Rozpoczęte wraz z fatalną pogodą polskie przewodnictwo w UE może się okazać równie nieudane jak ta pogoda. Jak na razie sądząc po wstępnych zabiegach zmierzamy wyraźnie do „tańczącego kongresu”, w którym podobnie jak w Wiedniu Czartoryskiemu Polsce przypadnie część tańcząca, nawet bez udziału rzeczywistych twórców ówczesnego traktatu na wzór Metternicha czy Taleyranda i innych. Wówczas niezależnie od tańców stworzono układ europejski, który przetrwał cały wiek. Teraz skończy się najprawdopodobniej wyłącznie na dekoracyjnej stronie tego kosztownego przedsięwzięcia.
Mimo takich perspektyw nie zwalniałbym rządu warszawskiego od odpowiedzialności, co czynią niektórzy, a to nie ze względu na możliwość osiągnięcia konkretnych decyzji, ale zupełnie z innych względów.
Tryb powstawania decyzji w Unii jest tak zawikłany, że traktowałbym go raczej za kamuflaż aniżeli za rzeczywistą ścieżkę powstawania prawa.
Przewodnictwo w UE jest w znacznej mierze grą pozorów stworzoną dla zaspokojenia ambicji nawet zupełnie nie liczących się w tym towarzystwie figurantów. Jest to jednak mimo wszystko okazja do określonych demonstracji, a nawet więcej do tworzenia atmosfery zmuszającej rzeczywistych decydentów unijnych do zajęcia stanowiska.
Mogłoby to nastąpić gdyby reprezentacja Polski poszła śladem apelu Orbana wygłoszonym w czasie inauguracji polskiej prezydencji o „wyrąbywaniu własnej drogi rozwoju”, niestety obecny rząd od samego początku idzie drogą wyznaczoną przez obcych w ich interesie i apel Węgra trafi zapewne w próżnię.
Sytuacja mogłaby ulec zmianie gdyby zaistniał odpowiedni nacisk polskiego społeczeństwa domagający się zasadniczej zmiany kierunku polityki unijnej. Dotyczy to wielu jej aspektów, ale w pierwszej kolejności polityki gospodarczej. Jej błędy zaowocowały kryzysem greckim i czekającymi tuż za drzwiami następnymi. Jest zatem okazja ażeby podnieść głos, a nawet huknąć pięścią w stół na temat konieczności dokonania zasadniczych zmian i to natychmiast. Niektórzy naiwni uważają, że Polska i inne niewinne tej sytuacji kraje nie powinny angażować się w ratowanie bankrutów, ale przecież już jesteśmy w to zaangażowani ponosząc skutki rozprzestrzeniającej się choroby, zaburzeniami na rynku walutowym, nieuchronnymi ograniczeniami w obrocie wewnątrzunijnym i innymi przykrościami, które nas niechybnie czekają.
W obrocie pozaunijnym wyszła na jaw cała nieudolność administracji UE z przewodniczącym KE na czele w stosunku do Rosji pozwalającej sobie na jawne kpiny z tej instytucji, przy okazji odgrywając się na Polsce służącej, jako dyżurny „chłopiec do bicia” dla Putina.
Mimo tych i wielu innych kompromitacji nikt ani słowem nie wspomniał, kto temu wszystkiemu jest winien, wszystkie klęski traktuje się, jako niezawinione działanie siły wyższej i w najlepszych humorach brnie się coraz dalej w bagno.
Wszystko to, co dzieje się niedobrego w UE stanowi nieuchronny skutek założeń tej organizacji, które muszą być zmienione nie tylko dla zapewnienia rozwoju krajów członkowskich, ale też dla samej ich egzystencji. Do takiego działania zachęcił sam pan Barroso ogłaszając, że liczy na działania Polski w zakresie uzdrowienia gospodarki unijnej. Możliwe, że niechcący stworzył możliwości działania nie tylko w kierunku opracowania stosownego programu, ale też stworzenia odpowiedniego lobby złożonego z krajów przynajmniej nieusatysfakcjonowanych dotychczasową polityką UE. Istnieje zatem możliwość stworzenia takiej siły, z którą faktyczni decydenci unijni muszą się liczyć.
Na wstępie należałoby zweryfikować pozycję euro i ograniczyć jego rolę do waluty komplementarnej, jakby poszerzonej roli ecu. Są na świecie kraje, w których funkcjonują dwie waluty, w przeszłości była to praktyka nagminna. Współcześnie przy istniejących możliwościach technicznych jest to znacznie łatwiejsze.
Najważniejsza jest jednak zmiana założeń UE, rezygnacja z tworzenia sztucznego tworu państwa unijnego na rzecz realnego wspólnego rynku traktującego na równych prawach wszystkich jego członków. Pisałem o tym wielokrotnie i uważam, że jedyną siłą polityczną w Polsce, która może i powinna prowadzić ostrą walkę o wprowadzenie tej idei w polskie przewodnictwo unijne jest PiS, którego głos nie może być zignorowany przez rząd, szczególnie, jeżeli uzyska szerokie poparcie społeczne.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1353
niby nie wie,ze jedynym wyznacznikiem polskiej prezydencji będzie nadstawianie pleców do poklepywań i uszu do słuchania fałszywie brzmiących pochwał.Ciekawe skąd się biora fundusze na tę ,,prezydencję''.