Umorzenie w sprawie korupcji sędziów Sądu Najwyższego.

Prokuratura umorzyła śledztwo, w którym badano czy mogło dojść do korupcji w Sądzie Najwyższym. Powodem są nieprawidłowości, jakie miało popełnić Centralne Biuro Antykorupcyjne wręczając kontrolowane łapówki osobom z wymiaru sprawiedliwości.
- Jesteśmy zdziwieni i zaskoczeni decyzją prokuratora - powiedział nam Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA. Szef Biura wcześniej interweniował u Prokuratora Generalnego w sprawie krakowskiej prokuratury.

Informacje o umorzeniu w piątek śledztwa potwierdził tvn24.pl Artur Wrona, szef Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie. Sprawa dotyczyła "powoływania się od grudnia 2008 do 14 października 2009 we Wrocławiu, w Warszawie i innych miejscowościach i poza granicami Polski na wpływy w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu i w Sądzie Najwyższym oraz pośrednictwa w załatwieniu korzystnych dla ustalonej osoby orzeczeń sądowych w zamian za korzyści majątkowe i obietnice ich udzielania".

"Ten materiał to nie dowód"

Materiał z czynności operacyjnych CBA nie może stanowić dowodu. Został bowiem zgromadzony bez podstawy prawnej i wbrew przepisom ustawy.

Piotr Kosmaty, rzecznik Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie

W tej aferze pojawił się biznesmen znany z tzw. afery hazardowej - Ryszard Sobiesiak, dwaj sędziowie Izby Cywilnej Sądu Najwyższego, sędzia z Naczelnego Sądu Administracyjnego w stanie spoczynku oraz znani adwokaci i radcowie prawni. Łapówki miały być wręczone za korzystne rozstrzygnięcie cywilnego procesu wspólników Sobiesiaka z jego bratem przyrodnim Józefem M.

Prokuratorzy twierdzą, że winne umorzenia tej sprawy jest CBA.
- Uznaliśmy, że materiał z czynności operacyjnych CBA nie może stanowić dowodu. Został bowiem zgromadzony bez podstawy prawnej i wbrew przepisom ustawy o Biurze - powiedział nam Piotr Kosmaty, rzecznik prasowy krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej

Biuro napisało nieprawdę we wniosku?

CBA rozpracowywało osoby powołujące się na wpływy w Sądzie Najwyższym. W grudniu 2008 roku Biuro złożyło na ręce ówczesnego Prokuratora Generalnego (był nim wtedy minister sprawiedliwości Zbigniew Ćwiąkalski) wniosek o zgodę na przeprowadzenie operacji specjalnej polegającej na kontrolowanym wręczeniu korzyści majątkowej. Ćwiąkalski wyraził zgodę. W ten sposób rozpoczęła się operacja "Yeti", która dała także potem początek aferze hazardowej.

- W tym wniosku Biuro podało okoliczności niezgodne ze stanem faktycznym, z których miało wynikać, że CBA posiada wiarygodne informacje, że doszło do popełnienia przestępstwa. W ten sposób uzyskało niezasadnie zgodę na przeprowadzenie operacji - uważa prokurator Kosmaty.

Filmy i podsłuchy bez zgody sądu?

Prokuratura nie kwestionuje przyjmowania łapówek przez osoby z wymiaru sprawiedliwości, tylko działania CBA. Mieliśmy wszystkie zgody. Cała operacja była pod kontrolą ówczesnej Prokuratury Krajowej. Zgodę na przedłużanie operacji wydawano nam po dogłębnej analizie.

Mariusz Kamiński, były szef CBA

Oskarżyciele i CBA mieli podobno mocne dowody: maile między prawnikami a sędziami, SMSy, podsłuchy telefoniczne. Ale także zarejestrowane rozmowy, a nawet filmy z "korupcyjnymi zachowaniami" prawników i byłego sędziego NSA. Według ustaleń śledztwa miał on być łącznikiem pomiędzy ludźmi z otoczenia "króla polskiego hazardu" a sędziami Izby Cywilnej Sądu Najwyższego.

Prokuratura twierdzi jednak, że Biuro nagrywało bezprawnie. Dlaczego? CBA nie miało zgody sądu. - Biuro używało urządzeń rejestrujących obraz i dźwięk oraz podsłuchów w trakcie operacji wręczenia korzyści majątkowej. W ustawie o CBA nie ma przepisu, który by pozwalał na zastowanie takich środków bez zgody sądu - tłumaczy Kosmaty.

Polowanie na Syberii

Osoby, które współpracowały z Biurem w ramach prowokacji, rozpracowywały prawników i sędziów. Z pieniędzy Biura opłacały m.in. ich wyjazdy na polowanie na Syberię. Wszystko zostało nagrane jako jeden z dowodów na korupcję prawników. W sumie operacja trwała od grudnia 2008 do października 2009 roku. Zdaniem krakowskich prokuratorów tak długi okres trwania operacji specjalnej to kolejna nieprawidłowość.

- Według ustawy o CBA nie wolno  przedłużać operacji specjalnej o kolejne trzy miesiące. Gdy kończył się termin, Biuro występowało z nowym wnioskiem o operację wobec tych samych osób i zdarzeń. W ten sposób od kilku do kilkunastu miesięcy zarzucali sieć na te same osoby - mówi prokurator Kosmaty.

CBA zdziwione, Wojtunik interweniował

Jesteśmy zaskoczeni decyzją prokuratora i sposobem jej ogłoszenia, tym bardziej, że o umorzeniu dowiedzieliśmy się z mediów.

Jacek Dobrzyński, rzecznik CBA

Operacja "Yeti" zaczęła się gdy CBA kierował Mariusz Kamiński. Większość zarzutów ze strony prokuratury dotyczy okresu gdy obecny poseł PiS kierował Biurem. Jednak według naszych informacji Paweł Wojtunik, obecny szef Biura, nigdy nie zakwestionował działań ludzi Kamińskiego w tej sprawie. Co więcej: ustaliliśmy, że Wojtunik wcześniej osobiście, a w czerwcu tego roku pisemnie interweniował u Andrzeja Seremeta, Prokuratora Generalnego, w sprawie bezczynności krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej.
- Jesteśmy zaskoczeni decyzją prokuratora i sposobem jej ogłoszenia, tym bardziej, że o umorzeniu dowiedzieliśmy się z mediów - powiedział nam Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy CBA.

Kamiński w szoku

Były szef CBA odpiera zarzuty krakowskiej prokuratury. - Jestem w szoku. Prokuratura nie

kwestionuje przyjmowania łapówek przez osoby z wymiaru sprawiedliwości, tylko działania CBA. Mieliśmy wszystkie zgody. Cała operacja była pod kontrolą ówczesnej Prokuratury Krajowej, kierowanej przez Edwarda Zalewskiego (obecnie szef Krajowej Rady Prokuratury - przyp.red.) - mówi Kamiński. Tłumaczy, że nikogo nie wprowadzono w błąd, bowiem ówczesne kierownictwo Prokuratury Krajowej było wprowadzone w szczegóły sprawy. - Zgodę na przedłużanie operacji wydawano nam po dogłębnej analizie - twierdzi twórca CBA. Kamiński dodaje, że dzięki takim operacjom udało się skazać wiele osób za korupcję.

Miały być zarzuty

Po raz pierwszy informacje o tym, co bada prokuratura i Biuro pojawiły się w lutym 2010 r. na zamkniętym posiedzeniu hazardowej komisji śledczej. Przesłuchiwany był ówczesny prokurator krajowy Edward Zalewski i Marek Wełna, były już wiceszef krakowskiej Prokuratury Apelacyjnej (został odwołany w maju). Posłowie pytali, o co chodzi w operacji "Yeti" i czego dotyczy śledztwo krakowskiej prokuratury: "Postępowanie jest ukierunkowane na udokumentowanie ewentualnych zjawisk korupcyjnych w Sądzie Najwyższym" -  odpowiedzieli prokuratorzy na tym spotkaniu. Według naszych ustaleń, prokurator Wełna planował przedstawienie zarzutów i wystąpienie o uchylenie immunitetów rozpracowywanym prawnikom. Został jednak zdymisjonowany po objęciu przez Seremeta funkcji Prokuratora Generalnego.