Czemu (komu) służy „Najwyższy Czas”?

Nietrudno było to przewidzieć. Tamte wybory (podobnie jak obecne) to był plebiscyt pomiędzy PO a PiS. W takiej sytuacji mniejsze podmioty siłą rzeczy są marginalizowane przez elektorat. Do tego nowy partner UPR-u był już mocno „przechodzony” i unurzany w popieranie Leppera i Kaczmarka. Nasz twardy elektorat nijak nie mógł pojąć, jak Wielki Ideowiec brata się z pobożnymi socjalistami, których wcześniej obsobaczał. Niestety, zapatrzenie w Korwina dla sporej części elektoratu UPR-u nosi znamiona ślepej miłości i nie przyszło mu do głowy zastosowanie jego mądrego powiedzenia: „Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze”. Liga dawała obietnicę poważnej kasy na wybory. I tak podniosły idealizm Korwina okazał się całkiem prozaiczny...

 

Powodem z drugiego dna była zapewne potrzeba wsparcia Platformy Obywatelskiej, którą Korwin (wprost lub pośrednio) konsekwentnie wspiera od czasu jej (współ)założenia przez gen. Czempińskiego.

Warto w tym kontekście przyjrzeć się roli „Najwyższego Czasu” w tej grze. Przez długi czas było to prywatne pismo Korwina, dzięki któremu mógł on uprawiać działalność polityczną z własnych środków. Kupowanie tego tygodnika było więc w pewnej mierze składką wpłacaną przez sympatyków i członków UPR na finansowanie swego lidera. Zaznaczę, że nie widzę w tym nic złego. Zło pojawia się dopiero wtedy, gdy JKM przechwala się, że dokłada do UPR i że pracuje bez wynagrodzenia. Jakiś czas temu Korwin sprzedał jednak gazetę z partyjnym logo UPR-u i jej redaktorem naczelnym został Tomasz Sommer. Linia pisma pozostała niezmieniona.

„Najwyższy Czas” zdobył sobie uznanie jako źródło wartościowych artykułów niespotykanych w prasie głównego nurtu. Jest polecany przez wielu działaczy prawicowych z innych opcji niż UPR. Problem jednak polega na tym, że oprócz wielu dobrych treści, NCz (podobnie jak JKM) przemyca „trochę kwasu”. Nie wiem do końca, co jest bardziej niebezpieczne – mówienie jawnych kłamstw czy przemycanie ich w otoczeniu prawdy. Warto jednak mieć to na uwadze, gdy polecimy komuś taką lekturę. By nie być gołosłownym, podam dwa przykłady tylko z jednego numeru tygodnika.

Premier Donald Tusk już od kilku miesięcy jawi mi się jako kolejna inkarnacja Edwarda Gierka. Program mają ten sam – dobre garnitury na grzbiecie, wirtualna modernizacja za cudze pieniądze, miłość do Niemiec oraz serwilistyczne podejście do Rosji. Niestety dla Edwarda Donalda Gierka Tuska, w tle czai się już Stanisław Jarosław Kania Kaczyński, który Gierka Tuska zmiecie. A potem przez 30 lat będziemy spłacali jego długi. Tomasz Sommer „Korwin startuje! Gierek rządzi!”, rubryka „OD REDAKTORA”, numer 20 z 15.05.2010.

Pozostawmy na boku dziwne datowanie rozpoznania prawdy o Tusku (od kilku miesięcy). Tekst ma wpoić czytelnikom „Najwyższego Czasu”, że między kandydatem PO i Jarosławem Kaczyńskim nie ma wielkiej różnicy. Do tego ma utwierdzać obraz Jarosława jako „buraczanego socjalisty”. I to w kilka tygodni po katastrofie, która otworzyła Polakom oczy na prawdziwe zagrożenia i jakościową różnicę między PO i PiS.

O ile Sommer uprawia propagandę łagodną, to inny prominentny autor "NCz" idzie już w kierunku ostrego hardcore’u:

Nie ukrywam, że uważam Jarosława Kaczyńskiego za jeszcze bardziej szkodliwego dla kraju niż Bronisława Komorowskiego. Jest to bowiem polityk kompletnie nieobliczalny. (…) Jeśli wygra, to o polepszeniu stosunków z Rosją możemy zapomnieć, a jego prezydentura będzie znaczona kolejnymi kampaniami pijarowskimi, wymachiwaniem piąstkami i permanentną wojną z rządem w obronie zdobyczy socjalnych. Adam Wielomski, rubryka „PRO FIDE REG ET LEGE”, tamże.

Tekst nie wymaga komentarza. Mają w nim też Państwo odpowiedź na tytułowe pytanie.

 

 

PS

Tu film przedstawiający, jak policja "strzeże" porządku pod Pałacem Prezydenckim.

Dopiero parę lat temu zorientowałem się, jaki cel realizuje Janusz Korwin-Mikke. Wcześniej byłem jego zagorzałym „wyznawcą”. Wydarzeniem, które przyniosło jasne potwierdzenie moich przypuszczeń, były wybory 2007 roku. Zamiast nie brać w nich udziału bądź poprzeć PiS za cenę jakiegoś wpływu na media (co doradzałem JKM-owi także publicznie), Korwin postanowił związać Unię Polityki Realnej ze skompromitowaną Ligą Polskich Rodzin, której jedynym celem było dowalenie Prawu i Sprawiedliwości – nawet Lepperem czy Kaczmarkiem. UPR poniosło największa klęskę w swej i tak niechlubnej historii wyborczej.