O źródłach światowego kryzysu

W tych dniach, a ściślej 19 listopada w Warszawie odbyło się spotkanie Rady ds. Społecznych Konferencji Episkopatu Polski. Rozważano między innymi zagadnienia dotyczące kryzysu światowego. (Przytaczane tu informację uzyskałem z serwisu www.wiara.pl)

Jak donosi Serwis kanwą dyskusji były referaty, między innymi prof. dr hab. Witolda Modzelewskiego, który mówiąc na temat implikacji światowego kryzysu gospodarczego stwierdził, że współczesny kryzys ekonomiczny ma charakter unikatowy, jest to bowiem głęboki kryzys aksjologiczny. Jego istotą jest zafałszowanie rzeczywistości: „Zastąpiliśmy realną wycenę dóbr i usług, nadawaniem wartości czemuś, co nie ma wartości”. Do pozostałych źródeł kryzysu ekonomicznego profesor zaliczył: znaczne podporządkowanie się władzy publicznej interesom sektora finansowego, zanik instynktu właścicielskiego w strukturach korporacyjnych oraz kompromitację obecnego modelu nadzoru publicznego nad instytucjami finansowymi. (…) Rolą Kościoła w tej materii jest wskazywanie na prawdziwe źródło tego kryzysu. (…)

W podsumowaniu dyskusji stwierdzono, że kryzys ekonomiczny i ekologiczny są kryzysami wartości. Pierwszy z nich dotyka problemu zafałszowanej rzeczywistości kreowanej przez instytucje finansowe, a drugi odnosi się do nadmiernej konsumpcji będącej udziałem współczesnego człowieka. Kluczem do rozwiązania tych problemów może być cnota umiarkowania i racjonalności.

Muszę przyznać, że bardzo rzadko się zdarza, bym z jakimś zestawem poglądów zgadzał się tak bardzo jak z wyżej przytoczonym. Mogę, jeśli trzeba, przedstawić wiarygodnych świadków, że już od dawna dostrzegałem zagrożenia, o których mówił Prof. Modzelewski, tak więc nie powinno nikogo dziwić, że ja się nie dziwię, że taki kryzys nastał. Dziwi mnie tylko, że dopiero teraz. W pewnym sensie uważam więc go za zjawisko pozytywne i ożywcze. W końcu takie poglądy do niedawna mogły być głoszone jedynie na łamach jakichś niszowych czasopism, czy forów internetowych, a teraz w pewnym sensie dzięki kryzysowi trafiły pod obrady poważnych gremiów.

Z resztą jak patrzę na te upadające banki i instytucje finansowe, to przypomina mi się taki stary dowcip, w którym pewien Żyd zwraca się do Rabina o radę gdzie ma bezpiecznie złożyć swoje niewielkie oszczędności. Rabin proponuje kilka sposobów, ale żaden nie wydawał się odpowiednio bezpieczny. Rabin odpowiadał, że wszystko będzie w porządku, bo przecież za tym bankiem, stoi inny bank, a za innym jeszcze inny, a w końcu stoi za tym cały system finansowy. Na to żyd: „A jeśli i on zbankrutuje?”, a Rabin: „I jak ten cały system finansowy zbankrutuje, to Ty nie dołożysz do tego te swoje trzy tysiące?”.Osobiście żyję z uczciwej pracy, co oznacza (jakoś tak już jest na tym świecie), że oszczędności raczej nie mam, tylko miewam i to zawsze mniejsze niż bym chciał, a te, jak to mówił Rabin „moje trzy tysiące” chętnie dołożę.Trochę mnie przeraża, że zamiast starać się ten system finansowy radykalnie przebudować, próbuje się jeszcze pacjenta reanimować. Normalnie powinienem mieć nadzieję na skuteczną reanimację, ale tym razem chyba nie mam. Nigdy z resztą nie sądziłem, żeby banki w formie znanej mi od lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wielu mały cokolwiek wspólnego z rynkiem, tak jak go rozumiał na przykład Adam Smith.

Zakopany w ziemi trup dziś dogorywającego systemu finansowego będzie natomiast, daj Boże jak najszybciej, miał szansę stać się doskonałym nawozem dla przyszłego uczciwego systemu opartego na przykład o niewielkie banki spółdzielcze, czy unie kredytowe. Myślę, że ludzkość bardzo szybko dopracuje się uczciwych sposobów finansowania budowy mieszkań i kupowania samochodów, choć może nie tak luksusowych jak promowane obecnie.

Jak sobie pomyślę, że mógłby istnieć świat, w którym nie będzie międzynarodowych korporacji, które co prawda z chęci zysku mogą zagłodzić lub doprowadzić do śmierci na już dawno uleczalne choroby ludzi na całych kontynentach, a jako osoby prawne nie mogą za to nawet pójść do więzienia, robi mi się cieplej na sercu.