Mea culpa

Mea culpa

 

Wyszło jak w znanym dowcipie: nie w Moskwie a w Leningradzie, nie samochody a rowery, nie rozdają a kradną, ale poza tym wszystko się zgadza.

Bardzo przepraszam mieszkańców Przemyśla za ten lapsus. Doskonale przecież wiedziałam, że chodzi o Łańcut, bo przed nosem miałam artykulik w Rzeczpospolitej na ten temat, a jednak nie zauważyłam błędu.

Kiedyś zdarzyło mi się w tłumaczeniu jakiegoś filmu napisać, że bohaterka była w dwudziestym miesiącu ciąży. Nie zauważyli tego błędu adiustatorka tekstu i redaktor nagrania. Dopiero gdy lektor, niezastąpiony pan Szczotkowski, przerwał czytanie mówiąc z przekąsem: „ zatem bohaterka jest słoniem” oprzytomnieliśmy.

Co do miejsca śmierci Diany-powiem szczerze, nie śledziłam związanych z jej osobą wydarzeń. Widziałam niedawno migawkę pokazującą wyrzucanie kwiatów z okna samochodu w miejscu jej śmierci, które skojarzyłam odruchowo z peripherique może dlatego, że zawsze bałam się tamtędy jeździć. Oczywiście to mnie nie usprawiedliwia.

 

Pałac prezydencki nie jest prywatną własnością prezydenta Komorowskiego. Jest on tylko tego pałacu chwilowym dysponentem. Podobnie kancelaria premiera nie jest jego własnością hipoteczną. Rozumiał to dobrze Jarosław Kaczyński i dlatego tolerował pielęgniarki, które zagnieździły się kiedyś w tym budynku.

 

Przerabianie pomników ma zawsze aspekt humorystyczny, choć zapewne można pochwalić burmistrza Łańcuta za gospodarność. Swego czasu, jako małe dziecko oglądałam z balkonu w Jeleniej Górze pochód pierwszomajowy. W pewnej chwili wiatr zerwał portret Bieruta i wyłonił się spod niego portret jakiegoś hitlerowca. Wydawało mi się to bardzo śmieszne. Nie rozumiałam tylko dlaczego uczestnicy pochodu rozbiegają się w panice. Organizator pochodu musiał być chyba człowiekiem oszczędnym. Nie wiem czy przekonał o tym przesłuchujących go potem ubowców. Na szczęście czasy się zmieniły i burmistrzowi Łańcuta nic nie grozi.