SĄ NA PRAWICY RACHUNKI KRZYWD, NOWA TRAGEDIA ICH TEŻ NIE PRZEKREŚLI, ALE...

 

Tragedia obudziła w nas świadomość, że jesteśmy Polakami i to jest daleko ważniejsze od barw politycznych czy światopoglądowych. Nie będziemy mogli politykować czy głosić swoich idei, gdy zabraknie Polski, a ta perspektywa nie jest wcale taka nieprawdopodobna (w cieniu katastrofy Putin podporządkowuje sobie Ukrainę – ma już zgodę na kilkadziesiąt lat funkcjonowania baz wojskowych na Krymie, z pewnością na tym nie poprzestanie).Oczywistą odpowiedzią ze strony polityków propaństwowych powinno być przejście ponad urazami czy osobistymi krzywdami i zdobycie się na wielkość na miarę tragedii – zjednoczenie się w obliczu wspólnego wroga, który chce zawłaszczyć państwo polskie. Czy tak trudno to dostrzec? Z perspektywy ulicy jest to proste jak dwa razy dwa – z loży VIP-ów już niestety nie...Widziałem to wyraźnie przy wielu okazjach. Gdy naród na krakowskim Rynku potężnie skandował: "DZIĘKUJEMY", kilka kroków od lawet z Parą Prezydencką słychać było tylko pojedyncze okrzyki... Gdy naród skandował: "Precz z TVN" (p.o. prezydent Komorowski, organizator uroczystości, zaserwował nam transmisję akurat tej stacji) – loże VIP-ów świeciły pustkami. Jaśnie państwo nie pofatygowali się na Rynek o 10 rano, choć mieli wygodne krzesła, a naród stał już od kilku godzin w skwarze. Gdy naród ustawiał się w niekończące się kolejki, by oddać hołd Prezydentowi Kaczyńskiemu, politycy okopywali się w swoich obozach i kierowani chorą manią wielkości myśleli o starcie w wyborach - czemu dali bezwstydny wyraz, zgłaszając swoje komiczne kandydatury na urząd Prezydenta RP.Dlaczego piszę o manii wielkości i komicznych kandydaturach? Skąd tak ostre słowa? Tu trzeba by się cofnąć do PRL-u i pozorowanego przekazania władzy przez gen. Kiszczaka. Postanowiono wtedy, że prawica w Polsce ma nigdy nie zdobyć władzy. Jak to osiągnąć? Oto opinia prasy zachodniej: "przez piętnaście lat po transformacji siły narodowo-konserwatywne niemal nie miały znaczenia, bo były podzielone." Roger Boyes, Times.Nie twierdzę, że wszyscy przywódcy frakcyjek polskiej prawicy to agenci Kiszczaka – choć spora część zapewne tak. Przypatrując się jednak tym "osobistościom" i ich politycznym działaniom (z obecnym kandydowaniem włącznie), bez trudu można dostrzec pewien profil psychologiczny. Nazywam tę przypadłość korwinozą lub mesjaństwem politycznym, a objawami są: rozdęte przekonanie o swojej wyjątkowości powodujące, że inni jawią się jako zdrajcy, idioci lub ludzie nieuznający "wartości"; nieumiejętność wyciągnięcia wniosków z przeszłych porażek i cykliczne (przy każdych wyborach) powtarzanie tych samych błędów; uporczywe natręctwo myśli, że tym razem to już na pewno "wybiła moja godzina"; niezdolność do schowania swoich ambicji i partyjnej dogmatyki na rzecz politycznego porozumienia.Poskromienie takiej menażerii miało się nikomu nie udać. A jednak: "To bliźniacy Kaczyńscy doprowadzili do połączenia wielu frakcji i frakcyjek; istniała duża obawa, że bez nich znów dojdzie do rozpadu. To byłoby złe dla Polski." Roger Boyes, Times, tamże. Tej "oczywistej oczywistości" nie potrafili jak na razie dostrzec nasi polityczni mesjasze.Należy się jednak także sporo cierpkich słów pod adresem PiS-u. Po wygranych wyborach 2007 Kaczyńscy "wycięli" wszelką wewnątrzpartyjną konkurencję. Być może musieli (nie dało się dogadać z agentami lub bufonami). Mogli to jednak zrobić w sposób bardziej "humanitarny" – dawać im jakieś wielce honorowe, ale mało znaczące stołki i dyskretnie usuwać na bok głównego politycznego nurtu. A tak wojny na górze doprowadziły do wielu osobistych urazów i dały okazję do dorobienia PiS-owi czarnego pijaru. Nie mogę też oprzeć się wrażeniu, że na niższych szczeblach PiS-owskiej drabiny politycznej pełno drobnych kombinatorów i karierowiczów, którzy skutecznie blokują awans osób wartościowych w wewnątrzpartyjnej hierarchii. Katastrofa smoleńska też jakby niczego PiS-u nie nauczyła – nie ma wyraźnego otwarcia się na inne prawicowe środowiska społeczno-polityczne, jest za to triumfalizm i przekonanie o swojej sile.Pierwszy okres po tragedii nie przyniósł właściwego owocu politycznego – zjednoczonego obozu patriotycznego. Obłęd można jednak jeszcze zatrzymać. Nie tylko "głosując nogami" i nie dając podpisów poparcia groteskowym kandydatom, ale i przebudzeniem polskiej klasy politycznej. Być może do VIP-ów oczywiste prawdy docierają z opóźnieniem. W tym pewna nadzieja...

 

 

PS

Powyższy tekst napisałem w kwietniu. Ciekaw jestem, co Państwo myślą o jego aktualności?

Oprócz tragedii smoleńskiej mamy kolejną, kto wie, czy nie dotkliwszą w dalszej perspektywie. Gdy cała świadoma swych polskich korzeni część opinii publicznej łaknie politycznego zjednoczenia obozu patriotycznego, cień gen. Kiszczaka znowu mąci jasny cel i realną możliwość.