znaczeniawięc nie wypadało mi ich zostawić.
Na drugi raz będę uważał.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz
11-03-2013 [13:05] - bolesław | Link: Szanowny Panie Krzysztofie!
No to wszystko zrozumiałem. To jak najbardziej pan usprawiedliwia.
pozdrawiam,
bolesław
10-03-2013 [21:51] - 1235813... | Link: ależ Panie Krzysztofie
nie jeździ się do Bukowiny tylko do Poronina. Jesienią ub.r., byłem wraz ze znajomymi, na kwaterze u pana Staszka, w Poroninie (bardzo miły człowiek). Jednego wieczoru, po spożyciu pewnie galona wódki, wspomniany Stasiek, który już wcześniej nie próżnował ..., wygarnął do nas: "jak jesteście za PO, to wypie... ". Było nas czterech (nasze kobiety C2H5OH nie piły), ale tylko dwóch z nas podzielało poglądy Stasia, pozostali- lemingi się nie odezwali, i wtedy tak z gospodarzem przypadliśmy sobie do gustu obsmarowując pookroągłostołową mafie, że przy wyjeździe, mi i mojemu koledze (też "Moher") Stasiu po cichu policzył połowę stawki ;). Lemingi były złe i później mówili, że dla tych paru stów byliby w stanie na chwile zmienić światopogląd(którego zresztą nie mają). Cóż, leming to leming, mamona się tylko liczy
Pozdrawiam Pana
11-03-2013 [10:02] - Krzysztof Pasie... | Link: ależ ...
Tak. Ma Pan rację. Leming dla pieniędzy zrobi wszystko. Tacy już oni są.
Pozdrawiam serdecznie,
Krzysztof Pasierbiewicz