Powszechnie uznaje się, że Polacy na Ukrainie mają znacznie słabszą pozycję niż na Białorusi nie tylko ze względu na udział ilościowy w ogólnej liczbie mieszkańców tych krajów, ale też i ze względu na siłę organizacji polonijnych.
Trzeba podkreślić, że ludność polska na terenie tych krajów istnieje jeszcze z czasów przedunijnych. Wielcy książęta litewscy chętnie osiedlali Polaków, a nawet dokonywali przymusowych przesiedleń, jak choćby w mickiewiczowskiej balladzie o „Trzech Budrysach”. Z kolei już Czekanowski zwrócił uwagę, że pierwotną ludnością Grodów Czerwieńskich było polskie plemię Lędzian, stąd węgierskie „lendyel”. Niezależnie jednak od źródeł historycznych nasza obecność na tych ziemiach sięga bardzo głęboko w przeszłość i nie była wynikiem podboju, ale pokojowego osadnictwa.
Drugim ważnym źródłem polskości na tych ziemiach była polonizacja wyższych warstw społecznych, nie wynikała ona z przymusu jak na przykład proces rusyfikacji lub germanizacji, ale głównie z atrakcyjności polskiej kultury. Proces ten poza pozyskaniem dla naszej historii wielu znakomitych postaci, miał jednak wyraźnie złą stronę przeciwstawienia miejscowych mas chłopskich „polskim panom”, chociaż ci „panowie” byli w przeważającej mierze pochodzenia miejscowego.
Moskale intensywnie podsycali te antagonizmy dodając do tego czynnik religijny i wykorzystując szczególnie dar propagandowy, jaki dała im do ręki Unia Brzeska.
Linia propagandy moskiewskiej traktujących Polaków, jako okupantów Ukrainy została przejęta przez nacjonalistów ukraińskich ze szkodą dla obydwu narodów.
Rany, które powstały na skutek zbrodniczej rzezi ludności polskiej na Wołyniu i wschodniej Galicji, bezprawne przyłączenie przez bolszewików Lwowa do USSR nie dadzą się zabliźnić przez wiele lat.
Położenie tych Polaków, którzy pozostali za obecną granicą polską ukraińską jest bardzo ciężkie pod każdym względem, niestety działania ze strony obecnych polskich rządów są nie tylko, że niedostateczne, ale wręcz czasami szkodliwe. Możliwe, że w dobrej intencji wprowadzono kartę Polaka, tylko trzeba mieć na uwadze, że te niewielkie realnie przywileje, która ona daje wiążą się z poczuciem niepewności, a nawet strachu o przyszłość, co jest usprawiedliwione całym koszmarem przeszłości.
Polska oczekuje od Ukrainy przestrzegania tych norm, jakie obowiązują w UE a nawet w całym cywilizowanym świecie. Ale trzeba sobie zdać sprawę z tego, że Ukrainie daleko do europejskich standardów, a jej przyszłość stanowi ciągle niewiadomą.
Byłoby znacznie lepiej gdyby polska obecność gospodarcza na Ukrainie była dużo większa, niestety w tym zakresie niewiele się dzieje. Pod tym względem należy brać przykład z Niemców, którzy swoje interesy zagraniczne wiążą z zaangażowaniem miejscowej niemieckiej mniejszości.
Zaangażowanie polskich władz w sprawy polskiej obecności na Ukrainie jest minimalne, nie daje się porównać z zaangażowaniem na Białorusi, ale tam wcale nie o polskie sprawy chodzi, ale o wojnę z Łukaszenką i to wcale nie w interesie Polski.
Moje doświadczenia w staraniach o ratowanie pamiątek polskości na terenie moich rodzinnych stron na Wołyniu jak np. odzyskanie kościoła w Beresteczku czy cmentarza w Horochowie potwierdzają to w pełni. Dobrze, że udało się przy pomocy proboszcza parafii św. Jakuba w Warszawie księdza prałata Henryka Bartuszka corocznie gościć w Warszawie gromadkę dzieci –uczniów polskich szkółek sobotnio niedzielnych z tych terenów. W związku z działaniami w zakresie pomocy Polakom zabużańskim mogłem się przekonać, jaki pożytek mamy z różnych kosztownych organizacji, które tymi sprawami powinny się zajmować.
Czasami przychodzi mi na myśl, że najlepszym rozwiązaniem w tej sytuacji byłoby po prostu ściągnięcie wszystkich kresowych Polaków na teren obecnej Polski, ale jest to niemożliwe choćby ze względu na brak możliwości zamieszkania i pracy dla nich w warunkach, kiedy brakuje tego dla obecnych mieszkańców Polski.
Przy okazji prosiłbym o uważniejsze czytanie tekstów. Napisałem bowiem wyraźnie o problemie zaangażowania polskich władz, a nie kościelnych, w sprawy kościoła rzymsko katolickiego / pisane zgodnie z zasadami polskiej pisowni jak w Taszyckim i Jodłowskim, którzy dopuszczają używanie wielkich liter w niektórych nazwach/.
Jest to zasadnicza różnica. Chodzi głównie o język odprawiania nabożeństw, powinniśmy zadbać o możliwość odprawiania po polsku, natomiast sprawa używania języka ukraińskiego już nie wchodzi w zakres naszego zainteresowania. Nadmieniam, że „ukrainizacja” kościoła rzymsko katolickiego na Ukrainie prowadzi do określonych niebezpieczeństw. Najlepszym tego dowodem jest oświadczenia kardynała Huzara, że „łacinnicy” na Ukrainie są zbędni i że jedynym kościołem katolickim w tym kraju powinien być kościół unicki.
Cały ten obecny stan polskich spraw wschodnich jest skutkiem zaszłości historycznych niezawinionych przez nas, niestety po roku 1989 reprezentujące Polskę władze nie zadbały o nasze sprawy poddając je całkowicie obcym interesom, a skutki są aż nadto widoczne. Mam jednak ciągle nadzieję na zmianę tego stanu nie tylko w odniesieniu do tego problemu.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1556