Spraw jest bardzo poważna, gdyż chodzi o gospodarkę. A ta, jak pamiętamy z haseł przedwyborczych liberałów, nawet dla głupców (czyt. nas wyborców) miała być najważniejsza. Okazuje się, że jest już nawet tak źle, że dochodzi do kontrowersji pomiędzy poszczególnymi ministerstwami. Widocznie dla nich, jako ludzi na stanowiskach, już co innego jest ważne a nie jakaś tam nieokreślona gospodarka. Co to może być? Bo przez myśl mi nie przychodzi, że mogą to być przywileje i stanowiska dla znajomych. A te, w związku z grożącym nam kryzysem mogą okazać się bardzo cenną przedwyborczą kartą przetargową. Co robić? Według oficjalnych danych dług publiczny w naszym kraju w tym roku wyniesie najprawdopodobniej powyżej 56 proc. PKB co oznacza wzrost o 9,1 pkt proc. w porównaniu z końcem roku 2008. Na genialny pomysł wpadł nie byle kto bo sam premier. Zabrać lub zmniejszyć ulgi. Na początek pogrzebową potem inne. Klasy politycznej takie pomysły raczej nie dotkną, ale dla całej reszty mogą okazać się bardo bolesne. Minister Michał Boni poszedł o krok dalej. Zaproponował zmniejszenie liczby urzędników, co w okresie przedwyborczym dla PO może okazać się bardzo bolesne. Wiadomo 100 urzędników mniej, 100 przeciwników politycznych więcej. A Platforma dbając o swój medialny image stopniowo i sukcesywnie zwiększała administrację w naszym kraju. Po redukcji etatów administracji miała wrócić do poziomu z początków rządu Donalda Tuska. Wówczas urzędy zatrudniały 576 tysięcy pracowników. Dziś armia urzędników liczy 630 tys. osoby. Plan Boniego był prosty: w 2011 roku pracę ma stracić co dziesiąty urzędnik. Programem cięć miały być objęte wszystkie resorty, agencje rządowe, urzędy wojewódzkie, skarbowe, ZUS, KRUS, NFZ, NFOŚ i PRFON. Tymczasem ministrowie najzwyczajniej sprzeciwili się cieciom. Wynika z tego, że trzeba będzie sprywatyzować (czyt. zlikwidować) jeszcze kilka państwowych zakładów by ambitne plany Boniego zrealizować. W zgiełku tego sporu do końca nie pozostanie jasne czy o to chodziło, ale tego nie będzie nikt dociekał. Byle wszystko się zgadzało. Miało być 10 procent i jest. Ważne, że dla wszystkich pozostałych z czystym sumieniem gospodarka znów przez jakiś czas może być najważniejsza, bo człowiek to chyba jednak nie za bardzo.Tadeusz Rozłucki
Rząd Donalda Tuska ma same problemy. Tak dalej stanowczo się rządzić nie da. Co się jeden kończy, to się następny zaczyna. Jeszcze nie umilkły echa przepychanki o dopalaczy a już – w związku z polityką miłości - trzeba zadbać o bezpieczeństwo opozycji. Tymczasem gospodarka coraz bardziej kuleje a tu jeszcze minister Michał Boni zaproponował cięcia.