Kim są "wybitni patrioci"?

Kim są „wybitni patrioci”?

 

Prezes Instytutu Pamięci Narodowej w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” oficjalnie potwierdza to o czym mówi się w politycznych kuluarach od kilku dni i o czym mówiłem i pisałem również i ja. Pan prof. Janusz Kurtyka stwierdza: „Muszę potwierdzić, że z biura pana marszałka Borusewicza do kierownika referatu edukacji w oddziale gdańskim IPN był telefon, który określiłbym jako brutalny. Osoba ta powołując się na osobę pana marszałka, sformułowała również opinie dotyczące budżetu Instytutu. Właśnie do mnie dotarły stosowne notatki służbowe. Osoba ta groziła, że obecna działalność Instytutu, a konkretnie książka o Lechu Wałęsie autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka, odbije się na budżecie IPN. Kilka dni później sam pan marszałek telefonował do dyrektora oddziału gdańskiego”.

            Zdaniem wicemarszałka sejmu z PO Stefana Niesiołowskiego prezes IPN wypowiadając takie opinie o marszałku Borusewiczu „atakuje wybitnego polskiego patriotę”.

            Dzięki marszałkowi Niesiołowskiemu mamy wreszcie konkretne wytłumaczenie dlaczego Marszałek Senatu i jego współpracownicy mogą w bezprzykładny sposób starać się wpływać na instytucje naukowe i określać profil ich działania. Mamy także wytłumaczenie, dlaczego marszałek Borusewicz może domagać się, aby IPN nie zapraszał na organizowane przez siebie imprezy osób pokoju Andrzeja Gwiazdy czy Anny Walentynowicz.

            Nie mam najmniejszego zamiaru odbierać historycznych zasług panu Bogdanowi Borusewiczowi. Ma swój znaczący wkład w powstanie „Solidarności”, a w konsekwencji w odzyskanie przez Polskę wolności. Warto jednak pamiętać, że był to wysiłek przede wszystkim milionów Polaków i wielu wybitnych przywódców związkowych do których Anna Walentynowicz czy Andrzej Gwiazda się zaliczają. Rozumiem wzajemne animozje i urazy. Próba jednak dyskredytowania innych osób, zwłaszcza tych które mają obecnie o wiele słabszą pozycję społeczną i polityczną nie jest niczym chwalebnym. Nie przystoi to ani senatorowi, ani tym bardziej marszałkowi senatu, a już na pewno nie przystoi „wybitnemu patriocie”.

            Marszałek Niesiołowski kilka dni temu grzmiał na antenie jednej z telewizji, że lista osób pokrzywdzonych opublikowana przez IPN to „lista hańby” bo się na niej jako osoba represjonowana nie znalazła. Gdy się zaraz okazało, że jak najbardziej na liście tej figuruje pod swoim pełnym nazwiskiem: Stefan Konstanty Myszkiewicz – Niesiołowski to zmienił ton i był zaskoczony, że IPN opublikował go wraz z nazwiskiem rodowym, którego jak zaznaczył używał tylko w „czasach szkoły podstawowej”. Jego zaskoczenie było tym większe, że jak stwierdził nie udzielał zgody, aby IPN publikował jego dane osobowe. Zaraz po tej wypowiedzi jedna z gazet opublikowała podpisana przez Niesiołowskiego zgodę dla IPN dotyczącą tego aby jego dane zostały wykorzystane i aby został na liście umieszczony.

            Na tym nie koniec. Pan marszałek Niesiołowski chyba bardzo długo chodził do szkoły podstawowej? Pod nazwiskiem Myszkiewicz – Niesiołowski występuje bowiem cały czas w encyklopedii internetowej wikipedia oraz w danych o posłach sejmu X kadencji (gdy się ta kadencja rozpoczynała w 1989 r. miał już 45 lat). Co więcej cały czas pod pełnym nazwiskiem występuje na stronach internetowych Uniwersytetu Łódzkiego gdzie pracuje. Jeśli ktoś ma wątpliwości to tak zawsze jest też przedstawiony także w uniwersyteckich wydawnictwach. Kronika Uniwersytetu Łódzkiego podaje na przykład, że „postanowieniem Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z 5 grudnia 2005 r. tytuł naukowy profesora otrzymał dr hab. Stefan Myszkiewicz-Niesiołowski z Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska Uniwersytetu Łódzkiego”.

            Tym razem nasz specjalista od zapominanie i rzucania raz po raz niesprawdzony oskarżeń, z których co chwila się musi wycofywać, postanowił podzieli patriotów na „wybitnych” i chyba „niewybitnych”? Wybitni to chyba tacy, którzy mogą więcej. Mogą na przykład wydzwaniać po naukowcach i próbować ich ustawiać, albo domagać się aby zamiast biografii pisali hagiografie. Zaś ci „niewybitni” to pewnie Gwiazdowie czy Anna Walentynowicz. Tym się po 1989 r. mniej powiodło skonsumować uzyskana przez Polskę wolność wiec mimo, że zasługi mają nie mniejszą, można nimi pogardzać, pomiatać, a przede wszystkim skazać na wyrzucenie z kart historii, w więc odebrać im jedyną rzecz którą mają…

            Może i pan Andrzej Gwiazda czy pani Anna Walentynowicz mają trudny charakter? Nie miałem okazji poznać ich osobiście. Może rozczarowanie naszymi transformacjami i postawą ich kolegów po 1989 r. powoduje, że wypowiadają się niekiedy nazbyt radykalnie? Może ich powierzchowność czy sposób bycia kogoś razi lub denerwuje? Ale ludzie ci byli kiedyś odważni i narażali się na równi, a wręcz jeszcze bardziej niż osoby, które starają się ich dziś dyskredytować. Kto jak kto, ale marszałek Borusewicz czy marszałek Niesiołowski powinni o tym wiedzieć.

            Nie jest właściwym, aby żyjący pisali własne biografie i za życia stawiali sobie pomniki. Trzeba to pozostawić innym, tym którzy z perspektywy czasu nabierają dystansu i mają szansę pozbyć się personalnych uprzedzeń i animozji. Pewnie do końca nie jest ich także pozbawiona książka Cenckiewicza i Gontarczyka. Historycy toczą namiętne spory także i dziś na temat Polski Piastów czy Jagiellonów, nad przyczynami upadku Rzeczypospolitej, nad potrzebą powstań narodowych w okresie zaborów, nad zasługami marszałka Piłsudskiego czy znaczeniem Romana Dmowskiego. Będą je zapewne zawsze toczyli także wokół powstawania Wolnych Związków Zawodowych, Solidarności czy wokół roli takich osób jak Lech Wałęsa czy Anna Walentynowicz i Andrzej Gwiazda. Zapewne nie zawsze uda im się czynić to tak jak tego wymaga muza historii Clio i zalecał Tacyt: „sine ira et studio” (bez gniewu i zawziętości). Warto jednak aby pisali to sami bez telefonicznych podpowiedzi bohaterów swoich książek. Zdaję sobie sprawę, że prof. Stefan Konstanty Myszkiewicz – Niesiołowski jako biolog nie ma w tym względzie doświadczenia, ale tak jak ja nie ośmieliłbym się pouczać go w zakresie entomologii, tak samo liczę, że oszczędzi mi, czy innym historykom takim jak prof. Janusz Kurtyka, dr Sławomir Cenckiewicz czy dr Piotr Gontarczyk, swoich warsztatowych uwag na temat tego jak zajmować się badaniem historii.

Określanie zaś tego kto spośród dziś aktywnych polityków jest „wybitnym”, a kto może „mnie wybitnym” patriotom zostawmy tym, którzy przyjdą po nas.