Idol polityczny

Narobiło się. SLD musi występować jako moralny autorytet w obronie prawdy, uczciwości i cnót całej klasy politycznej. Pozostałe formacje skompromitowały się. Sojusz tak zwanej lewicy zamartwia się, że w PO zaczęła się walka buldogów o wpływy, władzę i pieniądze. Kumple niszczą kumpli. Dintojra. Coś w tych gorzkich żalach pozostałości po partii Millera jest, bo najpierw bufetową zaczęto w Platformie podgryzać, że źle rządzi, teraz Karnowskiego z Sopotu ustawiono na stosie. Nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy, że chodzi o odnowę moralną. Są pewne aksjomaty, niepodważalne. To Ziemia krąży wokół słońca, nie odwrotnie. PiS w związku ze sprawą zagrożonego immunitetu Ziobry jest, zdaniem SLD, jako przyganiający PO, niewiarygodny. Nie może być wiarygodny, skoro Ziobro udostępnił Kaczyńskiemu teczki prokuratorskie dotyczące afery paliwowej, gdzie aż roi się od znanych nazwisk lewicy.

Dobrze, że mamy SLD, reszta sceny politycznej to łapówkarze, dwulicowcy zbierający haki i w ogóle szambo polityczne. Chłopaki z Rozbrat wiedzą, co mówią, mają doświadczenie. Szorstka przyjaźń Olka i Leszka, wojenki Ordynackiej ze Smolną, afera Rywina, Starachowicka, paliwowa i tak dalej. Lata doświadczeń. Przykro teraz, że inne buldogi walczą, a oni tylko podpatrują. Już nie buldogi, najwyżej hałaśliwie dziamgocące ratlerki. Czy buldog, ba, pudelek choćby, przyjdzie do ratlerka prosić o kość z krwistym kawałem mięsa? Weźmie, co chce, bo ma kły, pazury i machnięciem ogona może maleństwo uszkodzić. A tak było pięknie, już byli rotwailerami, mięcho dzielili, a tu skarleć przyszło. Małe pieski zawsze na huki próbują te większe wziąć. Albo kulą ogon pod siebie i leżą przy kapciach pana, licząc na ochłap z jego stołu. Ta druga cecha to przywara szczególnie chłopskiej psiarni, co to za miskę strawy każdemu łapki złoży, a może i nie tylko. SLD swój honor ma.

Słońce grzeje, kabaret polityczny produkuje coraz ciekawsze skecze. - Lech Kaczyński absolutnie nie nadaje się do tego, żeby być prezydentem. Potrzebuje kuracji, która doprowadzi jego system nerwowy do porządku – ocenił wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski. Jego zdaniem, prezydent podczas rozmowy o tarczy potraktował Sikorskiego jak wezwanego na przesłuchanie przestępcę. Sikorski musi mieć niesamowitą cierpliwość, ja bym wywrócił stół i wyszedł – dodał wicemarszałek. 

Niesiołowski ma zdrowy system nerwowy i cierpliwość stoicką, dlatego by wywrócił stół. Cała Wiejska wie, że w PO większego nie ma zucha niż jest Stefan wicemarszałek. Łagodny i niezwykle wyważony tembr głosu, a niektórzy twierdzą, że nawet sam widok Stefana Niesiołowskiego pseudo (podobno nowe) Tarantula, z miejsca wycisza w słuchaczach emocje (jeśli ktoś ćwiczył jogę) i koi nerwy. To cechy normalne, gdy obcuje się latami z termitami, szerszeniami, czy innymi trutniami. Można cholery dostać, albo czegoś gorszego.  Z dwojga złego lepiej chyba być politykiem niż entomologiem, dla zainteresowanego oczywiście. Chyba tylko poseł Gadzinowski (SLD) może w parlamencie dorównać Niesiołowskiemu łagodnością głosu i statecznością, nie mówiąc o kindersztubie, odkąd zabrakło w ławach sejmowych niezrównanego mistrza dobrych obyczajów, Andrew Leppera. Wydawca wp.pl opatrzył newsa z wypowiedziami wicemarszałka tytułem „PO: śmieje się z nas cały świat” (doskonały tytuł) i fotką posła Stefana jakby lekko wściekłego, z miną atakującego jeżozwierza i dłońmi przygotowanymi do zaciągania pętli czy wnyków. To wybitnie tendencyjna ilustracja, nie oddająca nawet w części rzeczywistego potencjału posła PO.

Prezydent chorobliwie nie znosi Sikorskiego i kilku innych byłych urzędników państwowych z nadania PiS, wyczytałem w Internecie. Przykro stwierdzić, ale bracia nie mają dobrej ręki.  A to Sikorskiego z kapelusza wyciągnęli, a to Marcinkiewicza, Lipca, Kaczmarka Janusza, protegowanego głowy państwa. Do doradców prezydent też nie ma szczęścia: specjalista od sportu Artur P. okazał się  specjalistą od kokainy. Były szef kancelarii zauroczył się małżeństwem Lisów. Ciekawie też o Michale Kleiberze pisano. [W 2006 r. gazeta „Puls Biznesu” opisała podejrzane transakcje absolwenta warszawskiego liceum im. Gottwalda, Józefa Blassa. Blass był konsultantem, któremu amerykański GTech za zdobyty w 2001 r. wart blisko 300 mln dol. kontrakt z Totalizatorem Sportowym zapłacił 20 mln dol. „Puls Biznesu” ujawnił, że „w stanie Teksas prowadzone jest śledztwo w sprawie dziwnych umów konsultingowych, podpisywanych na świecie przez GTech, lidera na rynku systemów informatycznych dla branży hazardowej. Największą umowę podpisano z Józefem Blassem, bliskim znajomym Wiktora Markowicza, założycielem i byłym prezesem GTechu (obaj są matematykami, wyjechali z Polski w latach 60.). Umowa dotyczy doradztwa przy zdobyciu przez GTech dziesięcioletniego kontraktu na obsługę online sieci lottomatów państwowego Totalizatora Sportowego”. Amerykanie sprawdzają, za co GTech zapłacił Blassowi 20 mln dol. Kluczową informacją może okazać się dotarcie do dwóch ludzi, których Blass zatrudnił w naszym kraju do, jak to określił, „monitorowania polskiego rządu”. Blass zna się dobrze z polskimi politykami zarówno z lewicy, jak i prawicy, w tym m.in. z Aleksandrem Kwaśniewskim (w 1999 r. Kwaśniewski wręczył mu Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski). W lutym 2006 r. Blass spotkał się z Lechem Kaczyńskim jako polski emigrant znany z udzielania pomocy opozycji demokratycznej przed 1989 r. Według „PB” prezydent Kaczyński poznał Blassa w 1999 r. w USA podczas zorganizowanej przez Blassa konferencji naukowej poświęconej 10. rocznicy „okrągłego stołu”. Byli na niej, m.in. Aleksander Kwaśniewski i Adam Michnik. W spotkaniu Lecha Kaczyńskiego z Blassem w lutym 2006 r. brał też udział m.in. prof. Michał Kleiber, były minister nauki i informatyzacji w rządzie SLD, dziś jeden z doradców społecznych prezydenta Kaczyńskiego. Kleiber to kolega z klasy Blassa w XIV Liceum im. Klementa Gottwalda. Jak ustalił „PB”, Kleiber i Blass działają w spółce Bunge Mathematical Institute (BMI), polskiej placówce naukowej założonej w marcu 2006 r. przez Bunge, największego na świecie producenta tłuszczów roślinnych – choć Kleiber zaprzecza, że łączą ich jakieś interesy. W Polsce Bunge jest większościowym akcjonariuszem Kruszwicy, ma też 50 proc. udziałów w Ewico (dawnej Kamie Foods). Wkrótce dzięki fuzji z kontrolowanymi przez Jerzego Staraka (też absolwenta Gottwalda) Olvitem i Olvitem-Pro koncern utworzy największą w Polsce firmę produkującą tłuszcze roślinne z przychodami ponad 1,5 mld zł. Prezesem spółki jest Michał Kleiber, a szefem rady nadzorczej Józef Blass. Jak pisze „PB” na stronie internetowej, brat Józefa Blassa, Piotr (wyjechał z Polski w 1968 r., dziś wykłada w USA matematykę), były niezależny kandydat na gubernatora Florydy, wymienia Michała Kleibera w gronie kilkunastu najbliższych „przyjaciół i współpracowników” rodziny Blassów, obok m.in. Jana Lityńskiego i Marka Borowskiego.]. Tak pisał „PB”. Ale na pewno prezydent Kaczyński sprawdzał rewelacje gazety…

Swoją drogą ciekawe, kto doradza prezydentowi w kwestii doradców? Jakiś Stańczyk farbowany?

Z zagranicy też złe wieści. Mężczyzna podejrzany o uprawianie seksu z owcą na farmie został aresztowany w płd.-wsch. Londynie. Na miejscu przestępstwa znaleziono dwie martwe owce. Za znęcanie się nad zwierzętami grozi do dwóch lat więzienia - donosi BBC.  Media nie podają, czy to był samiec, czy samica, ale baran łatwo by się nie dał zniewolić zbokowi, nawet, gdyby ten miał odpowiednie obuwie. Wytrawni zoofile twierdzą , że najlepsza koza i buty z cholewami. Buty po to, że  wkłada się tylne łapy kozy w cholewki, żeby nie uciekła.

Owca ani koza nie poskarżą się, rozbeczą najwyżej. Z molestowaniem ludzi prostsza sprawa, ale bardziej ryzykowna. Nie trzeba butów z cholewami, ale przykładowo asystentka posła może poskarżyć się obiektywnym mediom, wyczulonym na sprawy seksu, zwłaszcza mniejszości. Nie wiadomo, czy Brytyjczyk posiedzi za owce, u nas można molestować, nawet grupowo a media gwiazdę z takiego zrobią.

Tak oto od zoofilii doszliśmy do salonów. Andrew wraca. Od dwóch tygodni trwa serial Lepper-reaktywacja. Co i rusz w bulwarówkach pojawia się jakiś artykulik ze wspomnieniami najsłynniejszego polskiego mulata. Ciekawe dlaczego media próbują reaktywować Leppera? Czyżby pijarowcy Tuska zaczęli mu doradzać? Ostatnio polityczny Kopciuszek ze Stawięcina wylewa żale, że z politycznego romansu z Kaczyńskimi wyszedł bardzo obolały.  Że Kaczyński krzyżyk na nim postawił, gdy w radiowej Jedynce powiedział: Proponuję panu Kaczyńskiemu, aby w sprawie stosunków damsko-męskich w ogóle się nie wypowiadał.No, proszę, niewinna wypowiedź przerwała karierę mulata, czego ani najbardziej obiektywny polski dziennik gazetowy nagłaśniając seks aferę, ani - jak dotąd - niezawisłe sądy nie potrafiły uczynić.

Przed Andrew otwiera się szansa na come back. W Superstacji, drugiej po TVN najbardziej obiektywnej polskiej stacji telewizyjnej, rusza we wrześniu reality show „Idol polityczny” O tym, kto nadaje się najlepiej na polityka, zdecydują zasiadający w jury... politycy. Skład jury jest póki co tajny. Ale wasz felietonista ze źródeł zbliżonych do Superstacji ma niepotwierdzony przeciek, że podobno po wielogodzinnych błaganiach udział w jury zgodzili się wziąć Mieczysław F. Rakowski, Wojciech Jaruzelski, a duchem obecny ma być Władysław Gomułka, niezrównany orator. Łza się kręci na wspomnienie „pompek” „Wiesława” nad mównicą.

Proponuję, by na początek wcielili się w rolę polityków politycy,  np. Wojciech Olejniczak, Andrew Lepper, Zbigniew Ćwiąkalski czy Julia Pitera.  

Może reinkarnacja politycznych bytów niektórych bywalców gmachu przy ul. Wiejskiej  lepiej się uda.  Z ratlerków, co to ujadają na prawo i lewo i chwytają za nogawki, kogo popadnie,  zmienią się w przyjazne ludziom labradory; z czupurnych kogutów jarzębatych, co to nawet kawkom nie przepuszczą i z kaczorami knują – w gołąbki pokoju,  z cichych, ale dysponujących potwornie silnym szczękościskiem miażdżącym przeciwnika waranów, niezwykle rzadkich gadów – w małe kolorowe i niegroźne dla rodzaju ludzkiego salamandry plamiste, czy z podstępnych żmij afrykańskich, kąsających bez przemyślunku – w zielone żabki rechotki.

Show showem, życie biegnie. Portal ITI -  Onet.pl – zaprezentował wywiad z Jarosławem Wałęsą. Syn najbardziej skocznego ongiś stoczniowca powiedział między innymi: „Odpoczywam przy TVN24. Ten kanał jest permanentnie u mnie włączony. Mamy takie schorzenie w rodzinie”.

Niestety, tak podejrzewałem od dawna. Obserwując zachowania i wypowiedzi byłego prezydenta dostrzegam w nich ten sam obiektywizm, te same sympatie i antypatie, identyczny wysublimowany intelektualnie sarkazm i mądrość ludową, co chwyta za serca, a umysły wręcz tumani. Zawsze podejrzewałem, że maniackie oglądanie programów telewizyjnych to dewiacja, oglądactwem zwana. W seksie zboczek-oglądacz dostaje orgazmu na sam widok intymności. Nie musi dotykać, sprawdzać, popatrzy i już mu dobrze. Zupełnie jak w schorzeniu telewizyjnym. Jak to leczyć? W stanach zaawansowanych tylko pijawy do głowy, proszę pana.

Przykro stwierdzić, ale bracia nie mają dobrej ręki.  A to Sikorskiego z kapelusza wyciągnęli, a to Marcinkiewicza, Lipca, Kaczmarka Janusza, protegowanego głowy państwa. Do doradców prezydent też nie ma szczęścia: specjalista od sportu Artur P. okazał się  specjalistą od kokainy. Były szef kancelarii zauroczył się małżeństwem Lisów. Różnie też o Michale Kleiberze pisano. Swoją drogą ciekawe, kto doradza prezydentowi w kwestii doradców? Jakiś Stańczyk farbowany?