„Dajcie więc ludzie –co łaska
- żebrak – tez człowiek – do diaska!”
To dwa wersy z tekstu piosenki nieodżałowanego barda Jacka Kaczmarskiego. Śpiewa on o tragicznym bohaterze naszych czasów, co po wojnie odgruzował Plac Zamkowy, odbudował Barbakan i stolicę Warszawę…aby na starość mieć gdzie… żebrać. Podobnie rzecz się ma z bohaterami Sierpnia 80. Strajkowali, później byli wyrzucani za to z pracy, nierzadko więzieni i teraz dożywają swoich dni na głodowych emeryturach czy rentach. A łamistrajk tramwajarka – złodziejka zostaje wyciągnięta z niebytu, wynagrodzona przez - Boże – pożal się – premiera emeryturą specjalną i zaprzęgnięta do ostrej orki w brudnych grach politycznych.
Co tu kryć – 30% społeczeństwa żyje w nędzy, dalsze 50% w obawie przed biedą a 5% żre homary i ostrygi w Radissonie czy Mariotcie. Jeżeli ktoś potrafi liczyć do 100, to mu odpowiadam, że brakujące 15% nawet nie wie czy żyje. Biologia społeczna unaocznia się na tle żebrzących Rumunów – „każdy wtedy się pocieszy, że ten dziad to jeszcze nie on” – zanucę tu sobie za Jackiem Kleyffem z Salonu Niezależnych. Popularna była również onegdaj piosenka „Student żebrak ale pan”, którą napisał i wykonywał Andrzej Rosiewicz. I chociaż żyje on ponad stan to stan studencki jest niestety przejściowy.
Z eksploracji dużego miejskiego wysypiska śmieci („eldorado” formuły lokalizacyjnej Gdańsk – Szadółki) żyje ponad setka poszukiwaczy. Osiedlowe kontenery mają przypisanych sobie stałych „nurków”. Rozsądek, podpowiadający specjalizację, kieruje zbieraczy w przestrzenie nie kolidujące ze sobą. Swoiście pojęty bon ton nie pozwala, by jeden eksplorator zbierał wszystko – puszki aluminiowe, złom, suchy chleb etc. Odnośnie makulatury, ze skupem której są problemy, apeluję gorąco do nowego rządu. Celulozownie w Polsce zarzucane są tysiącami ton makulatury z Niemiec i Francji. Widziałem w Kwidzynie (International Paper) kilkunastometrowej wysokości sztaple nie strawionej ciężkiej pornografii zza Odry. Znaleźć trzeba taki szpryngiel prawny, by drobny polski zbieracz ekologicznie „odchudzał” śmietniki z papieru i kartonów do recyklingu. Z butelkami zupełna tragedia. U Niemców można sprzedać wszystko od pięciolitrowego balonu po 20-gramową buteleczkę apteczną. U nas nie ma skupu i to też trzeba ewidentnie zmienić, na przekór hutom szkła. Sukcesem w walce z marnotrawstwem żywności jest zakaz jej niszczenia przez wielkie markety, a nakaz przekazywania produktów tuż przed upływem terminu przydatności do spożycia. A jesiotr „drugiej świeżości” (jak to nazwał niejaki Bułhakow) – to zawsze posiłek bardziej szlachetny niż świeża kaszanka.
Z Ewangelii na ostatnią niedzielę płynie prawda Mistrza: “Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma. A kto ma żywność, niech tak samo czyni”, wszak bogatym jest ten co daje.
Bo w życiu jak to w życiu bywa, raz na wozie – raz pod kontenerem śmieciowym. Tę metamorfozę opisał w piosence wspomniany wcześniej Kleyff: „co tam widać w perspektywie, kupa łachów i się rusza – to dziad Kaczorowski wstaje szukać szczęścia w starych puszkach”…a był kiedyś pierwszym skrzypkiem orkiestry…
Ktoś powie licentia poetica? Ani chybi! Taka sama jak w Wigilię, kiedy zapuka do naszych drzwi ktoś głodny i biedny.
No i co wtedy?! Przecież tradycyjnie pusty talerz czeka…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 1865