Mój stan wojenny

Mój stan wojenny

 

Miałem wtedy 8 lat. Byłem dokładnie w takim wieku jak mój synek Michałek w tej chwili. W pewien sposób pomaga to patrząc dziś na niego widzieć czym żyje mały chłopiec w tym wieku. Świat był wówczas jednak inny niż obecnie. Nie było „Tańca z gwiazdami”, nie można było sobie w każdej chwili włączyć „Minimini”, nie miały wówczas dzieci pojęcia, że są komputery, że o grach komputerowych nie wspomnę, a wszystkich zabawek z całego dzieciństwa miałem mniej niż Michałek dostanie pewnie w tym roku na Boże Narodzenie. Taka była rzeczywistość roku 1981. Zresztą nie tylko moja, ale wszystkich dzieci żyjących wówczas w Polsce (Moniki Jaruzelskiej i jej koleżanek i kolegów po linii partyjnej przynależności wysoko postawionych rodziców nie liczę bo wiadomo, że jakieś wyjątki w końcu muszą być). Ponieważ zabawek za wiele nie było grało się w kapsle. Można z nich było robić zarówno piłkarzy i urządzać mecze międzypaństwowe w piłkę nożną jak i przerabiać na kolarzy i urządzać swój własny Wyścig Pokoju.

Ze świata nie rozumiałem wówczas za wiele. Z ciekawych dla mnie rzeczy zawsze czekałem na 19.00 bo była „Dobranocka”. Lubiłem „Misia Uszatka”, „Bolka i Lolka”, „Rumcajsa” i „Pszczółkę Maję”, nie przepadałem zaś za „Coralgolem”, „Żwirkiem i Muchomorkiem” oraz za bajkami radzieckimi (z wyjątkiem „Wilka i Zająca”). W niedziele o 9.00 był „Teleranek”, w piątki po południu jak włączyli telewizję (program w telewizji w jednym z dwóch kanałów jakie były dostępne wówczas zaczynał się gdzieś dopiero od 16.00) oglądałem „Piątek z Pankracym”, w poniedziałek był „Zwierzyniec”, a w środę „Pana Tik Tak”.

Rodzice wieczorem po 20.00 słuchali jakiegoś dziwnego programu w radio. Radio strasznie trzeszczało i ciągle musieli kręcić pokrętłem bo ginął głos. Dziwne mi się to wydawało bo były też jakieś inne programy które odbierały dobrze. Pamiętam to bo jak jechałem z Tatą rok później na pole grodzić łąkę, albo siać nawóz to braliśmy takie mini radio „Monika”, które dostałem na komunię i słuchaliśmy relacji z Wyścigu Pokoju w tych dobrze odbieranych stacjach radiowych. Potem się dopiero dowiedziałem, ze to dziwne radio to „Głos Ameryki” z Waszyngtonu. Przez wiele lat sądziłem, że te zakłócenia były powodowane tym, że przecież wiadomo, że do tej Ameryki daleko wiec i radio gorzej odbierało.

Taki był ten mój ówczesny świat.

12 grudnia 1981 r. była sobota. Rodzice wrócili do domu dość późno „z miasta”. Mieszkaliśmy na wsi i zostałem wówczas z babcią, a oni pojechali na zakupy bo coś tam „rzucili”, a „czasy niepewne wiec nie ma co pieniędzy trzymać”. Nie bardzo wiedziałem co to znaczy, ale ciekawie czekałem aż wrócą. Przyjechali jak się kończyła „Dobranocka”. Byli bardzo zadowolenie bo kupili zamrażarkę, kuchenkę gazową i… radiomagnetofon „Grundig” wraz z kastą magnetofonową Stilon Gorzów 60’ (taką niebieska miała naklejkę). Mniejsza o zamrażarkę i kuchenkę gazową (i tak jej nie używali dość długo bo nie mogli nigdzie kupić butli gazowej), ale ten radiomagnetofon! Rewelacja. Cieszyłem się jak dziecko bo w końcu byłem dzieckiem. Niestety było już po „Dobranocce” i nie pozwolili mi się pobawić tym radiomagnetofonem. Poszedłem więc spać. Jak tylko wstałem pobiegłem wypróbować wreszcie mój wspaniały sprzęt. Mama i Tata mieli mi pomóc, ale coś nie mieli najlepszych humorów, powiedzieli mi nawet, że nie będziemy szli tej niedzieli do kościoła bo nie wolno jeździć samochodem (do kościoła było ponad 2 km., a była zima). Niespecjalnie się tym przejąłem bo w głowie miałem tylko jedno – magnetofon. Postanowiłem go wypróbować i nagrać „Teleranek”. Przygotowałem wszystko i włączyłem telewizor. Poczekałem aż się skończy jakaś lecąca w telewizji przez chwilę muzyka i w momencie zaczynania się nowego programu, jak sądziłem „Teleranka”, wcisnąłem nagrywanie. Z głośnika rozległ się głos: „Obywatelki i Obywatele Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej! Zwracam się dziś do Was jako żołnierz i jako szef rządu polskiego…”

Dziś po latach wspominam to z uśmiechem. Trzeba było mieć wybitnego pecha żeby pierwszą rzeczą jaką się nagra w dzieciństwie na magnetofonie było przemówienie gen. Wojciecha Jaruzelskiego o wprowadzeniu stanu wojennego.

Z czasem dorastałem, rozumiałem coraz więcej. Jak sobie nieraz myślę nad swoją życiową drogą polityczną i szukam powodów dlaczego tak nie lubię komunistów (nie mylić z lewicą, której ciągle w Polsce nie ma bo nie wiedzieć czemu nawet młodzi adepci lewicy dziś za swojego politycznego protoplastę często wybierają Jaruzelskiego) to sobie myślę, że to pewnie przez to, że 13 grudnia 1981 r. wstałem rano i nie było „Teleranka” tylko jakiś nudny facet w mundurze i ciemnych okularach, który popsuł mi taką fajną zabawę jaką sobie wówczas zaplanowałem.

Swoją drogą tak sobie teraz pomyślałem, że przecież chyba „Teleranek” nie był wówczas nadawany na żywo tylko nagrywany wcześniej i odtwarzany, więc gdzieś tam w magazynach TVP może sobie na półce spokojnie leży i czeka aż go sobie obejrzę? Jak mi się uda go kiedyś dostać na jakiejś płytce to obejrzę go sobie razem z moim Michałkiem. I nawet tego mojego małego synka jutro nie pokrzyczę, że zabawki porozrzucał po całym mieszkaniu i zasnął zanim je pozbierał bo dobrze, że są już takie czasy, że ma co rozrzucać, a jak wstanie nie musi się martwić tym czy w telewizji będę jego ulubione programy.