Sądziłem, że już nabrałem wprawy w antycypacji całokształtu poczynań klasy politycznej, czyli mowy, uczynków i zaniedbań. O myślach, artykule deficytowym w tej grupie, nie wspominam, pozostawiając dociekania fizjonomistom.
I do niedawna obserwując boiska polityczne, w swym zadufaniu czułem się jak widz znający na pamięć wszystkie dialogi dramy. Jednak ze zbitki sportu z teatrem pozostały jedynie refleksje kibicowskie. Bo określenie klasa polityczna kojarzy mi się z hierarchią piłkarską, w której klasy A, B i C , w odróżnieniu od lig, oznaczają futbolową amatorszczyznę. Wprawdzie ostatnio na bakier z profesjonalizmem jest także nasza reprezentacja, ale to już inna historia.
Natomiast analogie teatralne zupełnie wzięły w łeb. Bo jakże mógłbym przewidzieć, że wielką improwizację będzie recytować kulawa lesbijka, a angielską królową zagra w serialu murzynka, wróć, afroeuropejka? I sam już nie wiem, co może bardziej zaskakiwać, Julia nimfomanka, Chochoł aktywista Greenpeace czy Donald Tusk unieważniający referendum albo Władysław Kosiniak dymisjonujący ministra Mariusza Błaszczaka, by powołać w to miejsce Antoniego Macierewicza?
Tymczasem kampania wyborcza osiągnęła dopiero fazę amoku. I w co się przepoczwarzy podsycana upałem lasującym mózgi, trudno przewidzieć. Słuchając gróźb rewolwerowców opozycji straszących przedstawicieli władzy kazamatami, a zwolenników prawicy libertyńskim progresem obyczajowym, z patroszeniem ciężarnych na życzenie, stawiam na delirkę paranoidalną.
Na razie wszak montypythonowskiej groteski w wykonaniu klonów Freda Krugera jest wciąż mniej niż skrzeczącej pospolitości. W jej zgiełku na przykład odkurzacze PO i lewicy wessały na listy wyborcze kogo popadło, z byłymi kapusiami SB, osobnikami podejrzanymi o niejasne powiązania z Rosją, podręcznymi Urbana, uliczną żulią, mniejsza o nazwiska, byle ujadali na PiS. Pogoniono tylko Giertycha i Hartmana, podobno honorowego członka Towarzystwa Przyjaciół Dzieci. Zaś boss totalnych pokazał miejsce w szyku schetynowcom.
Te wszystkie układanki personalne są niemal tak samo ekscytujące jak bajdurzenie o życiu celebrytów w telewizjach śniadaniowych. Od dawna przecież mało kto smakuje wybór nazwiska z listy, niczym kanibal cymesu z karty dań. I tak bowiem wiadomo, że w hierarchicznie ułożonej kolejności kandydatów liczą się głównie ci z tak zwanych miejsc biorących. A wszelkie parytety i suwaki są jedynie kwiatkami do, nomen omen, baranicy. Bo do oferty alfabetycznej nasza demokracja jeszcze nie dorosła.
Na koniec dorzucę złamanego szeląga do dyskusji o referendum. Otóż roję sobie, że desperacka agitacja opozycji za bojkotem tej najwyższej formy demokracji bezpośredniej doprowadzi do zamieszania przy urnach szkodzącego głównie elektoratowi agitatorów właśnie.
Bo głosujący zgodnie z powinnością obywatelską odbiorą po prostu od komisji w lokalu wyborczym trzy druki: listy z nazwiskami kandydatów do sejmu i senatu oraz kartę z pytaniami referendalnymi. A przeciwnikom zasięgania opinii narodu w istotnych kwestiach eksperci radzą drzeć te kwestionariusze.I jeśli ktoś sądzi, że zbystrzony elektorat awangardy progresu będzie niszczył wyłącznie stosowne druczki, gdyż ludziom na poziomie nie zdarzają się pomyłki, nawet jeśli jest to poziom depresyjnych polderów, niech przypomni sobie bazarową grę w trzy karty, czarne przegrywa, czerwone wygrywa! No, w wersji parlamentarnej wypadałoby przestawić kolory.
Sekator
Ps.
- A ty znów nie startujesz k marudzi mój komputer.
- Ale mam do odstąpienia hasło wyborcze: głosuj na mnie, szkodzę najmniej! - łagodzę rozczarowanie Eustachego.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3301
Zabiorę najmniej ;-)
Koronowani koszem pomijają czym jest Brama Brzeska -rozprawiają o „duszy” Maryni.
Już nie mogę się doczekać Waszego sprawozdania z wieczoru wyborczego, Chłopcy :-)
Polacy świadomie nie zagłosują, ani na jednych, ani na drugich. Stąd ten ogłupiający wyborczy kociokwik.
Negocjacje dotyczą koalicji z KO w nowym sejmie
https://pbs.twimg.com/media/F4IgNjsWgAAuBHA?format=png&name=small