Kombinatorzy czy nieudacznicy

Kombinator bywa sprawniejszy w pozyskiwaniu dóbr, ale tylko dla siebie. Jeśli nazwiemy uczciwym nieudacznikiem  kogoś nie posiadającego takiej sprawności, to jednocześnie przyznamy, że kombinator – jak się to teraz ładnie mówi – jest uczciwy nie całkiem(!?).  Ja co prawda nie rozumiem jak można być uczciwym nie całkiem,  ale dajmy temu spokój...

 

Natomiast żeby przedstawiony na wstępie dylemat miał sens – jakby nie było służyć ma do weryfikacji politycznych kwalifikacji – trzeba by mieć pewność co do tego, że po pierwsze kombinator ze sprawnością „odkurzacza” jest z definicji dobrym organizatorem ku ogólnemu pożytkowi, a po drugie uczciwość z definicji jest nieudacznictwem  i dyskwalifikuje kandydata na stanowiska kierownicze w państwie.

 

Ludzie uczciwi, a przy tym bezinteresowni, bywali nie tylko dobrymi, ale nie rzadko genialnymi organizatorami. Przypomnijmy sobie tylko nasze największe postacie XX w. – Józef Piłsudski, Wincenty Witos, Eugeniusz Kwiatkowski, Władysław Sikorski, Stanisław Mikołajczyk, Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła... A przecież przy nich gromadziły się tysiące niemniej uczciwych współpracowników...

 

W interesach  ludzie uczciwi tez bywali lepsi. Tacy koło swoich firm budowali miasta z kościołami, szpitalami i domami dla pracowników. Na przykład bracia Jan i Henryk Łubieńscy zbudowali Żyrardów w Łowiczu, a ród Gieschów – Giszowiec i Janów na Śląsku. Miejsca te były nie tylko centrami życia gospodarczego, ale też patriotyzmu. Dyrektor Filip de Girard był jednym z lokalnych przywódców Powstania Listopadowego, a w podległej firmie podjął produkcję broni. Janów był natomiast matecznikiem  i zapleczem Powstań Śląskich. Trzeba tu też wspomnieć Wedlów: Emila i szczególnie Jana, który stworzył w dwudziestoleciu międzywojennym  nie tylko światową markę,  ale rozbudował fabryczkę w duże przedsiębiorstwo z zapleczem socjalnym dla pracowników – własną służbą zdrowia, żłobkiem, przedszkolem i systemem kredytowania kupna i budowy mieszkań.

 

Dwudziestolecie po roku 1989 właściwie zdominowane było we władzach przez gremia z dużą zawartością ludzi ze skłonnością do kombinacji.  Przeglądając ich oświadczenia majątkowe rzadko tam można spotykać fortunki nie sięgające kilku milionów. Rzeczywiście ludzie ci odnieśli sukcesy przy pomnażaniu swojego majątku.  Z reguły wykorzystywali do tego informacje i możliwości niedostępne dla ogółu...

 

Nie to wszak zmusza do zadania podstawowego pytania – Czy szanse rozwoju Polski zostały przez ten czas wykorzystane choćby w stopniu dostatecznym?  Chociaż uprawnione jest chyba przypuszczenie, że zależało to też od kondycji moralnej owych gremiów.  No ale tak zaczynamy rozważać – co by było, gdyby?... – a tego, jak wiadomo, rozstrzygnąć jednoznacznie nie sposób!

 

Zawęźmy swoje zainteresowanie do szansy ucywilizowania Polski w jednym tylko aspekcie, poprzez sieć autostrad. W roku 1989 planiści krajowi i zachodni zakładali realną możliwość wybudowania w Polsce do roku 2000 przynajmniej 2 tys. km dróg tego rodzaju. Podstawą założenia był ówczesny potencjał krajowej produkcji cementu, stali, ciężkiego sprzętu budowlano-ziemnego oraz niezbędny zasób energii w postaci węgla i elektrowni. Rychło się jednak okazało się, że koszt budowy 1 km autostrady na naszej równinie stanowi wielokrotność kosztu budowy 1 km w Pirenejach. A w ogóle, przedsięwzięcie przerasta nasze zdolności organizacyjne. Przypominam – władzę naogół sprawowały tu gremia ze skłonnością do kombinacji,  a nie uczciwi nieudacznicy.  I tym sposobem, do roku 2010 – pomimo dwukrotnie większego upływu czasu – nie wybudowano w Polsce nawet 1 tys. km autostrad!...

 

Wspomniane gremia  to przede wszystkim ugrupowania wyrosłe z PZPR oraz partnerzy zza okrągłego stołu,  przeważnie kierowani przez oficerów prowadzących za pośrednictwem TW. W trakcie sprawowania przez nich władzy w Polsce zaniechano akurat tego co wykonane zostało w Czechach. Warto więc porównać te dwa kraje.

 

W Czechach przeprowadzono konsekwentną reprywatyzację oraz powszechne uwłaszczenie – każdy Czech otrzymał „kupony” na wartość ok. 30 tys. zł wg. kursu z 1995 r., które można było zamieniać na akcje, udziały, własność nieruchomości lub je sprzedać. Tym sposobem Czechy zostały na powrót oddane Czechom i znikły warunki do kręcenia lodów.  Bowiem kto za łapówkę sprzeda coś swojego po zaniżonej cenie? Przeprowadzono tam lustrację i dekomunizację, a w jej wyniku członkowie aparatu komunistycznego mieli 10-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Jak widać przeprowadzono tam w zasadzie wszystko to czego u nas domagali się uczciwi nieudacznicy.

 

Można chyba powiedzieć, że w rezultacie tego wszystkiego Czesi mają ok. 20 tys. $ PKB na głowę, a my poniżej 15 tys. W ich systemie zdrowia jest 3 razy więcej pieniędzy na chorego niż w naszym. Oni rozpaczają, że w tym roku ich zadłużenie może osiągnąć 7% PKB, a my nie przejmujemy się tym, że przekroczy 50%. U nich jest ok. 900 km autostrad, a więc akurat tyle samo co u nas. Tylko, że Czechy są 4 razy mniejszym krajem od Polski!...

 

Ktoś może powiedzieć, że w takim razie „jest już po ptokach”. Tym bardziej, że socjotechnika władzy i powiązania przypominające mafijne, stwarzają pozory oligarchii zakorzenionej na trwałe. Pamiętajmy, ta trwałość to tylko pozory. Natomiast pewność siebie zgubiła już niejednego cwanego uzurpatora, chociaż miłość gawiedzi miał jakby zapewnioną.

 

Po roku 2005 zmieniła się u nas wyraźnie sytuacja w mediach. Przedtem, poza Radiem Maryja i dwiema, czy trzema gazetami niszowymi wszystko było pod kontrolą gremium z dużą zawartością ludzi ze skłonnością do kombinacji.  Teraz jest poza ich kontrolą kilka stacji radiowych i telewizyjnych i parę dużych gazet o zasięgu ogólnokrajowym.

 

Jeszcze jest o co się bić. Polska daleko ma do korupcji elit, spotykanej w Afryce lub Ameryce Łacińskiej. Mamy jeszcze szansę na sprawne państwo i mocną gospodarkę. Odrzućmy zdecydowanie ideał  – 99% bogactwa narodowego w rękach 1% populacji. Niemcy nam nie pomogą, bo satysfakcjonuje ich upadek odwiecznego konkurenta. Poprzez próżnie po nas - jak im się zwiduje – podają rękę Rosji.

Taki dylemat mają często, młodzi ludzie z niewielkim doświadczeniem życiowym – Czy rządzić nami mają gremia z dużą zawartością ludzi ze skłonnością do kombinacji, czy uczciwi nieudacznicy?  - pozwoliłem sobie posłużyć się dosłownym cytatem z niedawnej dyskusji w necie.