Nie biorę często do ręki tygodnika „Uważam Rze”, a kiedy mi się to zdarzy zawsze przeżywam poważny wstrząs. Tak było i tym razem kiedy kupiłem sobie ów periodyk, a potem przeczytałem w nim tekst o ubeku zainstalowanym w największym wydawnictwie podziemia, które funkcjonuje również dziś i nosi nazwę „Rytm”. Tekst ten kończy się słowami autorów, którzy obiecują, ze powrócą do sprawy tego pana, o ile on sam zdecyduje się z nimi porozmawiać i coś na temat swojej roli opowiedzieć. Roli, podkreślmy, dosyć wdzięcznej, bo robienie przez całe lata w bambuko inteligentnych bądź co bądź ludzi, to przecież nie jest byle co. Ja nie będę tego tekstu opisywał ze szczegółami, bo zrobił to już Toyah, ale kiedy go przeczytałem odniosłem wrażenie, że coś mokrego przykleiło mi się do twarzy. Oto dwaj dziennikarze, którzy w dodatku określani są przymiotnikiem „śledczy” piszą na koniec swojego demaskatorskiego tekstu, że podejmą temat jeśli główny bohater się na to zgodzi. I ja nie mogę wyjść z podziwu i stanąć obok niego kiedy to czytam, bo od razu przypomina mi się ten gość z Opola, któremu zarzucono kłamstwo oświęcimskie, a potem zaszczuto bez litości, tak jakby to on tych Żydów w Auschwitz osobiście pozabijał własnymi rękami. I nikt nie dzwonił do niego z GW i nie pytał – proszę pana, czy zgodzi się pan z nami porozmawiać? A on mógłby wtedy odpowiedzieć – pocałujcie mnie w dupę, nie mam nic do powiedzenia. Tak jak to, w słowach oględniejszych, rzekł Gmyzowi i temu drugiemu ubek z wydawnictwa „Rytm”. Pan, któremu zarzucono kłamstwo oświęcimskie nie miał niestety takiej szansy. Umarł w swoim nędznym samochodzie na parkingu przy Tesco. Choć pewnie w latach osiemdziesiątych był zwolennikiem Solidarności i nikomu nie przyszło do głowy by oskarżać go o współpracę z SB.
W tygodniku „Uważam Rze” dwaj dziennikarze ciężkiego kalibru mają na widelcu jednego z największych ubeckich hucpiarzy i jedyne na co ich stać to zadanie pytania: czy pan zgodzi się z nami porozmawiać?
Ja mam w domu jedną chyba książkę wydawnictwa „Rytm”, ale nie wiem nawet co to jest za książka. Pamiętam tylko, że ma ten charakterystyczny znaczek na okładce, nazwę pisaną solidarycą. Wydawnictwo to publikuje rzeczy takie jak na przykład „Droga nadziei” Lecha Wałęsy. Ja takich książek nie czytam i nie zamierzam czytać, ale dla wielu ludzi publikacje te coś znaczą i są ważne, bo ludzie ci wierzą w ten cały karnawał Solidarności i w prawdę, która się wtedy objawiła Polakom. I nie mąci im spokoju fakt, że oficyna „Rytm”, która wydawała „Tygodnik Mazowsze” była ubecką wstawką. Interesujące jest to na ile ludzie, którzy byli wtedy w opozycję zaangażowani i dziś mówią o tym z dumą, zdawali sobie sprawę z tego co się dzieje. Jeśli zaś wiedzieli dlaczego dziś milczą.
Zostawmy to, nie warto się doprawdy angażować w sprawy, którymi zajmują się prawdziwi fachowcy od dziennikarstwa śledczego. Spróbujmy sobie odpowiedzieć na pytanie co to jest slam. Otóż jest to wyraz krańcowego upadku tego co do niedawna nazywać było można sztuką sceny. I nie chodzi tu tylko o aktorstwo, ale także o estradę, piosenkę i o deklamację. Slam został wymyślony po to, by każdy, nawet ktoś taki, kto się na niczym absolutnie nie zna, niczym się nie interesuje i niczego tak naprawdę nie chce, mógł pogrzać się w świetle reflektorów. Slamerzy to ludzie, którzy występują publicznie i stojąc przy mikrofonie deklamują lub wykrzykują do rytmu jakieś treści, dla nich ważne. W założeniu, jak sądzę, chodziło o to, by każdy ujawnił swoją indywidualną ekspresję i wewnętrzne piękno. Ja mam poważne wątpliwości co do możliwości ujawniania ekspresji ludzi w tym zakresie nieprzeszkolonych. Wiem bowiem, że dla wielu osób zwyczajne skakanie w rytm jest poważnym problemem, wiem także, że wiele z tych osób marzy tylko o tym, by zbierać laury na międzynarodowych konkursach tańców latynoamerykańskich. Wierzą oni także, że może się to udać bez pracy i ćwiczeń, oraz bez zrzucenia kilku kilogramów. Wiedzą także jednak dobrze, bo nie są szaleńcami, że tak naprawdę nic z tego nie będzie. I to do nich skierowana jest oferta określona nazwą „slam”. Slamer bowiem nie musi umieć nic, on ma bowiem pokazać swoje wnętrze i zdać się na ocenę publiczności. Spontaniczność w występach slamerskich jest niezwykle ważna. Publiczność zaś składa się z takich samych jak on ludzi, którzy wierzą, że sukces prawdziwy nie jest dla nich. Próbują więc swoich sił w tych oszukanych i od początku do końca sfingowanych zawodach, by mieć choć jego namiastkę.
I myślę, że wszystko dookoła jest dziś jednym wielkim slamem. Na pewno jest nim tygodnik „Uważam Rze”. Wszystko co nam proponują to slam. Musimy to wreszcie zauważyć. Tego zaś by ów slam nie zmienił się w coś prawdziwego pilnują ludzie związani dawniej z centrami opozycji, którzy wydawali i wydają książki o nadziei, wierze i miłości. Podpisują je zaś, by nie było żadnych wątpliwości jakie są ich intencje, solidarycą.
Slam sięga nie tylko sfery mediów. Wczoraj na moim blogu toczyła się dosyć szczególna dyskusja pomiędzy mną a komentatorem podpisującym się nickiem elear. Jest ów człowiek – tak to wynikało z jego wypowiedzi – historykiem, który specjalizuje się w badaniach nad bronią i wojskowością. Interesuje go zaś szczególnie stulecie XVI i XVII. Z charakterystycznym dla zawodowców mających dostęp do wielu źródeł, życzliwym zainteresowaniem, zaczął mnie ów pan przepytywać z treści mojej najnowszej książki. Książki, która, co tu kryć, napisana została przeciwko takim jak on. Dyskretnie podawał przy tym nazwiska autorów, o których słyszałem pierwszy raz w życiu i sugerował, że bez znajomości tych publikacji, praca moja do niczego się nie nadaje. Ja jednak upierałem się przy swoim i nadal się będę upierał. A czynić to zamierzam z jednego prostego powodu: od 500 lat nikomu z polskich historyków nie przyszło do głowy, że trzeba napisać biografię Albrechta Hohenzollerna. Nie ma takiej książki. Bohater jednego z najważniejszych wydarzeń, najważniejszych triumfów w polskiej historii nie doczekał się biografii. I póki ta książka nie powstanie ja nie przyjmuję do wiadomości żadnej krytyki dotyczącej moich publikacji. Uważam bowiem, że to jest po prostu skandal. W kraju gdzie co roku wypuszcza się na rynek pracy tysiące absolwentów historii nie ma biografii Albrechta Hohenzollerna. A nie ma jej, bo cała historia stulecia XVI została załgana, nawet nie zakłamana, po prostu załgana. I książka ta musiałaby ją wywrócić do góry nogami. Fachowcy od historycznego slamu tego nie chcą. Mój rozmówca napisał mi wczoraj, że woli się zajmować lufami od muszkietów, napisał też, że chciałby jedną z takich luf odtworzyć i wypróbować. I ja to uważam za pewien symbol czasów. Oto naukowiec, badacz, autor jakichś znaczących publikacji, definiuje swoją rolę i misję, opłacaną z naszych, publicznych pieniędzy w taki sposób: chciałbym wypróbować lufę.
Na czym polega istota slamu? Na negacji praktycznej funkcji naszych działań i wysiłków. Jeśli ktoś bowiem ładnie śpiewa to jest to sympatyczne i lubimy tego słuchać. Slamer jednak mówi – nie, nie chodzi o to, by ładnie śpiewać – chodzi o coś więcej, chodzi o to, by człowiek pozbawiony słuchu muzycznego także mógł zaśpiewać i zebrać brawa, a jeśli śpiew mu nie wyjdzie, niech chociaż zrobi jakąś melodeklamację i zbierze te brawa, bo jemu też się one należą. Slamer z tygodnika mówi – czy mogę do pana zadzwonić później? Slamer z wydawnictwa odpowiada – dzwonić możesz frajerze, ale ja mogę nie odebrać. Slamer z uniwersytetu zaś bije na głowę ich wszystkich. On mówi – nie próbujmy nawet mówić prawdy, bo to się na nic nie zda. Wypróbujmy lufę.
Zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić książkę „Baśń jak niedźwiedź” tom II opowiadającą o wspomnianych tu sprawach. Książkę tę można kupić także w księgarni Tarabuk w Warszawie, Browarna 6 i w księgarni „Ukryte Miasto” w Warszawie – Noakowskiego XVI, w bramie. No i oczywiście w sklepie Foto Mag przy metrze Stokłosy. Przypominam także, że dziś o 18.00 w Centrum Kultury w Grodzisku Mazowieckim odbędzie się mój wieczór autorski. We wtorek zaś w Poznaniu odbędzie się wieczór autorski Toyaha i mój – Działowa 25, wzgórze św. Wojciecha. Godzina 19.00. Zapraszam.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 7550
Nie czytam często blogu Coryllusa, a kiedy mi się to zdarzy zawsze przeżywam poważny wstrząs.Tak jest i tym razem.
Ble ble ble ...
I myślę, że cała twórczosć Coryllusa jest jednym wielkim slamem. Na pewno jest nim blog Coryllusa. Wszystko co nam proponuje to slam. Musimy to wreszcie zauważyć.
ps
* - zamiast "l" ma być "r".
Tobie też dziękuję, masz swoje zasługi w marketingu. Dobrze się starasz.
to będzie można wystrzelić na wiwat. Co do informacji to tej najcenniejszej wujek Google nie podaje a ciotka Wiki o niej nie słyszała ;-)
Czy pan aby nie ma na nazwisko Maciejewski?
gostku z Czerskiej - NIE ;-)
spotykać w wejściu na tej Czerskiej, bo to poufna wiedza.
Miło mi więc powitać kolegę z tej samej redakcji, pozdrawiam kolegę!
Na Czerskiej taki zwyczaj, że albo nazwiska zmieniacie albo nicki dla niePOznaki ;-)
Coryllus, HENRY, Wolfram etc
Przy okazji, co będzie w nowym wydaniu "wysokich obcasów" i kto wygrał ostatnie tańce bo miałem delegację?
wszystko Ci się POpieprzyło,idź się przespać ;-)
Widać, znasz te arkana zawodu z Czerskiej!
Stąd się znamy
Dzięki chłopcy za reklamę. Sprzedaż wyraźnie skoczyła.
O ile można się zgodzić z takim określeniem celebrytów, niektórych polityków, to reszta to horrendalny idiotyzm.
MEGALOMANIA sięgnęła już zenitu: już nie pojedyncze postaci:RAZ, Łysiak, Warzecha, Zybertowicz takie nic, teraz per total " wszystko dookoła jest dziś jednym wielkim slamem. Na pewno jest nim tygodnik „Uważam Rze”". A więc już wszyscy na raz: Łysiak (erudyta, znawca, kiedyś naukowiec, świetny pisarz etc), RAZ, i wielu tam piszących to slamerzy!, no chyba - ale na to na szczęście się nie zanosi - Uważam Rze zaprosiłoby do współpracy Corylusa! O wtedy punkt widzenia by się zmienił, hipokryzja widoczna od początku jak tu zaglądam dla zabawy.
No i oczywiście nie mogło zabraknąć uderzenia w profesjonalistę-historyka, do tego naukowca! Bo ten - na pewno słusznie - wytknął zapewne jakieś szkolne błędy autora, nawet jeśli intencji Baśni jest OK. facet powiedział - jak zwykle wyrywanie z kontekstu - coś o lufie. Otóż C..us w swej ignorancji nie wie, że jedną z metod naukowych jest eksperyment - jeśli badacz zajmuje się bronią, to naturalne, że może chcieć zbadać jej celność, energię wystrzału itd. To rozumie nawet student politechniki, nie mówiąc o profesjonalistach, czy zwłaszcza naukowcach.
No i na koniec - oczywiście w tych bredniach wtóruje alter ego C..sa czyli niejaki HENRY.
Zrównanie celebrytów, ludzi bez wiedzy i przygłupów do autorów Uważam Rze (nie trzeba tego pisma lubić ale chodzi o prawdę i sens słów) oraz specjalistę naukowca - KTÓRY ŚMIAŁ COŚ WYTKNĄĆ JEDYNEMU WIEDZĄCEMU NIEOMYLNIE Corylusowi - TO HIMALAJE GLUPOTY!
Pozdrawiam wszystkie olchy i olszyny w kraju!
Historyk to może sobie najwyżej lufe strzelić ;-)
za nic, historyków też. A niektórzy historycy nawet głodują, dla kogo? Dla Corylusa ciebie? Wam historycy są niepotrzebni, lepiej ich opluć!
Dalszego skutecznego plucia i miłego odbioru "Tańca z gwiazdami" oraz "Big brothera"!
w Polsce dają POpis wiedzy codziennie. Tusk, Komorowski, Schetyna, Michnik - sami historycy badacze, sorry miało być pieniacze ;-)
argumentacja.
Panie Corylus nie rozumie pan, że historyk, to nie jest facet który 20 lat temu skończył studia na historii i od 20 lat zajmuje sie czymś zupełnie innym? Np. polityką?
Badacze? To są badacze? Znaczy się naukowcy???!!! HA HA HA HA,
proponuję dodać do ulubionych programów jeszcze Kubę Wojewódzkiego to będzie
większa jasność kim jest czynny zawodowo badacz, naukowiec, a kim amator, lub taki co od kilkudziesięciu lat od zaraz po studiach nie wykonuje zawodu.
Walnij Corylusie jeszcze 2 lufy, będzie jaśniej...w głowie
Tylko, że historykom jest bliżej do zbieraczy niż badaczy! Zbieraczy znaczków pocztowych ;-)
Kolekcjonerstwo jest bardzo poważnym zajęcie,i potrafi rozwijać pasje do form poważnej wiedzy ,przeważnie także historycznej.
Niekompetentnych,bądź przyczynkarskich historyków dlatego do kolekcjonerów,także znaczków pocztowych ,bym nie przyrównywał.
to przepraszam. Niech będzie zbieraczy złomu ;-)
mój towar idzie do hut i masz pan potem młotek np, czym kołki wbijać w głowę mądrzejszym od siebie. Recycling historycy to nazywają i bardzo pożyteczna rzecz znana na świecie.
tylko nauki nie ma ;-)
zbieraczowi potwierdziłeś drugi nick gorylus! Daj w końcu w łapę i kup papiery na ukończone gimnazjum co?
Bez tych naukowców biedny, ograniczony intelektualnie gorylusie nie miałbyś ani kompa, ani internetu ani tego slamerskiego bloga. A zamiast do lekarza idź do Corylusa, dzieci/wnuki na nauką tez poślij zamiast na studia u naukowców np. z inżynierii lądowej do corylusa - mosty będą jak ta lala, co jeden się zawala.
Dopóki nie miałem internetu nie wiedziałem, że jest aż tylu ciężkich idiotów.
pieski ;-)
czyli nas pundelków!
ujadacz ;-)