Właśnie skończyłem oglądać uroczystość otwarcia olimpiady w Londynie. To było najpiękniejsze i najbardziej królewskie widowisko, jakie było mi dane w życiu obejrzeć. Z zapartym tchem się wsłuchiwałem w bajeczną symfonię londyńskiego snu nocy letniej. Dane mi było uczestniczyć w baśniowym spektaklu opowiadającym z dumą o historii Anglii, a zarazem uwidoczniającym, jak sport potrafi złączyć światową społeczność w rodzinę szczęśliwych z bycia razem, rozbawionych i przyjaznych sobie ludzi.
Na kilka godzin świat zapomniał o wojnach, pazerności na pieniądze i tych wszystkich draństwach, które ludzi przemieniają w bestie.
A, jak na koniec Paul McCartney zaśpiewał „Hey Jude” myślałem, że mi ze wzruszenia serce pęknie, bo to ta właśnie piosenka jest znakiem najpiękniejszych lat mojej młodości, którą zostawiłem na Półwyspie Helskim.
Bo tak, jak olimpiada, co cztery lata łączy na dwa tygodnie społeczność światową, mnie Pan Bóg obdarzył inherencją do GRUPY przyjaciół, która od niepamiętnych lat, niezmiennie, co roku przyjeżdża do Jastarni na pierwsze dwa tygodnie sierpnia, by zapomnieć o codziennych bolączkach oddając się wakacyjnej zabawie nieznającej jutra.
Ze strachu, że świat się mógłby się o tej GRUPIE nigdy nie dowiedzieć napisałem książkę pt. „Epopeja helskiej balangi – GRUPA”, w której podjąłem próbę odmalowania piórem i starą fotografią, niepowtarzalnego klimatu kurortów helskich, od czasów przedwojennych aż do dzisiaj.
W tej albumowej książce opowiedziałem o socjologicznym fenomenie stworzonym przez dziś już kultowe, charyzmatyczne postaci, które na przekór szpetocie komuny tworzyły na Półwyspie Helskim szkołę wytwornej rozrywki ekskluzywnego kurortu.
Jak napisał krakowski piosenkarz Andrzej Sikorowski, „epopeja helskiej balangi” to „wzruszający opis grupy przyjaciół złączonych ponadczasową miłością do Jastarni, morza, słońca, piaszczystych plaż, nade wszystko jednak pragnieniem wolności, spontanicznej zabawy i beztroskiego spędzania czasu na przekór szarzyźnie, sztampie i bylejakości, to barwna rewia złotej młodzieży lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku, niebieskich ptaków, artystów, bawidamków, karciarzy, birbantów, lecz również, a może przede wszystkim przyjeżdżających latem na Półwysep Helski ludzi wielkiej Sztuki i głębokiej Wiedzy”.
Dla mnie ta książka to próba zatrzymania w czasie, wszechobecnego niegdyś na Półwyspie Helskim klimatu kultowej balangi epoki Beatlesów. Owego kuriozalnego stanu cudownej, sielskiej i całkowicie bezkarnej beztroski ludzi szczęśliwych chwilą, pachnących słońcem i morską bryzą, niemających nic do stracenia szczęśliwców, niebojących się jutra.
Lecz myślę, że największa wartość „epopei helskiej balangi” zawiera się w tym, że ta epopeja, podobnie jak wczorajsza uroczystość w Londynie była piękna i łączyła ludzi, niezależnie od poglądów, wiary bądź profesji.
Posłuchajcie proszę, cytuję fragmenty:
Jastarnia to moje ukochane i niczym niezastąpione
zaczarowane miejsce na Ziemi
do którego każdego lata ciągnę
skądkolwiek bym był
i cokolwiek bym choćby nie wiem jak ważnego miał do zrobienia
Tu, bowiem od dziecka spędzałem swe letnie wakacje
tutaj zbierałem siły tu świętowałem sukcesy bądź lizałem rany
tu przywoziłem swoje kobiety
z tutejszych plaż napisałem doktorat
tu uczę moich studentów geologii morza
i również tutaj przywożę od dnia jej przyjścia na świat
największą miłość swojego życia
Julkę
moją córkę jedynaczkę
Tutaj za moje związki z tą ziemią
miałem zaszczyt otrzymać, od helskich Kaszubów
niezwykle dla mnie szczytny i bardzo mi drogi
honorowy medal Gminy Jastarnia
wymarzone zwieńczenie mojej miłości do helskiej mierzei
I również tutaj od lat już z górą czterdziestu
niestrudzenie baluję
z przyjeżdżającą tu rok rocznie legendarną „GRUPĄ”...
I choć nas zaczyna ubywać
mimo upływu lat i co tu dużo mówić już nie tej, co kiedyś kondycji
wierni synowie „GRUPY”
każdego lata
jak ptaki do swych gniazd wracają
i póki im sił starczy będą do końca wracali
do ich ukochanej Jastarni
tak, jak niezmiennie od lat
na tamtejszy kościelny mur
każdego dnia powraca cień
ukrzyżowanego Chrystusa
Post scriptum
Za godzinę ruszam do mojej Jastarni. Nie zabieram ze sobą laptopa. Ale piszcie Państwo komentarze. Odpowiem za trzy tygodnie. Pięknych i beztroskich wakacji wszystkim Państwu życzę.
Patrz również: http://salonowcy.salon24…
Ilustracja filmowa: https://plus.google.com/photos/102872979446699842993/albums/5700604372055427505/5700604373545487186#photos/102872979446699842993/albums/5700604372055427505/5700604373545487186
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3529
jak widać Anglicy nie wstydzą się swojej historii i patriotyzmu.A co na to nasza dzielna jurorka Zapendowska załamująca białe rączki w geście rozpaczy nad wykonaniem patriotycznej piosenki na konkursie ? Czy tego imponującego widowiska nie określiła mianem ,,okropnych patriotyzmów".Czy pani Kora Jackowska nie umarła po obejrzeniu tego przekroju angielskiej historii?
Przyjaźnie prawdziwe trwają wiecznie, Panie Krzysztofie!
Jak związki z ziemią ukochaną.
Życzę Panu odnajdywania siebie w każdym dniu pobytu w Jastarni!
Wszystkiego dobrego!