Braun: Udeptywanie trawnika

Grzegorz Braun w rozmowie z Pawłem Chojeckim.

Ostatnio rozmawialiśmy pod koniec lutego, rysował Pan wtedy potencjalny scenariusz na 10 kwietnia w Warszawie. Z tego co wiem, był Pan tam wczoraj. Jak wygląda zderzenie wizji z rzeczywistością?

Byłem wczoraj i przedwczoraj. Cały scenariusz był krótki: niezależnie od tego, czy coś będzie, czy nie będzie, to i tak wiadomo, że dziesiątego kwietnia do Warszawy przyjedzie większa liczba Polaków, sierot po ojczyźnie, w poszukiwaniu bliżej nieokreślonego męża opatrznościowego, który by im oddał ojczyznę - państwo polskie. Tak już jest od 10 kwietnia zeszłego roku. Z całego tego koszmaru i tragedii przynajmniej taki zysk - większa niż wcześniej liczba Polaków zorientowała się, że być może coś jest fundamentalnie nie w porządku z ich własnym państwem i że generalnie to chyba dobrze jest mieć własne państwo, bo jak się nie będzie miało własnego, to przyjdą jakieś cudze - a może już przyszły. Moja hipoteza była następująca: skoro wiadomo, że coś będzie, warto byłoby mieć przynajmniej na to jakiś plan. Na miarę moich naprawdę bardzo skromnych możliwości próbowałem przekonaćgawędzeniem tych, z którymi była okazja gawędzić od lata i jesieni ubiegłego roku, do tego, żeby powstał jakiś plan, do którego można by się było dostosować. Czy był jakiś plan? Jak to wyglądało?

Byłem w Warszawie i wczoraj, i przedwczoraj. Mimo że wyobrażałem sobie, iż mogą się zdarzyć różne nieprzyjemne, a możne nawet i straszne rzeczy, to nie byłem w stanie wyobrazić sobie oglądania tego tylko w telewizorze. Byłem więc pod ruską ambasadą - chociaż samo wykrzykiwanie pod ambasadami wydaje mi się z zasady nie najlepszym pomysłem. Czemu nie najlepszym pomysłem? Generalnie przedstawicielstwa dyplomatyczne to takie obiekty, które trzeba otaczać opieką i z pietyzmem do nich podchodzić. Właściwie najlepiej, gdy tylko zawodowe służby mają wszystko na oku i liczą dyplomatów - kto wchodzi, a kto wychodzi. Ale teraz nie ma państwa, więc poszliśmy tam. Słyszałem (w radio mówili), że pod ambasadą rosyjską było z 500 osób. Moim zdaniem było nie mniej niż w trójnasób tyle - może półtora tysiąca, a może dwa i pół. Optymiści twierdzą, że na pewno więcej. Powiedzmy dwa tysiące ludzi przewinęło się przez tę akcję. Z tego bardzo dużo przyjezdnych, jak ja, z prowincji, więc reprezentacja jak na miasto stołeczne Warszawę dość skromna. Oczywiście warszawscy optymiści mówią, że jak na Warszawę, to od lat nie było tutaj tylu obywateli, którzy by dawali wyraz swoim chęciom albo niechęciom w taki sposób. Pokrzyczeliśmy pod ruską ambasadą, do czego ja się z chęcią przyłączam - bo jak już się bierze udział w takiej akcji, to należy się zachowywać obowiązkowo, sumiennie i drzeć się na całe gardło. Udało mi się wpłynąć na bieg dziejów galaktyki, wprowadzając pewną innowację, czy raczej erratę. Mianowicie koledzy prowadzący akcję słusznie proponowali: „Komorowski won do Moskwy” - na co zareagowałem uzupełnieniem: „a Schetyna do Berlina”. Stanęło ostatecznie na: „Komorowski won do Moskwy, Tusk, Schetyna do Berlina”. To ważny szczegół. Jak próbowałem wcześniej pokazać, obawiam się, że ten cały nadludzki wysiłek i zryw narodowy może być wykorzystany do tego, żeby w grze w trzy karty sprytnie podmienić Tuska na Schetynę, a i tak wszystko zostanie w rodzinie. Od czasu, kiedyśmy rozmawiali w lutym, moje teorie spiskowe i podejrzliwe hipotezy zaczęły się lepiej uwidaczniać w miarę, jak się pojawiały kolejne artykuły na łamach prasy stołecznej, których autorzy, bardzo czasem skądinąd mili dziennikarze, uparli się dostrzegać jakieś rzekomo fundamentalne różnice między panem Donaldem Tuskiem a panem Grzegorzem Schetyną. Przypomnę, że mądre głowy w rodzaju Jadwigi Staniszkis zaproponowały takie spojrzenie na Grzegorza Schetynę, że jest to budzący nadzieję mocny człowiek polskiej polityki, a pan Łukasz Warzecha napisał na łamach „Rzeczpospolitej”, że to jest szansa na nowe otwarcie i tak dalej. Nie lokowałbym nadziei na zbawienie państwa polskiego akurat w tych okolicach. Uważam, że jest to wszystko jeden pies.

Z kolei ja zaniepokoiłem się dwiema wypowiedziami: pierwszą Komorowskiego, który stwierdził, że wcale nie musi zwycięskiemu ugrupowaniu powierzyć misji tworzenia rządu, a druga pochodziła już od samego Jarosława Kaczyńskiego, który powiedział, że nie wyklucza zgody na jakiś ponadpartyjny rząd fachowców.

Wszystko właśnie w tę stronę zmierza. Pan prezydent Komoruski mówi, że może tak niestandardowo postąpić. A z drugiej strony są wyraźne (także i z wczorajszego dnia) wnioski, że być może pan Jarosław Kaczyński wcale nie chce brać tej jesieni władzy w Polsce. Być może mądre głowy, które mu doradzają, wymyśliły, że lepiej opuścić kolejkę - niech to wszystko jeszcze bardziej się skompromituje, niech głębiej tąpnie, niech kryzys finansowy wreszcie pochłonie tę zieloną wyspę. A wtedy my, opuściwszy kolejkę, w następnym rozdaniu zgarniemy całą pulę i już będzie Polska.

Ostatnie wydanie tygodnika „Uważam Rze” dokładnie taki scenariusz rysuje. W artykule Piotra Zaremby pojawiają się takie tuzy, jak Adam Lipiński, Adam Hoffman i prof. Zdzisław Krasnodębski.

Adam Hoffman jest chyba politycznie przysposobiony przez Adama Lipińskiego. To są bardzo zasłużeni, doświadczeni, wybitni ludzie. Tym niemniej chciałbym przypomnieć, że Lech Kaczyński, prezydent Rzeczypospolitej, chował sobie na lepsze jutro aneks do raportu o likwidacji WSI. Na pewno był świetny plan i bardzo mądre wyrachowanie, które skłaniało go do tego, żeby tę, spodziewam się, dość nieprzyjemną prawdę o rzeczywistości objawiać na raty, fragmentarycznie i żeby właśnie ten słynny aneks do raportu schować pod łóżko z taką myślą, że to w przyszły piątek będzie jak znalazł. Otóż czas pokazał, że może nie być przyszłego piątku, że przyszły piątek może być odwołany i że po środzie natychmiast nastąpi sobota i to akurat sobota 10 kwietnia… W związku z tym wszelkie tego typu rachuby powinny budzić niepokój.

A co się wczoraj objawiło? Cofnę się jeszcze do wydarzeń spod ambasady 9 kwietnia. Jeszcześmy tam pokrzyczeli i poszliśmy w górę Belwederską i pod URM, i tam też pokrzyczeliśmy. Ale demonstracja jakoś się szybko stamtąd zwinęła. Udaliśmy się na Krakowskie Przedmieście. Tam, ku rozczarowaniu kolegów z „Gazety Polskiej”, przejęli inicjatywę obrońcy krzyża i już tylko wokół tego krzyża pięknie się pomodliliśmy. A władza była przygotowana z barierkami, z rezerwami sił porządku i prewencji, które następnego dnia objawiły się w jeszcze większej liczbie. W niedzielę 10 kwietnia 2011 roku pierwsze podejście to była godzina 8:41 na Krakowskim Przedmieściu. Kultywowanie godziny 8:41 wydaje mi się zmarnowaną okazją – powinno się przypominać narodowi, że sama ta godzina jest wątpliwa, że to właśnie tu pies jest pogrzebany: czy to była godzina 8:41, czy może 39, a może 52? Warto więc te rzeczy przy każdej okazji przypominać.

Skorzystam teraz z okazji, żeby powiedzieć jeszcze raz, że nie zaliczam się do tych, którzy sprawę zamachu smoleńskiego uważają za temat zastępczy, że to jest jakieś odwracanie uwagi proletariatu od żywotnie bardziej istotnych dla niego spraw. Uważam, że prawda o zamachu smoleńskim, dopominanie się o nią, to jest kwestia polskiej racji stanu. Ale jedna rzecz, że to jest kwestią racji stanu, a druga, co z tym robią tęgie głowy - rozmieniacze wszystkiego na drobne - ze sztabu pana premiera prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Wczoraj się właśnie okazało, co z tym robią. Zwrócę uwagę, że na przykład wybitnego męża stanu, jakim jest Jarosław Kaczyński, przez mikrofony na Krakowskim Przedmieściu permanentnie tytułowali prezesem. Otóż ja tam nie przyjechałem dla żadnego „prezesa”, tylko - po pierwsze - przyjechałem tam dla Polski, dla państwa polskiego, które może być reprezentowane ewentualnie przez Premiera, a nie jakiegoś „prezesa”. Prezesi jakichkolwiek partii kompletnie mnie ani ziębią, ani grzeją i nie mobilizują do tego, żeby drzeć gębę na ulicach w mieście stołecznym. Mobilizuje mnie natomiast myśl o tym, żeby było państwo polskie i chętnie zobaczę na czele tego państwa pana Jarosława Kaczyńskiego – Premiera - i tak też warto o nim mówić, a nie partykularyzować tego męża stanu, ściągając go za nogi do rangi jakiegoś „prezesa”. Otóż można by sądzić, że to jest jakieś łapanie za słowa i czepialstwo, ale niestety potwierdziło się także w innych momentach wczorajszego dnia, że oto tych wszystkich rodaków, którzy tam w poszukiwaniu państwa przybyli, próbuje się podciągnąć pod wspólny mianownik elektoratu PiS-owskiego, co jest na rękę wszystkim guwernantkom zgwiazdy śmierci. Oni by chcieli, żeby nas wszystkich się dawało podkreślić tym wspólnym mianownikiem, żeśmy tutaj same PiS-iory. Czym to się objawiło wczoraj? Przede wszystkim objawiło się w taki sposób, że eksponowana była partia na wszelkie sposoby, a marginalizowane wszystkie przejawy ducha i mobilizacji narodowej, pospolitego ruszenia, które nie pasują do schematu „elektorat PiS-owski”. Zostali zmarginalizowani obrońcy krzyża na czele ze wspaniałym duszpasterzem i wybitnym kaznodzieją księdzem Jackiem. Jakie siły zdecydowały o tym, że dla księdza Jacka, który to wszystko na własnych barkach niesie, jest męczennikiem tego krzyża – to znaczy w świątek piątek, słońce czy deszcz pomaga się tam ludziom modlić - nie było wczoraj miejsca przy żadnym z dużych mikrofonów ani w katedrze św. Jana, ani na Krakowskim Przedmieściu?

Mnie zabrakło też eksponowania „Gazety Polskiej” i Klubów „Gazety Polskiej” jako głównego animatora tego, że w ogóle miesięcznice odbywały się w całej Polsce.

Do tego przechodzę. Zaistniały Kluby „Gazety Polskiej”, bo miała głos przez moment Anita Czerwińska z warszawskiego Klubu ”GP”, który organizował to centralnie. Ale przecież warszawski klub „Gazety Polskiej” nie miałby siły (jeśli chodzi o ilość manifestantów - przyp. red), gdyby mu jej nie dawały Kluby „GP” z całego kraju, a jest już ich ponad 200. Na Krakowskim Przedmieściu były ich banery i proporce i byli zmobilizowani przez nie ludzie, ale o tym się nie wspominało.

Trzecie środowisko, które wczoraj nie zaistniało, chociaż ma wielkie zasługi w mobilizacji patriotów i w szerzeniu prawdy o zamachu smoleńskim i jej kluczowej roli dla być albo nie być państwa polskiego, toSolidarni 2010na czele z Ewą Stankiewicz. Ewa miała głos, ale podobnie jak ksiądz Jacek, już po oficjalnym rozwiązaniu zgromadzenia.

Tu chciałem się na chwilę zatrzymać. Pani Ewa jest rzeczywiście wybitną postacią. To, co powiedziała 9 kwietnia 2011 roku pod ambasadą rosyjską, powinno zostać powiedziane rok temu – tuż po pogrzebach: kto zawinił, kogo trzeba pociągnąć do odpowiedzialności itp. Przez rok tego nie zrobiono, a teraz drobna kobieta rzuca hasło, które powinno wyjść z największej partii opozycyjnej. (Nie wiem, czy Pan wie, dziś namiot Solidarnych został brutalnie spacyfikowany przez straż miejską HGW). Dlaczego podczas obchodów rocznicy Smoleńska nie zostało to ogłoszone jako projekt wszystkich środowisk patriotycznych?

Bo nie ma takiego projektu… Bo projekt głównego nurtu został ogłoszony wczoraj w Pałacu im. Józefa Stalina i ten projekt nazwa się „Ruch społeczny im. prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Lecha Kaczyńskiego”. Nie potrafię rozumieć tej inicjatywy inaczej jak tylko jako kontynuację tego wszystkiego, co ze strony PiS-u widzieliśmy w ostatnim roku – to znaczy „udeptywanie trawniczka naokoło”, by tam nic przypadkiem nie wyrosło. Wszyscy, kto żyw, proszę bardzo, głosujcie na nas, ale nie próbujcie nas odpytywać z pryncypiów, „bo my pieniądze” – cytat za Adamem Lipińskim. Z całym szacunkiem, ale dla mnie to jest jednak za wąski wspólny mianownik.

Ciąg dalszy wywiadu z G. Braunem (między innymi: perspektywy dla Polski, rola kościoła katolickiego) za miesiąc. Wersję audio można odsłuchać na kanale Radia „Detox” na portalu YouTube.

Wywiad ukazał się w majowym numerze miesięcznika "idź POD PRĄD". Do gazety dołączony jest film G. Brauna i R. Kaczmarka "New Poland".

Film „New Poland”

Dołączamy do „idź POD PRĄD” film Grzegorza Brauna i Roberta Kaczmarka „New Poland”.To niezwykła lekcja najnowszej historii - świadectwo przebiegłości rosyjskich komunistów, manipulowania Polakami i obojętności zachodnich aliantów na nasz los. To, co rozpoczęło się w wyniku II wojny światowej, ciągle trwa. Poznając tę historię, lepiej zrozumiesz teraźniejszość.

Film pokazuje sowiecki mechanizm zwodzenia wolnych społeczeństw za pomocą podstawionych autorytetów. Sowieci umiejętnie korzystali z dwóch rodzajów pseudoautorytetów – swoich agentów wpływu i tzw. pożytecznych idiotów. W jednej ze scen filmu obok agenta NKWD prof. Oskara Langego występuje ksiądz katolicki z Massachusetts Stanisław Orlemański. Razem odwiedzają Stalina w połowie 1944r. i uwierzytelniają rząd komunistyczny w powojennej Polsce. Co ciekawe, Watykan nie zareagował oficjalnie na legitymowanie PKWN przez tego księdza.

W filmie pojawia się teza, że komuniści, znając ogromny wpływ kościoła katolickiego w Polsce, świadomie się nim posługiwali. Jeśli z tej perspektywy spojrzeć na dzisiejszą rzeczywistość, nasuwa się jeden natrętny wniosek: nic się nie zmieniło – wydoskonalono jedynie metody. Podczas przeprowadzania społeczeństw Europy Wschodniej z komunizmu do postkomunizmu mistrzowsko posłużono się podstawionymi autorytetami, pożytecznymi idiotami i duchowieństwem. Po 10 kwietnia znowu zobaczyliśmy ich w akcji stręczenia przyjaźni polsko-rosyjskiej posuniętej do takiego absurdu, jak pomysł palenia zniczy sowieckim okupantom (abp Życiński)!

Po obejrzeniu „New Poland” – mimo że obrazy przedstawiają połowę lat czterdziestych ubiegłego wieku – ma się nieodparte wrażenie, że ten film trwa nadal…

YouTube: 
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Heretyk

17-05-2011 [13:11] - Heretyk (niezweryfikowany) | Link:

oficera kgb tutaj >

http://niezalezna.pl/6005-jak-...

serdeczne pozdrowienia z okazji "reorganizacji" linków na niezaleznej dla administratorów

Obrazek użytkownika katamaraz

17-05-2011 [15:59] - katamaraz (niezweryfikowany) | Link:

Urzędnik carski chciał nakłonić Honoriusza Balzaka, by Ów napisał coś pochlebnego o carze w gazecie, w której drukują jego artykuły. Chciał też "posmarować suto" (oczywiście złotem). Pan Balzak nie zgodził się. Po masakrze narodu rosyjskiego przez komunistów zgłosił się do dziennikarza, a może dziennikarzy francuskich "urzędnik", ale już "nowego-lepszego" systemu. Jakich "argumentów użył"? Pojawiły się artykuły w prasie. W 1920 roku dokerzy francuscy w portach nie chcieli pracować przy załadunku statków wysyłanych do Polski. Czechosłowacja zagarnęła Zaolzie. Użyłem określenia : "masakra narodu rosyjskiego", uważam to określenie jako bardzo słuszne do określenia tego co wydarzyło się. 15 milionów Rosjan wskutek wojny domowej przeniosło się do lepszego świata. Póżniej było "lepiej" 16 milionów z powodu głodu 1920/1921. Powtórka "z rozrywki" była na Ukrainie 1931/1932 tylko "trochę skromniejsza"-gdzieś 6, może 10 milionów. Komuniści zaczęli "schodzić na psy"? Polaków w czasie II wojny światowej i po, około 1,8 miliona, albo 2miliony? Kto sprzeczałby się o takie "drobiazgi". Milion w tę albo w tę. Wuc-Wisarionowicz przecież powiedział: "Gdy umierają miliony to jest tylko statystyka". Trockiemu przestała podobać podobać się ta "impreza" i "schronił" się aż w Meksyku. Oj naiwny, naiwny, pewnie myślał, że jest bezpieczny ale tylko "do czasu-do czasu 1935roku. To był przecież dopiero początek tej "sielanki", póżniej było coraz, coraz skuteczniej. Udoskonalono metody!!!!!!! Uwaga!!!! Polacy,Gruzini, Litwini, Łotysze i innej maści "Drobnoustroje".

Obrazek użytkownika Heretyk

17-05-2011 [16:29] - Heretyk (niezweryfikowany) | Link:

"pośmiertnym wywiadem" profesora Pawła Wieczorkiewicza dla Rzeczpospolitej. Dlaczego ukazał się 2 lata po śmierci profesora ?
http://niepoprawni.pl/blog/164...