Grunwald a nasze mity narodowe

 

Upadek państwa polskiego rozpoczął się tuż po jego Złotym Wieku i tuż po jego największym triumfie – pokonaniu koalicji rosyjsko-szwedzkiej oraz zajęciu Smoleńska i Moskwy. Pozwolę sobie zaryzykować tezę, że był to punkt zwrotny w naszej historii. Do tamtego czasu nasi władcy kierowali się interesem państwowym, a w polityce wewnętrznej stali na straży wolności obywatelskich i tolerancji religijnej (oczywiście oceniając to nie w porównaniu z dzisiejszymi kryteriami, ale na tle epoki). Najwspanialszym okresem tej polityki był właśnie XVI wiek – a szczególnie jego połowa. Warto dodać, że to także największy rozkwit reformacji (czyli powrotu do Pisma Świętego i osobistej wiary w Chrystusa) na ziemiach polskich. W tym czasie posłowie katoliccy byli mniejszością w polskim Sejmie, szlachta masowo przyjmowała luteranizm, a magnaci kalwinizm. Sytuacja zmieniła się diametralnie wraz z elekcją Zygmunta III Wazy o orientacji kontrreformacyjnej. Od tej chwili zarówno w polityce zewnętrznej, jak i wewnętrznej zaczęły dominować interesy papiestwa.I tak 27 sierpnia 1610 roku Stanisław Żółkiewski, po tryumfach militarnych, podpisał ugodę z bojarami, którzy zgodzili się uznać królewicza Władysława carem pod jednym warunkiem – jego koronacja miała odbyć się według obrządku prawosławnego. Nie było to w interesie papiestwa i Polska poświęciła swój interes państwowy dla dobra Rzymu. Za kilkadziesiąt lat zniknęła z mapy Europy... Czy rzeczywiście tak Bóg wynagradza służenie Mu? Czy potop szwedzki możemy uznać za Boże błogosławieństwo?Nasi rodacy nie wyciągnęli lekcji z tamtej tragedii. Dali się przekonać, że najlepszą odpowiedzią na srogie karcenie ze strony Boga będzie jeszcze większa zewnętrzna religijność i zwalczanie wolności religijnej. W 1656 roku ogłosili Maryję Królową Polski, a dwa lata później pacyfistycznemu (drewniane miecze) nurtowi reformacji, Braciom Polskim, postawiono ultimatum – przejście na katolicyzm albo wypędzenie.Polska w dobie kontrreformacji staczała się coraz bardziej w kierunku powierzchownej i pełnej zabobonów religijności, następował zanik światłych postaw obywatelskich i powolny zmierzch państwa zakończony zaborami.Polskie elity, nie chcąc dostrzec tych oczywistych znaków Bożego karcenia za odejście od tradycyjnej dla wieków rozkwitu państwa tolerancji i od kierowania się interesem państwowym, a nie kościelnym, uciekły się do pokrętnej tezy o szczególnej dla naszego narodu łasce Boga, który daje nam cierpieć za inne nacje. Stoi to w oczywistej sprzeczności z Pismem Świętym, które uczy, że Bóg daje błogosławieństwo i pomyślność narodom, które przyjmują Jego wskazania, a karci te, które są oporne. Można spojrzeć na historię narodów, które w czasach reformacji stanęły po stronie wierności Pismu Świętemu – Anglii, Skandynawii, Holandii czy wreszcie Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej. Trudno o lepszą ilustrację wpływu Boga na pomyślność narodów, które odpowiedziały na Jego głos. Na pewno nie jest to los męczeński...W obliczu obecnej tragedii Tomasz Terlikowski, katolicki publicysta, wraca do tego dziewiętnastowiecznego mitu o Polsce - Chrystusie narodów:Wybraństwo, wbrew dziecinnym opiniom, nie oznacza jednak w chrześcijaństwie jakichś profitów, a wezwanie do współuczestnictwa w cierpieniu. Polska to wyzwanie podejmowała. Tragedia rozbiorów i powstań (piszę to ze świadomością, że po ludzku da się wskazać odpowiedzialnych tym tragediom) poprzedzała objawienia Miłosierdzia Bożego, a może je przygotowywała. A potem przyszła II wojna światowa, dramatyczna rzeź katyńska, ofiara powstania warszawskiego, komunistyczne lata prześladowań i mordów. (...) ta tragedia jest wyraźnym przypomnieniem, że nie będzie nam dane bycie "normalnym" narodem, który może żyć w świętym spokoju, że od nas Pan Bóg wymaga co jakiś czas daniny krwi, ofiary (czasem boleśnie absurdalnej) z najlepszych synów.Po trzykroć NIE. Bóg nie jest krwawym tyranem żądnym ofiar z naszych synów! To pogańska religijność związana z Molochem, któremu składano dzieci w ofierze. Bóg chce dobra każdego narodu! Największym jednak dobrem dla jednostki, jak i dla całego narodu, jest osobiste poznanie Boga, jak podaje ap. Paweł:

Bóg, który stworzył świat i wszystko, co na nim, Ten, będąc Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach ręką zbudowanych ani też nie służy mu się rękami ludzkimi, jak gdyby czego potrzebował, gdyż sam daje wszystkim życie i tchnienie, i wszystko. Z jednego pnia wywiódł też wszystkie narody ludzkie, aby mieszkały na całym obszarze ziemi, ustanowiwszy dla nich wyznaczone okresy czasu i granice ich zamieszkania, żeby szukały Boga, czy go może nie wyczują i nie znajdą, bo przecież nie jest On daleko od każdego z nas. Dz. Ap. 17:24-27Tragedia smoleńska ma otworzyć narodowi oczy na prawdę. Jej ziemską składową po części rozpoznaliśmy w pierwszym tygodniu żałoby, gdy miliony ludzi zobaczyło, jak bardzo byli oszukiwani przez media i sprzedajnych polityków. Czy naród rozpozna też drugą, duchową składową? Tu zgadzam się z Tomaszem Terlikowskim:Jeśli Bóg dopuszcza taki dramat, to nie robi tego po nic, ale po to, by niezwykle mocno wezwać nas do działania, przemiany i zaangażowania. I jakoś nie wierzę, żeby chodziło tylko o podniesienie poziomu debaty (nie trzeba ofiary z życia prezydenta i prawie stu innych osób do nauczenia kultury osobistej części posłów czy dziennikarzy), ale o coś zdecydowanie więcej. Odczytanie tego zadania – w perspektywie symboliki smoleńskiej tragedii – jest dla nas zadaniem. Z odrzucenia go, z odmowy zaangażowania będziemy rozliczeni na sądzie ostatecznym. I biada nam, jeśli – po takim znaku – udamy, że nic się nie stało. Wtedy pozostanie nam tylko bojaźń i drżenie.

Grunwald to rezultat mądrej i nieszablonowej polityki. Jagiełło potrafił trafnie zidentyfikować największe zagrożenie dla swego królestwa - co ciekawe, przeciwnik dzielił wspólną religię i pochodził z bliskiego kręgu kulturowego. Bardziej prostoduszny władca dałby się zapewne nabrać na zagrożenie pogańskie i konieczność wspólnej walki za wiarę. By pokonać potężniejszego militarnie i stosującego podstępną wojnę propagandową wroga, Jagiełło złamał dotychczasowe kanony polityczne – sprzymierzył się z czeskimi schizmatykami, ruskimi prawosławnymi i tatarskimi muzułmanami. Ten ruch jemu zapewnił wspaniałą wiktorię, której do dziś Niemcy nie mogą zapomnieć, a Polsce - otwartą drogę do mocarstwowej pozycji w tej części Europy. Gdzie potomni popełnili błąd?