Piękne jest to, co widzimy, piękniejsze to, co wiemy, a najpiękniejsze to, czego nie rozumiemy.
„Pulchra quae videntur, pulchriora quae scientur, longe pulcherrima quae ignorantur”.
Potrzebuje człowiek tę myśl obejrzeć, odmienić na różne sposoby:
Piękna jest teraźniejszość, ciekawsza jest przeszłość, z której aktualność się zrodziła, ale najbardziej intrygująca jest przyszłość – finał wszystkiego.
Entuzjazm sentencji wielkiego Duńczyka Nielsa Stensena, zwanego Steno, zachęca do ujęcia w te szlachetne ramy każde spotkanie dwojga ludzi dobrej woli:
Wspaniale, że się spotykamy, nasze historie niech okażą się bogactwem naszej przyjaźni, ale liczy się przede wszystkim to, co dzięki temu wspólnemu kapitałowi zbudujemy.
W jakiej sytuacji przytoczone słowa zostały przez Nielsa wypowiedziane? Znajomość okoliczności potęguje ich wymowę. Mądrość młodego człowieka znana była już w wielu miastach Europy. Namówiono go, by wrócił do Kopenhagi, gdzie miała czekać na niego profesorska katedra. Został zwiedziony i przyszło mu zarobkować poprzez publiczne pokazy anatomiczne - w małym stopniu były to sekcje zwłok ludzkich. Właśnie w trakcie takich wykładów -można sobie wyobrazić Stensena z jakimś wykrojonym właśnie organem wewnętrznym w dłoni - użył on tych głębokich słów, świadczących o niezwykłej zdolności do postrzegania świata: „Piękne jest to…”.
Każdy ma pamiątkę po tym niezwykłym odkrywcy. Przewód łączący śliniankę przyuszną z jamą gębową nosi nazwę przewodu Stensena. Zasłużył się nie tylko w dziedzinie medycyny.
Przenikliwy umysł poprowadził go od krojenia ciał rekinów do badań maltańskich skał osadowych. Został w prekursorem stratygrafii i całej geologii – sformułował precyzyjnie cztery podstawowe zasady obowiązujące w tym obszarze poszukiwań i teorii naukowych do dziś.
Encyklopedie, w haśle o nim traktującym, do tego rutynowo dorzucają:
„Znalazł także prawo kątowej niezmienności kryształów. Położył więc podwaliny pod współczesną krystalografii.”
Prawie ten kolejny sukces jego poszukiwań przestaje dziwić. U tego tytana myśli i woli powinno zastanawiać coś innego. Został katolikiem. W morzu protestanckim oparł się bezwładowi poglądów. Pomimo późniejszych namów i okazji, by powrócić i dopasować się do otaczającego go luterańskiego żywiołu, służył wiernie kościołowi rzymskiemu. Został kapłanem i biskupem Północnych Niemiec. Wiernym i dosłownym uczniem Chrystusa, prowadzącym surowe życie dostojnikiem kościelnym, któremu za całe posłanie służył worek wypchany słomą.
Jako filozofa i człowieka, odnajdującego prawdę we właściwym miejscu, należy go umieścić w towarzystwie Gilberta K. Chestertona i Edyty Stein.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4802
Krótko pisząc dla Steno, bycie katolikiem nic nie miało wspólnego z jego naukowym wkładem w światową naukę.
Wiernym krzyżowi Chrystusa daleko jest do zgnuśnienia, w ciągu ostatniego roku zamordowano ich 150 tysięcy:
„Kiedy Niels w końcu poważnie zastanawiał się nad zostaniem katolikiem, przypomniał sobie, jak bardzo inni byli oczerniani, kiedy zostali katolikami. Dlatego nie spodziewał się, że będzie dla niego lepiej. Wkrótce też zaczęła się konwersja. Kalwinistyczny profesor teologii z Amsterdamu, Johan Sylvius, publicznie pisał przeciwko Nielsowi, ale Niels nie był w stanie się obronić. (…)
Nawrócenie i włączenie do Kościoła katolickiego nie zniszczyło życia Nielsa. Ponieważ praca, życie codzienne i wiara były dla niego jednością. Widział to wszystko z jednej perspektywy. (…)
Teraz rozpoczęła się ścieżka cierpienia, która trwała aż do śmierci Nielsa.” [z biografii napisanej w języku duńskim]
2. Dokonał Pan nadużycia wiążąc badania jakie prowadził Nielsen z wiarą katolicką, po prostu nie miała ona nic wspólnego ani z jego potencjałem intelektualnym ani z jego osiągnięciami.
Oczywiste, że odgrywały zasadniczą rolę w tym procesie.
Tego rodzaju podejście przypomina tezy Prezesa wiążącego jedzenie kotleta schabowego z polskością i zakładającego że poza chrześcijaństwem jest tylko nihilizm.
Co by nie mówić, upodobanie do schabowego to jednak polskość. Słyszę ten cichy pomruk aprobaty gości przy stole na widok serwowanego na imprezie dania: - O, schabowy!
W teorii może się czasem coś nie zgadzać. Kiedyś, dawno temu, pracował w Polsce japoński trener judo, który miał trudności z aklimatyzacją. Największym problemem dla niego było polskie jedzenie. Jedną z niewielu potraw, które mu smakowały był kotlet schabowy posmarowany dżemem. Nie zdołaliśmy go jednak tym sposobem pozyskać na dłużej dla naszej reprezentacji, rychło nas opuścił.
Można być dobrym katolikiem i mieć problem z podstawowymi działania matematycznymi. Można równie dobrze być wyznawcą bogini Kali i być geniuszem matematycznym.
Wiara w takiego czy innego boga nie ma znaczenia dla nauki o ile interpretacja zasad wiary nie ogranicza nauki, a z tym bywało różnie.
Schabowy panierowany czyli uboga wersja sznycla / cielęcego kotleta / wiedeńskiego, nigdy nie dominował w polskim menu.