Ja naiwniaczek prosty...

Kiedyś ludzie wal­czy­li w imię Bo­ga, Oj­czyz­ny i Ho­noru. Dziś mo­tywem prze­wod­nim każdej po­dej­mo­wanej wal­ki jest posiadanie. 
Kiedyś....

Kiedy wczoraj " Gruby Lewy " przerwał w chamski sposób posiedzenie komisji sejmowej, przypomniał mi się taki wiersz:

Dni niewo­li ta­kie długie a sen wol­ności da­leko
Swa­ry i pry­wata pog­rze­bały daw­no oj­czyznę
Naj­jaśniej­szą Rzeczpos­po­litą matkę wielu na­rodów
Po­lacy i Lit­wi­ni, Żydzi, Białoru­sini, Uk­raińcy, Ta­tarzy …
Wszys­cy da­wali swoją krew w da­ninie na ołtarzu wol­ności
Uf­ni w bra­ter­stwo wspólne­go do­mu
Drudzy widzieli to inaczej
Mar­szałek wraz z Dmow­skim wspólnie faszyną fo­sy za­sypa­li
Los Oj­czyz­ny był wspólny
Je­dyny cel przyświecał
Da­lekie dni chwały i wiel­kości
Drę sza­ty niczym Rej­tan
Pat­rzę na te mar­sze wspólnej niena­wiści i drę sza­ty
Krzyczę
Opa­miętaj­cie się głup­cy
Fo­sy za­syp­cie ziemią z trze­wi Oj­czyz­ny
Za­syp­cie na Bo­ga klnę was
Sy­nowie Pol­ski, która może sko­nać jak to już czy­niła
Po­tem z po­piołów tak trud­no Ją wskrze­sić
Prze­cież dziś Oj­ciec nie dał nam Mar­szałka
Kto to ma po­tem zro­bić?
Kto?
Krzyczę i py­tam
Przet­rzyj­cie oczy z niena­wiści
Proszę …

Władysław An­drzej Bob­rzyc­ki 

.....
Poeci mają naiwne spojrzenie na rzeczywistość.
Gnojowe bagno POlityki z jej wodzem i z jej liczącymi zyski PSL-pieskiem aż nadto to udowadnia.
Minisiu Boni, co tak warknięciami upomina naród że nie powinien domagać się całej prawdy ..
Stokrotka, która  jak chwast..chce zagłuszać szlachetność
Lizusek-Lisek....którego żadne porównanie się nie ima...
Lokator pałacu co słowo Kultura zna z nazwy kina na Krakowskim Przedmieściu.....
Poeto drogi...twa prośba nadaremna.
Oni nie chcą widzieć
Oni nie chcą słyszeć
Oni nie chcą pamiętać
Że Ojczyzna ponad całym tym ich brudem, cwaniactwem i zbrodnią.
Ojczyzna...
Kiedy ? To tak jak­byś za­pytał o mo­ment nawróce­nia. O gra­nicę między morzem a niebem al­bo Niebem a Ziemią. Nie wiem. Spra­wia wrażenie, jak­by była zaw­sze, lecz pod różny­mi pos­ta­ciami piękna w moim życiu. Nie sposób ją zauważyć, kiedy jest się zwykłym piel­grzy­mem, bun­towni­kiem i wyg­nańcem na włas­nej ziemi jed­nocześnie. Zwykłym jeńcem i zdrajcą oj­czyz­ny- swo­jego życia. Tak mi wstyd, że mu­siała mie­szkać w moim życiu aż szes­naście lat jak nieo­szli­fowa­ny ka­mień lub szczegół, będący pod­stawą całości, a ja nie pot­ra­fiłem jej od­na­leźć i os­ta­tecznie po­wie­dzieć: ,,To Ty jes­teś sen­sem mo­jego is­tnienia."
Za­pew­ne wycho­wała się tu, pośród tych wszys­tkich alei i uliczek, wśród białych prześciera­deł i wyk­rochma­lonych koszul swoich bra­ci, a ja, nie­szczęsny, nie pot­ra­fiłem na­wet od­gadnąć jej imienia. I je­dyne, cze­go pragnę, to spo­tykać ją każde­go dnia o po­ran­ku na Sta­rym Ryn­ku, kiedy w swo­jej kwiecis­tej su­kien­ce prze­mie­rza ulicę z wik­li­nowym koszem pełnym po­marańczy.

Wstyd mi też za samego siebie, kiedy zamiast mieć ją w sercu, miałem tam portfel.....