Rząd na dopalaczach

Najwidoczniej w sprawie musi być jakieś drugie dno. W głowie mi się po prosu to nie mieści, by na tej sprawie ktoś miał zarabiać. Tymczasem w prywatnych rozmowach oraz na forach internetowych wprost huczy od plotek. Mówi się, że na nieświadomej zagrożeń młodzieży, ktoś najzwyczajniej w świecie chce napełnić sobie kieszenie. Spotkałem się także z twierdzeniami, że za tym całym zamieszanie stoi mafia, której macki sięgają także świata polityki. Wiadomo - klient zażywający dopalacze prędzej czy później sięgnie po mocniejsze wrażenia i mocniejsze narkotyki. Bez spornie z wszystkimi nieprawidłowościami trzeba walczyć. Nie można jednak tej walki przerzucać jedynie na młodzież. W kraju powinien istnieć zdroworosądkowy porządek prawny, który jest pewnym wyznacznikiem zachowań społecznych dla całego społeczeństwa oraz punktem orientacyjnym dla dorastającej i kształtującej się młodzieży. Tymczasem jak widać z posunięć obecnego rządu, Platforma chciałaby przerzucić walkę jedynie na młodzież. Na tym właśnie ma polegać kampania obecnej minister zdrowia Ewy Kopacz. Kampania będzie pewnie dużo tańsza niż podjęcie rzeczywistej walki z dilerami narkotyków. W końcu przecież plakaty czy znaczki wiele nie kosztują. Sęk w tym, że oprócz tego, że będzie tanio, będzie również o wiele gorzej i nie skueczniej.

Tadeusz Rozłucki

Im bardziej obserwuje działania rządu skierowane przeciwko stosowaniu środków psychoaktywnych zwanych dopalaczami, tym bardziej narasta we mnie uczucie irytacji. Władze stolicy podjęły co prawda pewne kroki w celu ukrócenia tego procederu, jednak wydaje się, że jest to walka jedynie w sferze deklaracji.