Od błogosławionej obojętności do niepożądanego cynizmu?

Polecam najnowszy numer tygodnika … „Nie”! Jest tam całostronicowy artykuł o mnie. Jak się Państwo możecie domyślać nie jest to laurka. Prawdę mówiąc jest to cudowne połączenie obrzydliwości, półprawd i całkowitych insynuacji. Ale chciałbym napisać na tej kanwie o czymś innym – o całkowitej właściwie odporności na tego typu plugastwa i konsekwencjach tego. Zupełnie jestem impregnowany na takie artykuły, czy jakieś świństwa wypisywane na mój temat w Internecie. Jakby zupełnie mnie to nie dotyczyło, jakby pisano o kimś innym.Zastanawiam się nad dwoma rzeczami – kiedy się to zaczęło i jakie są przyczyny tej obojętności. Bo z tego, co widzę u innych polityków, to oni mają wykształcony ten sam mechanizm – dopóki nie ma w tekście ewidentnych nieprawdziwych zarzutów kryminalnych, to właściwie nie reaguje się na tego typu zaczepki.U mnie zaczęło się jeszcze w czasach kiedy byłem komentatorem – jednym z niewielu, którzy na dźwięk słów „Kaczyński” czy „PiS” nie toczyli piany z pyska. To wystarczało, by uznać mnie za wroga numer jeden w świecie komentatorów. Na początku to nawet bolało i uważałem to za niesprawiedliwe, ale po pewnym czasie machnąłem na to ręką. Potem przyszło rozbawienie nad kolejnymi atakami furii i pomyjami wylewanymi pod moim adresem. Kiedy wszedłem więc w politykę, okres przejmowania się opiniami na swój temat miałem już szczęśliwie za sobą.A odpowiedź na pytanie, jakie są przyczyny takiej obojętności na tego typu publikacje czy opinie jest stosunkowo prosta – to chyba normalny mechanizm obronny organizmu. Człowiek przywyka i obojętnieje, bo inaczej by oszalał. Jak się jest związanym z partią, która cieszy się poparciem 25% społeczeństwa, to normalnym jest, że 75% wyborców uważa nas za sprzedajną świnię, bydlaka i nieudacznika. Więc przestaje się zwracać uwagę na tego typu ataki i pomówienia.  Dlatego nie dziwcie się Państwo, że nie odpowiadam za chamskie wpisy i prostackie uwagi – nie żeby mnie jakoś bolały, ale szkoda mi po prostu czasu. Całego syfu się z debaty publicznej nie wyeliminuje, więc nie warto się tym przejmować. Na moje 30-te urodziny dostałem od kumpli kubek z napisem: „ Z każdym dniem rośnie liczba tych, którzy mogą pocałować Cię w … no, powiedzmy w nos.” Od tamtego czasu ta liczba jeszcze bardziej urosła, z czego bardzo jestem kontent.Jedyne, co mnie frapuje i dlaczego popełniłem ten wpis, to nie chęć poskarżenia sie na srogi los osoby publicznej, ale refleksja ilu polityków, po iluś tam atakach na siebie i po zupełnym zobojętnieniu na krytykę, doszło do konstatacji podobnej, jak kolega posła Jarosława Gowina – że wyborców trzeba pier…ć. To ważne dla polityka, by przy zrozumiałym zobojętnieniu na krytykę, nie popaść w nihilizm i cynizm.