Nie dziwię się, że wrogowie Ojczyzny i Kościoła wściekają się widząc wielotysięczny tłum patriotów na ostatnim Marszu Niepodległości, nad którym absolutnie panuje szczupły sugestywny a genialny młody, płomienny mówca – ks Międlar. „Jesteśmy kościołem walczącym, jesteśmy wojownikami wolnej Polski” – enuncjował retor z Biblią w dłoni. Tłum z entuzjazmem rezonował w rytmie intencji oratora. Hm…euforię łatwo zmienić w gniewny settysięczny pomruk i… ilość przechodzi w czyn. Widząc tę siłę słowa, stanęły mi przed oczyma kadry – z obrazu Jana Matejki – księdza Piotra Skargi czy kapelana Ignacego Skorupki ginącego od sowieckiej kuli ekrazytowej pod Ossowem. Na reakcję strachliwego i układowego kleru nie trzeba było długo czekać. Nuncjusz papieski Migliore uruchomił naciski na purpuratów i zaczęła się nagonka. Interesy biskupów i książąt kościoła nie uwzględniają wsłuchiwania się w głos narodu, kiedy za sprawą księży patriotów, takich jak ks. Stanisław Małkowski czy ks. Jacek Międlar, słowo staje się ciałem.
Bóg – Honor – Ojczyzna i... humor...
Do polskiej biskupiej braci – rzekł:
(Satyra? Czy wadowicka kremówka?)
„O cześć wam panowie magnaci!”
Tak z wdziękiem potrafił zażartować – ironizując nieco, kardynał poeta Karol Wojtyła, przechodząc obok grupy biskupów.
Odmienił oblicze Tej Ziemi
I ziarno zasiane już
A hołd mu – pro memoria
Składał tak Dżihad jak Bush.
„Polska – Chrystusem Narodów” -
Wieszcza zrozumieliśmy dziś wszyscy.
Wpierw wskazał Cię palec Boży
A w maju – palec czekisty.
Aktor – Reżyser Historii
Zanim zamknął epilog na amen
Duchowy scenariusz dla świata
Wpisywał – po polsku – w testament.
Przytaczam fragmenty wiersza, który napisałem natychmiast i puściłem w Internet 2.05.2005r. Odłowił go ks. Tadeusz Jania – człowiek mocny (szeryf poetów – jak siebie nazywał) i wydał m.in. w antologii „21.37”. Gdybym miał przytoczyć jedną chociażby z myśli JP II – stwierdzeń – prawd – przestróg, to tak ad hoc – wieloznaczny a mocarny zastrzyk adrenaliny intelektualnej – Nie lękajcie się…
Swego czasu pragnął uchodzić za człowieka silnego Lech Wałęsa. Obalić komunę w pojedynkę, to jakby móc poczuć się tytanem. Ale kiedy wyszło na jaw, że co tydzień przywoził od Kiszczaka generał Krzysztoporski (LW nosił tabliczkę z telefonem do niego) instrukcje „jak zostać bohaterem” i przekazywał je Bolkowi w oliwskim hotelu Posejdon, nimb sławy znikł jak neonowa aureola. Tylko znaczek w klapie pozostał, jak niema prośba o miłosierdzie. Profesor Zybertowicz ujął to w trzech słowach – kapuś, oszust, tchórz.
Był taki film „Tragedia Posejdona”. Parowiec rusza w rejs z Nowego Jorku do Grecji. W trakcie zabawy sylwestrowej potężna fala uderzeniowa (trzęsienie ziemi) wywraca potężny statek dnem do góry. Grupę spanikowanych pasażerów z sali balowej wyprowadza pastor Frank Scott, grany przez wspaniałego Gene Hackmana. Meandrami ciemnych korytarzy trafiają na kotłownię. Instalacje, zasuwy i przeszkoda nie do przebycia – nad przepastnym odwróconym szachtem maszynowni, buchające strumienie gorącej pary z pękniętego rurociągu. Ktoś powie – to tylko film…Tak ale – tu scenarzysta, reżyser i aktor stworzyli scenkę – perełkę z nieprzemijającym, uniwersalnym przesłaniem. Na tej jedynej drodze w przejściu na rufę staje bariera nie do przebycia – śmiertelne wyzwanie. Jak odciąć gorącą parę? Czas pracuje na niekorzyść uwięzionych w pułapce. Jest zawór odcinający medium , ale na odległość skoku. Skoku bez możliwości powrotu. Decyduje się na to salto mortale kapelan Scott. Rzuca się desperacko chwytając koło zaworowe, by rotacją ciała w nasyconym, gorącym powietrzu, zamknąć przepływ czynnika i utorować drogę ewakuacji. I zanim sam zginie, ratowane „owieczki rozgrzesza” pięknym stwierdzeniem, maksymą – Bóg lubi silnych!
Poeta – Demiurg , Atleta Boży:
„Nie lękajcie się...” – nowe to dzieje...
Bóg lubi silnych - wtedy
Gdy słabym niosą nadzieję!
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4446
Nie pamiętam już tego filmu zbyt dobrze, ale zdaje się, że był tam jeszcze jeden kaznodzieja. Stał on na środku wywróconej do góry nogami sali balowej i odwodził wszystkich od chęci ratowania się i pójścia z rzeczonym pastorem. Mówił, że tylko modlitwa im wszystkim pomoże, a Bóg ich uratuje. No i w tym momencie grupka z pastorem wychodzi, a do sali wlewają się przez okna tony morskiej wody, kończąc orację kaznodziei. Można odnieść niemiłe wrażenie, że Bóg nie lubi jednak nierobów i kompletnych idiotów. Słowem, nawet do cudownego uratowania jakiś wkład własny być musi.
jw..
zaiste - test woli..!