Po co maszerować?

Bo jest źle. Moje motto: dobrze działa w państwie Tuska tylko to o czym nie wiemy, że dobrze nie działa, to nie jest pusta retoryka. Tusk z Komorowskim co tylko mogli to zepsuli. No i my rzeczywiście nie wiemy o tym. Nie wiemy, gdyż media nie spełniają swojego zadania.

Wszystko to czego doświadczyliśmy w PRLu powróciło z nową mocą w nowej udoskonalonej formie. Czego doświadczyliśmy? Ano "przyjaźni" z Rosją, uprzywilejowania strażników tej "przyjaźni" i jedynie słusznej ideologii. Zwornikiem były media, ściśle kontrolowany, stały fałszywy przekaz, do którego starannie dobierano funkcjonariuszy.

Przypomnijmy sobie zatem co kryło się pod propagandową fasadą PRLu.

W ciągu zaledwie kilku lat po 1945 roku z miliona bohaterskich Polaków tworzących największe w historii świata państwo podziemne ze swoim rządem, administracją, sądownictwem, nauczaniem, policją, wywiadem i armią walczącą z okupantami, działających w warunkach niewyobrażalnego terroru, ale też bezwzględnego poparcia reszty społeczeństwa, zrobiono zaplutych karłów reakcji i zdrajców. A to był zaledwie początek. W następnych latach wszelkie nadzieje na odwrócenie losu Polski gasły wraz ze wzrostem liczebności powołanej do pilnowania sowieckich interesów partii o mocno dezorientującej nazwie Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, partii, która w szczytowym okresie przekroczyła trzy miliony członków.

Na szczęście nie wszystko im udawało się. Tak jak dzisiejsza Kuba jest skansenem z lat 50-tych (warto wybrać się żeby to zobaczyć, żadne muzeum tego nie pokaże lepiej) tak Polska pod koniec lat 60, 25 lat po "wyzwoleniu", była skansenem z lat 30-tych, skansenem, którego niewolniczą eksploatację ograniczała immanentna niewydolność gospodarki socjalistycznej. To właśnie postanowiono zmienić w latach 70 i takie zadanie powierzono towarzyszowi Gierkowi, którego, w przeciwieństwie do towarzyszy szmaciaków z otoczenia towarzysza Gomułki, można było bez zażenowania wystawiać do kontaktów z Zachodem. Kontakty z Zachodem zaś były konieczne, gdyż bez przejęcia zachodnich technologii obóz socjalistyczny nie był w stanie podbić Zachodu. Zachodni pożyteczni idioci postępowi, których nigdy nie brakuje poczuli wiatr w żagle, zaczęli wygrywać wybory i rządzić, a media i uniwersytety, gdzie jest ich najwięcej popadły w ekstazę. Détente, détente, détente. Nawet w paryskich burdelach słychać było to słowo.

Gdy potrzebne Kremlowi technologie już przeciągnięto przez żelazną kurtynę legalnie i nielegalnie, gdyż zachodnie détente zostało natychmiast wykorzystane do rozbudowy agentury na niespotykaną skalę, moskiewscy stratedzy mogli rozpocząć układanie planów podboju. Jak wiemy z dokumentów wykradzionych przez płk. Kuklińskiego, Polsce przypadła rola rowu nuklearnego, który miał powstać wskutek przewidywanego odwetu Zachodu na atak nuklearny prowadzony z terenu Polski. Rosjanie nie tylko planowali podbój Zachodu. Przy okazji wreszcie dopracowali się ostatecznego rozwiązania kwestii polskiej i to z udziałem i pełnym poparciu Jaruzelskiego i innych generałów Ludowego Wojska Polskiego.

Dziwne, że Polska do tej pory nie postawiła ich przed trybunałem jakimś najwyższym za wspieranie wrogiego mocarstwa w planowaniu i przygotowaniach fizycznego unicestwienia Polski. Stan wojenny w porównaniu z tą zbrodnią, czy krwawa rozprawa z Wybrzeżem, inwazja na Czechosłowację to drobne wykroczenia.

W tym samym czasie błyskawiczne kariery robili kanalie takie jak Kwaśniewscy i Milery. Tego pierwszego, sekretarza od sportu, albo czegoś podobnego nawet sam Breżniew poklepał. Wot maładiec. Młodszym należy się wyjaśnienie, że to oznaczało wyższą pozycję od wszystkich niepoklepanych przez Pierwszego, nawet jeśli byli sekretarzami wojewódzkimi czy członkami Biura Politycznego Komitetu Centralnego PZPR.  Poklepanie przez któregoś z członków Biura Politycznego Komitetu Centralnego KPZR oddelegowanych przez Pierwszego do poklepywania nieporównywalnie mniej znaczyło od poklepania Pierwszego. Poklepanie Pierwszego było wręcz namaszczenie na Pierwszego w polskim baraku. Zrealizowane to zostało dopiero po 1989 roku...

Détente miało też swoją cenę dla Kremla. Trzeba było uchylić żelazną kurtynę i wpuścić nieco świeżego powietrza. Nie wiadomo, kiedy Polacy poczuli się ludźmi. Wkrótce policzyli się na spotkaniach z właśnie wybranym Papieżem-Polakiem, który dodatkowo przypomniał im dawno zapomniane prawdy podstawowe i wybuchła Solidarność. Pękła żelazna obręcz jedynie słusznej słuszności.

Skala ruchu zaskoczyła aparat. Nie był w stanie zareagować z marszu. Istniejące plany działań na taką skalę nie przewidywały. Pracę nad nowymi rozpoczęto natychmiast. Z chwilą, gdy pośpiesznie przygotowany harmonogram zaakceptował Kreml, można było podpisywać porozumienia...

Przez cały okres PRLu marzeniem Polaków boleśnie świadomych tego co dzieje się z Polską był koniec "przyjaźni" z Rosją połączony z wyjściem wojsk radzieckich, koniec uprzywilejowania strażników tej "przyjaźni" i koniec jedynie słusznej ideologii. Przede wszystkim zaś koniec kłamstwa...

Wszystko to dzisiaj powróciło dzięki Komorowskiemu, Tuskowi, Pawlakowi i sforom innych kanalii mniej lub bardziej znaczących. W imię przyjaźni z Rosją zaszczuto Polskich Patriotów, wystawiono na śmierć ich najlepszych przedstawicieli w pułapce smoleńskiej i gorliwie zacierano ślady zbrodni smoleńskiej. Zarzucono politykę Jagiellońską gwarantującą rozwój, bezpieczeństwo i suwerenność całemu regionowi. W imię przyjaźni z Rosją spowolniono aż do zatrzymania dywersyfikację źródeł zaopatrzenia w surowce strategiczne, zgodzono się na najwyższą w Europie cenę za rosyjski gaz, wydatnie przyczyniając się do pomnożenia środków na rozbudowę i unowocześnienie armii rosyjskiej. W imię przyjaźni z Rosją rozbrojono Polskę, zlikwidowano Wojsko Polskie i storpedowano gwarantującą Polsce bezpieczeństwo amerykańską tarczę antyrakietową. W imię przyjaźni z Rosją w dwóch pułapkach lotniczych pozbyto się całego dowództwa szkolonego poza Rosją. Również w imię przyjaźni z Rosją zapewne zlikwidowano przemysł stoczniowy i zbrojeniowy.

Uprzywilejowanie strażników tej "przyjaźni" ma dziś wymiar ponad 1200 afer uchodzących całkowicie bezkarnie oraz powrotu funkcjonariuszy służb PRLu, ich TW i protegowanych na decydujące o bezpieczeństwie państwa stanowiska.

Jedynie słuszną ideologię zastąpiła bieżąca narracja deprecjonująca wszystko co dla nas cenne, dzieląca Polaków, zastąpiły nieustające seanse nienawiści do tych z nas, dla których Polska znaczy najwięcej.

Wszystko to stało się możliwe dzięki "zaprzyjaźnieniu" mediów. Dzięki temu, że ich dysponentami stali się ludzie wyselekcjonowani jeszcze w stanie wojennym lub tuż po, w czasach gdy cień choćby przyzwoitości dyskwalifikował przy przyjmowaniu do pracy w mediach.

Media wolne. Wolne od funkcjonariuszy PRLu i ich jawnych i tajnych współpracowników, wolne od UMOCZONYCH, to klucz do wolnej Polski. Bez uwolnienia mediów od tych toksycznych wpływów, nawet gdy wybierzemy najlepszych z nas w wyborach powszechnych to przerobią ich tak jak przerobili śp. Lecha Kaczyńskiego, Marię Kaczyńską, Przemysława Gosiewskiego, Zbigniewa Wassermana i innych.

Dlatego każdy kto tylko może powinien jutro maszerować w Warszawie.