Szczyt brukselski postanowił ratować Grecję kosztem dalszych 109 mld. euro przy najniższym oprocentowaniu greckich długów /3,5%/ i wydłużeniu okresu spłaty nawet do trzydziestu lat. Można z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością przepowiadać, że ta pomoc okaże się niewystarczająca, z prostej przyczyny znacznej rozwartości między poziomem długów, a wydajnością greckiej gospodarki. Najlepszym rozwiązaniem byłoby ogłoszenie greckiego bankructwa i przejęcie całej gospodarki, a szczególnie turystyki przez wierzycieli, może zaistniałaby szansa na takie zwiększenie jej efektywności żeby zjawiły się możliwości realnej spłaty zobowiązań. Stare biznesowe porzekadło powiada, że najgorsze, co może być to dokładanie pieniędzy do już straconych.
Nie ma co ukrywać, Grecy od dziesiątków lat żyli ponad stan, czyli ponad poziom swoich własnych dochodów. Dziwne, że nikt tego nie zauważył, oczywiście dotyczy to nie wszystkich Greków, ale głównie tych, którzy korzystali z łaskawości unijnej administracji i banków. Zdumiewające jest, że władze unijne nie dostrzegły oczywistych objawów położenia gospodarczego Grecji przy osiągnięciu poziomu długu publicznego powyżej 100% PKB już w 2007 roku, nagminnego przekraczania importu trzykrotnie w stosunku do eksportu i całej struktury gospodarczej tego kraju. Liczenie na dochody z turystyki pokrywające różnicę w bilansie płatniczym przy brakach odpowiedniej infrastruktury, czy też wpływów z żeglugi morskiej, w której Grecja jest papierową potęgą, świadczy jedynie o naiwności, lub jeszcze czymś gorszym. Od dawna bowiem Grecja należała do „tanich flag” i armatorzy chciwi zysków za wszelką cenę rejestrowali pod nią swoje statki podobnie jak w Panamie czy Liberii. Dziwić się tylko należy, że te praktyki są tolerowane przez władze unijne pilnujące skrupulatnie kształtu ogórka.
Jeżeli jednak przyjrzymy się Europie a szczególnie wielu krajom UE to się okaże, że ich sytuacja jest bardzo podobna do greckiej, po prostu więcej przejadają niż zarabiają.
Do nich niestety należy Polska, przy czym do tych „przejadających” nie należy znakomita większość Polaków, a jedynie ci, którzy korzystają z określonych powiązań polityki z gospodarką w stopniu nie mniejszym aniżeli w „bananowych republikach”.
Przy okazji greckiej ujawniła się przynajmniej częściowo prawdziwa sytuacja gospodarcza i innych krajów UE. Nie mówiąc już o Portugalii, Hiszpanii czy Irlandii / ta ostatnia do niedawna była „tygrysem” europejskiej gospodarki/, trąd dotknął już najstarsze kraje unijne z Włochami na czele.
Różnego rodzaju mędrcy po niewczasie udzielają światłych rad w rodzaju takich jak na przykład: - Włochom każą podwyższyć wskaźnik zatrudnienia kobiet i temu podobne.
Od samego początku naszego włączenie do UE pisałem, że przy tym systemie gospodarki Unia nie ma szans nie tylko na dotrzymania kroku w rozwoju przodujących gospodarek światowych, ale nawet na przetrwanie.
Podstawową chorobą UE jest niezdolność do wykorzystania własnego potencjału wytwórczego, co szczególnie dotknęło kraje nowoprzyjęte, a specjalnie Polski.
Remedium na tę sytuację jest zawsze to samo: -wzmożenie eksportu, bez którego Unia nie może żyć, niestety ciągle wykazuje ona deficyt w obrotach pozaunijnych sięgający nawet 250 mld. euro rocznie. Ponadto sztuczna aprecjacja euro utrzymywana dla uprzywilejowanych członków utrudnia zwiększenie eksportu. Drugim czynnikiem są inwestycje w krajach nowoprzyjętych i powszechna deglomeracja.
Jeżeli tego się nie zrobi w trybie przyśpieszonym to skutki greckiej choroby rozprzestrzenią się na całą Unię.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2349
Za pół roku, za rok , Polskę też odda Pan "wierzycielom" ?
Proszę sprawdzić jaki dług mają tak chwalone przez Pana Niemcy...