W niedawno odbitej wizycie prezydenta Obamy w Warszawie objawiła się nowa gwiazda na politycznym horyzoncie Europy raczej wschodniej niż środkowej. Został nią prezydent Ukrainy Janukowicz /używam celowo polskiej pisowni i wymowy tego typu nazwisk/, który jako jedyny poza gospodarzem spotkania dostąpił zaszczytu osobistej rozmowy z prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nie był to z pewnością gest na rzecz ukraińskiej emigracji w USA gdyż w odróżnieniu od Kanady nie ma ona tam żadnego znaczenia. Ponadto dla amerykańskich Ukraińców Janukowicz nie jest osobą mile widzianą, nie traktują go zresztą jako Ukraińca. Ma to swoje uzasadnienie zarówno w jego polskim pochodzeniu jak i wychowaniu i bieżącym używaniu języka rosyjskiego. Pod tym względem przypomina Łukaszenkę. Został wybrany prezydentem w wyniku zwycięstwa prorosyjskiej opcji na Ukrainie, a na premiera desygnował też Rosjanina Azarowa.
Przy okazji dowiedzieliśmy się jak słaba jest pozycja narodu ukraińskiego w ich własnym kraju. Przy rozpadzie Sowietów odpowiednie służby zadbały nie tylko o stosowny udział Rosjan w nowopowstałych państwach, ale też i o podział wpływów ze stworzeniem oligarchii finansowej włącznie. Obama te wszystkie informacje musiał uzyskać i jego gest w stosunku do Janukowicza należy właściwie odczytać, jest to bowiem wyraźny sygnał w stronę Putina, że godzi się na utrzymanie Ukrainy w rosyjskiej strefie wpływów. Politycznie Ukraina podzielona jest na trzy strefy: -zachodnią, galicyjską nacjonalistyczną, antyrosyjską, ale też antypolską, środkową dość obojętną i wschodnią prorosyjską. Ponadto we wszystkich wielkich miastach Ukrainy poza Lwowem i w jakimś stopniu Kijowem przeważa czynnik rosyjski.
Powstanie państwa ukraińskiego jest niezwykłym fenomenem historycznym. Oto w wyniku jednostronnej rezygnacji ze strony Związku Sowieckiego i jego następczyni Federacji Rosyjskiej powstaje samodzielne państwo terytorialnie drugie co do wielkości w Europie, większe od Francji, a ludnościowo znajdujące się w czołówce europejskiej. Stało się to bez jakiegokolwiek udziału narodu ukraińskiego nie mówiąc już o władzach sowieckiej republiki ukraińskiej, która wbrew posiadanej formalnie reprezentacji w ONZ nigdy państwem samodzielnym nie była. Usiłowania Ukraińców uwolnienia się z niewoli rosyjskiej miały miejsce po rewolucji bolszewickiej za sprawą niemieckiej inicjatywy powołania rządu Skoropadskiego. Zasięg działania tego „rządu” nie wykraczał wiele poza Kijów, podobnie zresztą jak i następnego już samodzielnego rządu Petlury. Wprawdzie ludność ówczesnej Ukrainy była liczebnie zbliżona do stanu ludności Polski z owych czasów, ale zdolność do stworzenia własnej armii stanowiącej zabezpieczenie niepodległości nowego państwa była zupełnie inna. Polska w ciągu roku 1919 potrafiła stworzyć niemal milionową armię, podczas gdy armia niepodległej Ukrainy pod wodzą Pawlenki nie przekroczyła trzydziestu tysięcy. Obawiając się zalewu bolszewickiego Petlura zawarł umowę z Polską zrzekając się na jej rzecz nie swojej przecież wschodniej Galicji. Rozporządzając tak skromnymi siłami Petlura został po prostu wyeliminowany z gry. Polska wprawdzie w traktacie ryskim podtrzymywała fikcję istnienia odrębnego państwa ukraińskiego, ale nie miało to najmniejszego znaczenia praktycznego. Bolszewicy na Ukrainie zazbruczańskiej kontynuowali politykę rusyfikacji tych ziem, a dodatkowo zastosowali niespotykaną gdzie indziej metodę kolektywizacji przez wygłodzenie nieokreślonej do dziś liczby mieszkańców wsi ukraińskich /mówi się o pięciu milionach/. Zlikwidowane zostały wszelkie przejawy ukraińskiej samodzielności, a miliony Ukraińców, a także Polaków zamieszkałych od wieków na Ukrainie zostało zesłanych na Syberię, lub zamęczonych przez Czerezwyczajkę, GPU i NKWD. O ile za carskich czasów na Ukrainie osiedlani byli rosyjscy urzędnicy, wojskowi i obdarowani przez cara polskimi skonfiskowanymi majątkami carscy pupile, głównie niemieckiego pochodzenia, o tyle w czasie sowieckiej władzy osiedlanie Rosjan na Ukrainie przybrało charakter masowy. Formalnie wprawdzie wprowadzono język ukraiński do szkół i urzędów, ale dominacja rosyjskiego była oczywista, a historię Ukrainy powiązano ściśle z historią Rosji akcentując szczególnie wrogość do Polski. Bohaterem ukraińskim został zamianowany Chmielnicki za oddanie Ukrainy Rosji, a rocznica tak zwanej „Rady Perejasławskiej” była szczególnie czczona.
Wielkorządcami Ukrainy byli mianowani ludzie Moskwy i żaden z nich ani Rakowski, ani Chruszczow nie znali, a przynajmniej nie używali języka ukraińskiego.
Uderzenie niemieckie w 1941 roku przyniosło nadzieje na powstanie „samostyjnej Ukrainy”, niestety ku rozczarowaniu wspomaganych przez Niemców członków OUN wyzwoliciele spod jarzma sowieckiego ani myśleli tworzyć państwa ukraińskiego. Wprawdzie we Lwowie powstał już rząd ukraiński z Banderą, jako „naczelnikiem państwa” i Stećko, jako premierem na czele, ale został natychmiast aresztowany przez Gestapo. W Kijowie nawet nikomu nie przyszło do głowy ażeby próbować tworzyć zręby niezależnego państwa ukraińskiego. Zdolność do walki o wolną Ukrainę została ograniczona wyłącznie do wschodniej Galicji, która te tradycje wyniosła z czasów austriackich i polskich.
Niestety nawet te siły, które miały za zadanie budowanie niepodległości zostały użyte głównie do haniebnej i zbrodniczej roli mordowania Polaków i Żydów.
Ponowne przyjście Sowietów oznaczało definitywne rozprawienie się z nacjonalizmem ukraińskim na zasadzie masowych mordów i zsyłek. W okresie powojennym Ukraina została poddana represjom wprawdzie nie tak ludobójczym jak przed wojną, ale bardzo surowym. Kraj został powiększony przez ponowne włączenie terytoriów zagarniętych w 1939 roku, a także Rusi Zakarpackiej, Bukowiny i Krymu, które nigdy przedtem do Ukrainy nie należały, jednakże jego rusyfikacja poczyniła dalsze postępy. Przyczyniły się do tego zarówno masowe wywózki na Sybir miejscowej ludności jak i osiedlanie nowych mieszkańców pochodzących z głębi Rosji. Ponadto rosyjskość była zawsze promowana zarówno dostępem do studiów, stanowisk i możliwości awansu w różnych aspektach. Rosjanie zawsze pogardliwie odnosili się do języka i kultury ukraińskiej, najlepszym tego świadectwem jest fakt, że znakomita większość Rosjan zamieszkałych od lat a nawet od pokoleń na terenie Ukrainy nie fatygowała się żeby nauczyć się tego języka, nazywanego przez Rosjan za carskich czasów„małoruskim”, czyli narzeczem języka rosyjskiego.
Niepodległa Ukraina ma zasadnicze kłopoty nie tylko z administracją kraju, ale nade wszystko z politycznym usytuowaniem się. Dominacja rosyjska jest wielowarstwowa i będzie jeszcze przez wiele lat odciskać swoje piętno na wielu dziedzinach życia z polityką i gospodarką na czele. Jeżeli jednak wejście do Unii Europejskiej sąsiednim krajom, a szczególnie Polsce przyniesie realny wzrost dobrobytu to pokusa włączenia się do tego układu będzie tak wielka, że może przeważyć wpływy rosyjskie. Jest to jednak sprawa przyszłości, na dzień dzisiejszy natomiast trzeba się liczyć z faktem, że najpopularniejszym politykiem na Ukrainie nie jest ani Kuczma, ani Janukowicz, ani nawet Juszczenko, czy Tymoszenko, ale Putin.
Ukraina jest krajem bardzo słabym gospodarczo, jej dochód narodowy w przeliczeniu na mieszkańca jest niemal trzykrotnie niższy niż w Polsce, redukcja produkcji w każdej dziedzinie z przemysłem na czele jest kolosalna, wystarczy nadmienić, że produkcja energii elektrycznej spadła z 250 TW do około 170 a jej zużycie jest niższe niż w Polsce, mimo że kraj jest niemal dwukrotnie większy.
W tych okolicznościach forsowanie wejścia Ukrainy do UE jest przedsięwzięciem niebezpiecznym nie tylko politycznie, ale i gospodarczo oznacza powiększenie i tak już wielkich kłopotów wewnątrz Unii Polska ma swoje interesy na Ukrainie, oczywiście w zestawieniu z rosyjskimi bardzo skromne, ale istotne. Dla dobra tych interesów byłoby wskazane zredukowanie wpływów rosyjskich, jest to jednak przedsięwzięcie znacznie przekraczające nasze obecne możliwości, a poza Polską nikt, ani z Europy, ani nawet ze Stanów Zjednoczonych nie kwapi się do działania w tym kierunku.
Nie możemy polskich spraw poświęcać dla dobra cudzych interesów i dlatego polska polityka w stosunku do Ukrainy powinna być nacechowana szczególną ostrożnością gdyż każde zwycięstwo którejkolwiek opcji czy to prorosyjskiej czy też prozachodniej niesie ze sobą szereg niewiadomych, a nawet zagrożeń. Gdybyśmy żyli w warunkach politycznych XIX wieku to prawdopodobnie zostałoby zastosowane podzielenie, jeżeli nie fizyczne to przynajmniej stref wpływów na polską i rosyjską. Zaangażowanie się w kierunku wyrywania Ukrainy z objęć Putina przyniosło klęskę. Zabiegi te zresztą mając na względzie nasze możliwości, były nieco humorystyczne. Polska polityka w stosunku do Ukrainy powinna być prowadzona nie dla dobra stosunków z Rosją, lub ukraińskich nacjonalistów, ale dla dobra naszych interesów na Ukrainie, a przede wszystkim dla naszych rodaków tam pozostawionych. Powinniśmy wykorzystać wszelkie możliwości poprawy stosunków gospodarczych i nader ciężkiego położenia ukraińskich Polaków. Również w celu uniknięcia zarzutu „prozelityzmu” popierana przez Polskę działalność kościoła rzymsko katolickiego powinna ograniczyć się do ludności polskiej, bowiem forsowanie ukrainizacji „łacinników” prowadzi do konfliktu zarówno z kościołem prawosławnym, jak i unickim. Ten konflikt już dziś wyraźnie zarysowuje się i trzeba z ubolewaniem podkreślić, że przyczyniają się do niego niektóre koła watykańskie. Polska powinna wyraźnie zdystansować się od działań, które mogą być odczytane, jako próba przejmowania przez kościół rzymsko katolicki wpływów na obszarze dotychczas stanowiącym dominantę kościoła unickiego i prawosławnego w różnych jego postaciach. Zbliżenie między chrześcijanami jest oczywiście jak najbardziej wskazane i powinno być popierane, ale z wyraźnym zaznaczeniem, że kościół rzymsko katolicki na Ukrainie, który był zawsze związany z ludnością polską powinien takim pozostać. I nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o uratowanie polskości, ale też o unikanie konfliktów i zapewnienie harmonijnego współżycia różnych wyznań chrześcijańskich.
W tyglu wewnętrznych stosunków ukraińskich wzmaganym przez ścierające się różnorodne wpływy zewnętrzne z rosyjskimi na czele, Polska powinna zachować szczególną elastyczność i ostrożność nie narażając przy tym stosunków z Rosją. Niewykluczone bowiem że w przyszłości będziemy musieli solidarnie z Rosją bronić naszych interesów mniejszościowych na terenie Ukrainy.
Wśród ludności ukraińskiej obserwuje się rosnącą atrakcyjność Polski, głównie za przyczyną czarnego handlu i pracy, miejmy nadzieję, że będzie ona rosła mimo naszych trudności i że obejmie ona szerszy zasięg wymiany gospodarczej i kulturalnej. W tym procesie Polska nie powinna niczego narzucać, a już w najmniejszym stopniu nie powinna wdawać się w wewnętrzne konflikty kotła ukraińskiego.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1825
dotyczy nie tylko Ukrainy - proszę zauważyć, że dokładnie ta sama interpretacja jak ulał pasuje do jego spotkań z Komoruskim. Zresztą Obama w ogóle poświęcił relatywnie sporo czasu na legitymizację zainstalowanego u nas reżimu.
Jednak to co dziwi najbardziej to fakt, że taka polityka nie napotyka zdecydowanego oporu w samej Ameryce, czyżby była ona już aż tak głęboko przeżarta?
Polskość ginie w oczach ( pomijają c parę miasteczek i wiosek ).Żyję na Ukrainie od 9 lat więc mogę to zauważyć. A Kościół ( poprawna pisownia jest właśnie taka) gdyby pozostał przy Polakach mógłby już dawno zamknąć drzwi kościołów ( budynków). Ponieważ nie posłuchał mędrców takich jak Autor tekstu, dziś rozwija się i na Wschodzie i na Zachodzie. I nikomu to nie przeszkadza a służy ludziom. Takie jest chyba zadanie Kościoła.