Tuska, Komorowskiego, Sikorskiego, Kopacz, wobec "zbrodni" prof. Rońdy polegającej na... no właśnie na czym. Z telewizji wynika, że wypowiedzi były skandaliczne bo nie tylko zdezorientowały opinię publiczna, ale godziły w powagę dramatu smoleńskiego. Można było też usłyszeć w telewizji, że kompromitują Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza i naukowców społecznie zajmujących się badaniem okoliczności tragedii, którzy wkrótce mają spotkać się na Drugiej Konferencji Smoleńskiej. Nie dotarło wprawdzie, że tym razem już dwudniowej, poszerzonej tematycznie o nauki medyczne, prawnicze i socjologiczne, ale to szczegół. No i proszę, dzięki prof. Rońdzie leming dowiedział się, że tragedia smoleńska była poważnym dramatem, a nie jak twierdził Bartoszewski, że "nic się nie stało", co potwierdziła grą piłką plażową, tańcami, zimnym lechem i oddawaniem moczu na znicze awangarda postępu na Przedmieściu Krakowskim w sierpniu 2010 roku. Leming dowiedział się też, że Zespół Parlamentarny Antoniego Macierewicza i naukowcy społecznie zajmujący się badaniem okoliczności tragedii wciąż pracują, co musiało go niezmiernie zdziwić, bo do tej pory mówiono mu, że to tylko takie polityczne gierki trumnami, dla zdobycia popularności i kasy.
I jeszcze jedna uwaga. Oburzenie wypowiedzią prof. Rońdy osiągnęło w telewizji taki poziom, że wylewa się na podłogę w domach odbiorców i zalewa nawet kuchnie co źle wpływa na jedzenie. Zauważmy, że oburzenie jest odwrotnie proporcjonalne* do liczby pretekstów do ataku na "wroga ludu". Poprzednim tak eksploatowanym pretekstem był hel mecenasa Rogalskiego, ale przycichł nieco, gdy Rogalski odnalazł się po słusznej stronie. Nie przycichła Blida przynajmniej w okolicach Kalisza i Kutza. Weszła na stałe na listę zbrodni wroga ludu wymienianych przez leminga jednym tchem przy każdej okazji i bez okazji.
Współczuję prof. Rońdzie. Jeśli jest się po niesłusznej stronie nie można nie tylko walnąć głupstwa w chwili słabości, jak to każdemu się zdarza, ale nawet, jak przekonał się Lech Kaczyński, przekręcić nazwiska jakiegoś kretyńskiego piłkarza, bo zlinczują.
* tym większe im mniejsza liczba pretekstów
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 5444
Sam tego doświadczyłem, gdy moi przyjaciele przestali być moimi przyjaciółmi tylko dlatego, że braci Kaczyńskich i Antoniego Macierewicza uważałem za największych naszych polityków (polityk - osoba zajmująca się dobrem ogółu) od czasów II RP i jawnie deklarowałem poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości uważając ją za JEDYNĄ polską partię polityczną (polityczną - czyli dbającą o dobro Narodu). Ze zdziwieniem spostrzegłem, że nie umiem komunikować się z ludźmi, którzy przerywają rozmowy na mój widok i jeśli już jakiś cudem dojdzie do wymiany zdań to całą swoją uwagę skupiają na tym by pokazać mi, jak wielkim absurdem jest mój pogląd na dowolną sprawę kompletnie nie przyjmując tego co próbuję powiedzieć. Zrozumiałem, że potrafię komunikować się tylko z ludźmi przyjaznymi mi.
Wydaje mi się, że nie jest to jakaś moja wyjątkowa przypadłość. Ja uczę się dopiero tej nowej komunikacji. Żydzi w Niemczech też tego uczyli się. Normalny człowiek nie jest bowiem do czegoś takiego przygotowany, zwłaszcza jeśli zaskoczy go skala wrogości. To wywołuje gdzieś tam głęboko w środku strach. Co robi? Reaguje ucieczką, agresją, irytacją lub śmiechem. Pajacowanie prof. Rońdy w starciu z sk...em Kraśki, który swoją nienawiść potrafi oprawić w sprzeczną z tą nienawiścią rzeczowość i uprzejmość, była właśnie przejawem irytacji. Oni odkryli u prof. Rońdy tę słabość i jadą na całego. Instrukcja poszła najwyraźniej szerzej, jeśli zwrócimy uwagę na to o co pytała Profesora prokuratura. Tam prawdopodobnie także zadziałał ten mechanizm.