Dlaczego Sikorski atakuje Litwę?

Rosyjski strateg polityki zagranicznej, Siergiej Karaganow, przedstawił w gazecie Michnika wizję euroazjatyckiego sojuza od Pacyfiku po Atlantyk. Wyraził zadowolenie, że „różni Juszczenkowie” już nie stoją na przeszkodzie tej świetlanej przyszłości, która zespala w jedno marzenia zarówno Stalina, jak i Hitlera. Wrogiem dotychczas niezlikwidowanym, który nie chce sprzedać suwerenności swego kraju, jest Alaksander Łukaszenka. Już kilkakrotnie pisałem, że w naszym najlepszym interesie leży wspieranie niepodległościowych i prozachodnich dążeń Batki.    Prezydent Łukaszenka tak rozsierdził Kreml, że Dmitrij Miedwiediew oskarżył go o prowadzenie "histerycznej" i "antyrosyjskiej" kampanii przed grudniowymi wyborami prezydenckimi na Białorusi. W kilka dni potem mała Litwa zachowała się bardzo odważnie – jej Prezydent, Dalia Grybauskaite, podczas wizyty w Mińsku zadeklarowała, że „Litwa jest gotowa pomóc Białorusi bronić jej interesów w Europie w takim stopniu, w jakim będzie chciała tego Białoruś. Chcemy pomóc Białorusi bardziej otworzyć się na Europę”. Biorąc pod uwagę ten kontekst międzynarodowy trudno mi widzieć w ataku Sikorskiego na władze Litwy coś więcej niż tylko serwilistyczne realizowanie interesów Kremla…

Ślamazarny w obronie polskich interesów minister spraw zagranicznych nagle odzyskał wigor i ostro upomniał się o Polaków na Litwie. Niby piękny gest, ale w świetle niedawnej odprawy u swojego starszego kolegi Siergieja Ławrowa warto poszukać drugiego dna tego przypływu dyplomatycznej jurności.