Kto żyw bije na alarm w związku ze wzrostem wskaźnika inflacji, a szczególnie wzrostem cen żywności. O cenach żywności pisałem przy okazji omawiania afery cukrowej i cen chleba.
Autorzy powołują się na statystyczne dane wskazujące na fakt wysokiego udziału kosztów zakupu żywności w budżetach domowych Polaków wynoszącego 25 % ogółu wydatków. Jest to o 50% więcej niż przeciętna unijna tylko, że mam duże zastrzeżenia do tych danych, odnosi się to do Polski gdzie przy przeciętnym dochodzie rodzinnym wynoszącym około 1 tysiąca złotych miesięcznie na osobę wydatki na zakup żywności muszą być wyższe aniżeli 250 zł. i według mojej oceny wynoszą przynajmniej około 400 złotych, tj. 40 % dochodu, nie odbiegliśmy zatem daleko od PRL gdzie wynosiły one ponad 50 % dochodu Polaków.
Przy takiej ocenie wzrost o 10% cen żywności, a z takim de facto mamy do czynienia w najoględniejszym rachunku, stanowi już poważne zagrożenie dla poziomu egzystencji, a dla znacznego odsetka ludności nawet głodowanie.
Problemu nie da się rozwiązać środkami administracyjnymi, chociaż organizacja skupu artykułów rolnych i ich dystrybucji nasuwa wiele zastrzeżeń. Wiadomo od czasów Artura Ui, że rynkiem owocowo warzywnym rządzą lokalne mafie i ze marże sięgają 100 % i więcej i nie pomoże na to żadna kontrola urzędnicza czy urzędowe wyznaczanie cen.
Trzeba po prostu skrócić drogę od producenta do konsumenta przez umożliwienie producentowi bezpośredniej sprzedaży. Dla jednych wystarczą tanie i dostępne stanowiska bazarowe, dla innych udostępnienie niedrogich lokali na sklepy firmowe.
Są to tylko niezbędne i niekosztowne posunięcia, ale przecież nie załatwią one sprawy do końca. Wszystko zaczyna się od pozycji polskiego rolnika, hodowcy, ogrodnika i sadownika. Ich warunki pracy muszą być zbliżone do istniejących przeciętnie w UE, a przede wszystkich usunięte zapory dyskryminacyjne jak choćby w produkcji mleka, cukru czy innych artykułów.
Władze UE tak usilnie promujące najdroższe rolnictwo w uprzywilejowanych krajach powinny się zająć obroną interesów wszystkich producentów żywności zarówno na obszarze UE jak i w stosunkach zewnętrznych. Aż prosi się o postawienie tego problemu, jako priorytet polskiej prezydencji.
UE, jako całość produkuje żywności w nadmiarze, ale produkuje drogo i z zagrożeniem dla środowiska ze względu na wysoki poziom chemizacji. Usiłuje utrzymać relatywnie umiarkowane ceny żywności za pomocą dotacji, tylko że jest to w dużej mierze zabieg chybiony gdyż nie jest powiązany bezpośrednio z produktem lokowanym na rynku unijnym, a ponadto powoduje skierowanie wysiłku w kierunku uzyskania jak najtańszym kosztem jak najwyższej dotacji zamiast skupić się na produkcji tego, co jest najbardziej potrzebne.
UE potrzebny jest wspólny rynek rolny funkcjonujący na normalnych, zdrowych zasadach handlowych w ramach wspólnego rynku całej unijnej gospodarki. Bez rozwiązanie tego problemu będziemy ciągle tkwili w kosztownym i sztucznym tworze, chciałoby się powiedzieć „potworze”, wymyślonym przez brukselską biurokrację na użytek rzeczywistych decydentów i beneficjentów kryjących się za fasadą unijnych instytucji.
Jest jeszcze jeden problem, a mianowicie relacja cen artykułów rolnych do przemysłowych, a szczególnie środków produkcji rolnej, obawiam się, że nikt tego nie śledzi na bieżąco i nie stara się o zachowanie odpowiedniej relacji. Koronnym przykładem są ceny paliw, które wykazują znaczne wahania przy stałej tendencji wzrostowej. Państwo, jeżeli chce mieć gwarancje wzrostowego trendu produkcji nie tylko rolnej musi dbać o maksymalną równowagę cenową energii. Może to czynić za pomocą odpowiedniej polityki akcyzowej i działań interwencyjnych, niestety nastawienie rządzącego w Polsce układu jest czysto wespazjańskie zmierzające do drenażu bez względu na skutki. Prowadzi to wprost do zarzynania kury znoszącej może nie złote, ale na pewno potrzebne jajka.
Przy okazji warto poruszyć jeszcze jedną sprawę, nie tak dawno pisałem o nieskuteczności Komisji Europejskiej w jej negocjacjach z Rosją w sprawie otwarcia rosyjskiego rynku warzywno owocowego. Putinowska Rosja traktuje te negocjacje, jako element rozgrywki z krajami europejskimi wybierając sobie to jednych partnerów to drugich tworząc wyścig szczurów o jej łaskawość i wykorzystując za każdym razem okazję do zadziałania przeciwko Polsce. Pan Barroso, który osobiście zaangażował się w interwencję został potraktowany lekceważąco. W tym wszystkim i on i inni figuranci mieniący się przedstawicielami UE zapomnieli o ciągle pisanych i wypowiadanych frazesach o „unijnej solidarności”. Zabrakło im zarówno minimum godności jak i odpowiedzialności żeby zmusić Rosję i innych partnerów do szanowania UE jako całości. Powinno objawić się to zdecydowanym stanowiskiem: - albo uznaje się decyzje unijnych organów w całości, albo uznajemy, że rozmowy zostały zerwane z winy kontrahenta z odpowiednimi dla niego konsekwencjami.
W tym wypadku chodziłoby o uznanie unijnych atestów na eksportowany towar.
Płacimy wszyscy ciężkie pieniądze na utrzymanie bandy nierobów, którzy umysłowo i moralnie nie dojrzeli nawet do prowadzenia gminy, a nie największej organizacji gospodarczej na świecie.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2348
Mechanizm dotacji w rolnictwie powoduje w UE spiralę rosnących kosztów produkcji, prowadząc ją w przyszłości do pozbawienia konkurencyjności na światowym rynku żywności. Powoli pieniądze na dopłaty, pochodzące z innych dziedzin gospodarki, będą się kurczyć i rolnictwo UE obudzi się z przysłowiową ręką w nocniku. Tyle mówią w UE o potrzebie sprostania konkurencyjności w konfrontacji z rozwijającymi się rynkami wschodnimi, a stosuje się metody działające odwrotnie do potrzeb. Dotychczas UE wygrywała z tymi rynkami mając przewagę technologiczną i z tego potencjału mogła sobie pozwolić na finansowanie wysokich kosztów produkcji żywności , ale niestety dystans ten się zmniejsza i w końcu pieniędzy zabraknie. Zamiast równać do najniższych kosztów, promuje się koszty wyższe, bo to zapewnia spokój rządzenia i wybory na następna kadencję. Ostatnie zdanie Pana artykułu będzie aktualne w każdej wielkiej organizacji, bo te organizacje żyją z wyzysku słabszych, a do tego nie jest potrzebny otwarty umysł i sprawność rządzenia, ale kordony policji i prawo uchwalane pod swoje potrzeby.
Te wszystkie ich dane ,statystki to wielki pic na wodę .Sam wiem mamy z Żoną dwa tyś,na ręke, opłaty czynsz media 1 tyś,zostaje, 1tyś, z tego na życie wydatek nie liczyłem, ale na cztery osoby żeby lepiej zjeść ,owoce ryby ,lepsze wędliny i PO- PIENIĄDZACH .A reszta w D...E czyli lekarstwa ,wydatki dla dzieci szkoła .Do niedawna tak było bo teraz mamy się lepiej bo w UK na stare lata ,a powinienem w kraju ,niestety za te bandyckie Rządy PO.SLD .PSL. w Polsce bym zdychał bo za stary i nie sprawny.Do troli tu PO-lszewickich za PIS bezrobocie 1 cyfrowe ,przyjdz i pracuj już co do zapłaty ile to się dogadamy, tak było to jest swięta prawda ,a jak jest za was .Od razu bezrobocie i wyjazdy bo nie dajecie żyć praca za psi grosz i jeszcze nie płacice tylko kombinujecie żeby tylko nie zapłacić i macie roboli za ciemniaków którym się nic nie należy i morda w kubeł jop wasza mać.