Mój rocznicowy artykuł na temat wysiedlenia Niemców z Polski / „niezależna” 27 sierpnia/ wywołał ostrą reakcję na temat praw historycznych, co można jeszcze darować, ale również głosy kwestionujące niemiecką agresywność i okrucieństwo w tępieniu Słowian.
Nie będę twierdził, że to na niemieckie zamówienie zajmuje się takie stanowisko, na wzór postawy Eriki Steinbach, która pobyt swoich rodziców, jako funkcjonariuszy okupacyjnych władz niemieckich i swoje urodzenie uznaje za autochtoniczne i obnosi się z tym zamiast się tego wstydzić.
Niemiecka eksterminacja ludności słowiańskiej jest faktem historycznym, ja sam mieszkałem do czasu aresztowania przez UB i wysiedlenia mojej rodziny z Gdańska na tzw. „Osieku”, którego nazwa wywodzi się od faktu wymordowania przez Krzyżaków kaszubskiej, czyli polskiej ludności tej dzielnicy.
A co do naszych praw historycznych to najlepszym przykładem może służyć spotkanie ludności Gliwic z królem Janem III Sobieskim i błaganie o przywrócenie Śląska Polsce oraz powstania śląskie w celu przyłączenia po ośmiuset latach do Macierzy, nie mówiąc już prześladowanych działaczach polskich z Korfantym na czele. Nawet imion polskich nie wolno było nadawać dzieciom. Trzeba chyba mieć miedziane czoło ażeby kwestionować oczywiste fakty niemieckich prześladowań.
Ale nie te sprawy były celem zasadniczym mojej publikacji, chodziło mi o podkreślenie, że wysiedlenie Niemców to nie polskie dzieło, ale decyzja aliancka i Polska była tylko jej wymuszonym wykonawcą ze względu na konieczność uzyskania miejsca dla wysiedlonych ze wschodu Polaków.
Druga sprawa to kwestia rzeczywistych intencji, jakie przyświecały Stalinowi przy podejmowaniu decyzji o wyznaczaniu zachodnich granic Polski, nie był to wielkoduszny dar dla Polski, ale perfidnie przemyślany element gry o władztwo w Europie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2373
Niestety, miejscowości o nazwie "Osiek" jest w Polsce około stu i zapewniam Pana, że również tam, gdzie Krzyżacy nie dotarli. Nazwa oznaczała miejsce "osieczone", czyli ufortyfikowane zagrodą z bali. Tak się nazywał na przykład dwór książęcy w Puszczy Sandomierskiej, dziś miasteczko. Bolesław Wstydliwy lubił tam przyjeżdżać na łowy. Fakty historyczne dowodzi się dokumentami i relacjami świadków, a nie ludową etymologią.
Rzeź Gdańska była niewątpliwa, ale też była jednorazowym ekscesem, dlatego jest taka znana. Wyrżnieto tam, owszem, ludność autochtoniczną, ale przede wszystkim tych, których krzyżacy uważali za wrogów, czyli mieszczan gdańskich. A to byli - proszę trzymać się krzesła, bo najwyraźniej o historii nie ma Pan pojęcia spoza czytanek szkolnych - Niemcy z Lubeki... Krzyżacy zresztą o mało nie przypłacili tej zbrodni rozwiązaniem - z trudem sie wybronili.
Oczywiście, że za wysiedlenie Niemcow - potomków dawnych Ślązaków, Pomorzan i Prusów - Polska nie ponosi żadnej odpowiedzialności. A wysuwając plemienne bajkowe "prawa historyczne" właśnie taką odpowiedzialność na siebie bierze i Pan właśnie swoimi amatorskimi publikacjami do tego się przyczynia.
No, ale ja to wszystko piszę oczywiście na zamówienie Hupki i Czai, znaczy tej, Eriki Sztajnbach ;)
Pozdrawiam
Zdecyduj się imć Mikołaju czy była to ludność autochtoniczna czy Niemcy z Lubeki, ale Ty tam byłeś Ty widziałeś
i wiesz najlepiej. Najlepiej jak podasz amteriały żródłowe, ale sprawdz to osobiście. No bo jak prześle je Ci
Erika to będziesz się miał z pyszna. Pozdrawiam.
Coś dziwne ma Pan szanowny wyobrażenia o przeszłości. Byli jedni i drudzy, ale dla krzyżaków prawdziwymi wrogami byli Lubeczanie, autochtoni dostali przy okazji. Co się zaś tyczy literatury - służę uprzejmie: najnowszy tom konferencyjny "Rzeź Gdańska" w swietle najnowszych badań, Gdańsk 2009, redakcja Błażeja Śliwińskiego, gdzie bardzo ciekawe podsumowanie polsko-niemieckiej dyskusji, miedzy innymi ciekawe rozwiązanie problemu, ile było ofiar rzezi. Polecam tez nieco starszą książkę Błażeja Śliwińskiego, Pomorze Wschodnie w okresie rządów Władysława Łokietka, a także artykuły w czasopiśmie "Studia z dziejow średniowiecza".
W ogóle ciekawa sprawa, po co to było Krzyżakom. Z jednej strony, bardzo potrzebowali ujscia Wisly. Z drugiej - nagrabili tym sobie paskudnie, nie zdając chyba sobie sprawy z tego, że Polska nie zawsze bedzie słaba, a z utratą ujscia Wisły nigdy sie nie pogodzi. To był mniej więcej taki bląd, jak zabranie Francji Alzacji i Lotaryngii w 1871 roku. Niewykluczone, że nie sądzili, by Łokietek zdołał utrzymać Pomorze wobec naporu Brandenburgii - a Brandenburgii bardzo sobie w Gdańsku nie życzyli.
ma Pan rację Panie Owsiński. Poznać to m.in. po germanofilach, którzy zawsze się odzywają w takich wypadkach. Brakuje mi tu jeszcze jednego, ale się napewno odezwie. A co do historii, to mam dostęp do wielu niemieckiej produkcji map terenów Niemiec i Polski i stwierdziłem coś bardzo ciekawego, im dalej w przeszłość, tym więcej polskich nazw miejscowości na ziemiach zachodnich i północnych. Są to mapy niemieckich autorów z tamtych czasów. Później wraz z postępującą germanizacją zmieniano nazwy na niemieckie. Nie wszędzie jednak zmieniono nazwę miejscowości jak Szczedrzyk koło Opola, od 13 wieku były nazwy Scedrzik, Stedryk, Zrzendrzik, a w 1934 zmieniono na Hitlersee do 1945. Później Szczedrzyk. Mnie to bardzo dziwi, jak ci "Germanie" mogli taką nazwę nadać swojej miejscowości: Scedrzik, Stedryk, Zrzendrzik. Musieli być chyba masochistami, albo to nie byli Germanie a Słowianie, czyli Polacy.