Miało być fiku miku, adin, dwa, tri, ruska wyliczanka, ludzie zdrowi i bogaci, a świat szczęśliwy. Wróżbita, hipnotyzer i celebryta o pokerowym obliczu, Anatolij Kaszpirowski, dziś siedemdziesięcioczteroletni, ma się dobrze. Ale nie w Rosji. Żerujący na ludzkiej naiwności i nadziei nie uratował ani ludzi, ani CCCP, które w 1991 roku zakończyło swój niechlubny żywot. Zbił majątek na szołmeńskich sztuczkach, wziął sobie 18 lat młodszą żonę i żyje dostatnio w Ameryce.
Ale sentyment do „czarodziejów” i wiara w ich magiczną moc, trwa nadal. Ludzie, często wykształceni, wierzą w przepowiednie, horoskopy, wróżki organizujące im świat za pomocą przypadkowego rozłożenia kart, szklanych kul i „magicznych przedmiotów”, czy nawet esemesa za 4,92 zł, który ma odmienić ich życie, uczynić ich zdrowymi, bogatymi, kochanym i szczęśliwym. Psychologia odkryła, dlaczego tak się dzieje. Ludzie są leniwi, zagubieni, niedowartościowani i łatwowierni. Nie potrafią zorganizować sobie życia, podejmować decyzji, dokonywać wyborów. Powierzają więc je innym, obcym i niesprawdzonym ludziom szczególnie chętnie, gdy mogą usłyszeć pochlebstwa, rzeczy pomyślne, informacje miłe dla ucha. Karierę i pieniądze robią więc ci, którzy znają ludzką psychikę i ludzkie ułomności, umieją sprzedać najbardziej ogólny, pasujący do wszystkich horoskop, pigułki szczęścia, uzdrawiającą wodę z kranu ze zdjęciem „uzdrawiacza”, dobrze zareklamowany, ale lichy towar, parabank, złotą piramidę czy całkiem utopijną ideę, która nie ma szans na powodzenie. Ludzka naiwność nie zna granic pechowych trzynastek, rozbitych luster, czarnych kotów, a także manipulacji i kłamstw. Bo słyszymy tylko to, co chcemy usłyszeć, widzimy to, co chcemy widzieć. I nie chodzi o optymistów, którzy widzą szklankę w połowie pełną czy pesymistów, którzy widzą ją w połowie pustą. Chodzi o ślepców, którym można wmówić, że pusta szklanka jest pełna.
Z wyborami politycznymi postępujemy podobnie jak z osobistymi, zawodowymi czy finansowymi. Powierzchownie, niesamodzielnie, bez większej wiedzy dając wiarę krzyczącym to, co chcemy usłyszeć. Że Polska jest zieloną wyspą, patologia, którą im stworzono, jest demokracją, a łupienie społeczeństwa nazywa się odpowiedzialnością za kraj. Dlaczego, podejrzliwi wobec rodziny, przyjaciół, połykamy bez refleksji i sprzeciwu kłamstwa nieznanych nam polityków, a nie wierzymy w prawdę i choć jesteśmy mądrym społeczeństwem, dajemy się nabierać przebiegłej propagandzie trampkarzy w garniturach. Na OFE – raj i Amber – raj, tanie państwo płynące mlekiem i miodem, all inclusive pod palmami, czyli reklamowe pranie mózgów i przyzwolenie dla polityków na „róbta co chceta”, łącznie z powoływaniem Komisji Zamiatania pod Dywan. Ale robienie z ludzi frajerów ma swój „punkt przegięcia”, jak mówi w psychologii prawo Yerkesa-Dodsona. Metoda świadomych blefów i fałszowania rzeczywistości, propagowanie strachu przed przysłowiowymi „pisiorami” jako recepta na własny sukces, przestają działać.
Wróżbici mówią, że to już ostatnie tchnienie lata, a pozostała reszta wróżbitów politycznych, że to ostatnie tchnienie Tuska i Platformy Obywatelskiej, tracących po kolei wszystkie przyczółki, a nawet swoich członków, którzy oskarżają premiera o kontynuację praktyki z afery Rywina czy piszą na pożegnanie listy, jak była radna PO z Siemianowic Śląskich, że Platforma „potraktowała Polskę jak zwykły wojenny łup – JAK DZIWKĘ, z którą się robi co chce – nawet wbrew jej woli, którą się oszukuję, znieważa i wykorzystuje do własnych partykularnych interesów". Media też jakoś dziwnie się odwróciły. Nawet przychylni dotąd politolodzy, dziś protestują przeciwko zrównaniu ich profesji ze ślusarzami. Niektórzy utrwalacze POgody jeszcze liczyli, że wielki Gowin – Ostatni Mohikanin, mógłby być Walczącym z Burzami, Kryzysem, Sondażami, który może zrobić małe „szu” i choć trochę posprzątać po Tusku, póki ojcowie założyciele nie wymyślą nowej formuły z transformacyjną nazwą i odmienionymi platformersami. Albo liczyli, że go nawrócą. Ale Gowin rzucił pióropuszem i biorąc przykład z Godsona, opuścił „plemię obywatelskie” wybierając swój mały, ale wolny wigwam GO-GO, w którym odmieniony, sam będzie decydował kogo zjeść, kogo tylko pokąsać, ugryźć czy oskalpować.
Sam premier też jakby odmieniony, stonowany i bardziej pokorny. Mówi głównie o wartościach rodzinnych, o wnukach i kółkach od ich rowerków, jakby przygotowany na ostateczność i pogodzony z losem. Przed ewentualnym „zejściem” z POlitycznej areny, w ostatniej woli swego politycznego testamentu chce obdarować wszystkich po równo, by zasłużyć na wieczną pamięć. Polskich rodzin, przedsiębiorców, pracowników i przyszłych emerytów. Sprawiedliwie rozdysponował funduszami OFE, by i emeryci nie zostali na lodzie i tłuste koty z Lewiatana, i wszyscy inni, jak to określił „interesariusze”, mogli ukręcić swój milion. Prawda, jaki dobry i sprawiedliwy ojciec narodu, który nic nie narzuca, tylko daje wybór między jednym złodziejem a drugim? Fikcja goni fikcję, fałsz rywalizuje z fałszem. Horoskopy się spaliły, kuglarze się pogubili, karty wypadły z rękawów a cynizm i arogancja się nie sprawdziły. Tusk wybrał uzdrawianie jak wróżbita Maciej z TVN-u.
- Panie premierze, jak żyć?. - O, widzę, że ma pan problem z życiem? - Tak, zgadza się. - No widzi Pan, znowu wiedziałem, jaki jest kłopot. Dziękuję za uznanie.
Wyprzedzając myśli oszukanych Polaków, chce podnieść ich na duchu, dzieląc się na koniec tym, co jeszcze zostało, albo tym, co tylko wirtualne. Ogłasza na Forum Ekonomicznym w polskim Davos, czyli Krynicy Górskiej, organizowanym za 5 mln przez radnego Platformy, że w Polsce nic nie ma. Ani kryzysu, ani recesji, ani stagnacji, ani pieniędzy w Funduszu Rezerwy Demograficznej, bo e-Rostowski biegły w e-księgowości przelał z pustego w próżne. Czyli tam, gdzie nie było, nadal nie ma. A co jest i co rośnie na zielonej wyspie? Teoretycznie rośnie PKB, choć realne dochody ludności spadają, rośnie bezrobocie, zadłużenie państwa, liczba bankructw przedsiębiorców i polska bieda. Za to rząd się wyżywi, ubierze, a i szarej strefie nie będzie źle, skoro wzrośnie akcyza na alkohol i papierosy. Rzeczywistość gospodarcza widoczna - polityczna, nadal owiana mgłą.
Ciekawa więc prognozy, wstukałam numer znanego wróżbity, zadając mu pytanie: Co będzie dalej? Dostałam sms zwrotny, by wpisać datę urodzenia. Wpisałam 11 XI 1918. Wiadomość, którą natychmiast otrzymałam,brzmiała: WKRÓTCE W TWOIM ŻYCIU POZYTYWNE ZMIANY. Grunt to wiara we wróżbitów!
Tekst opublikowany w "Warszawskiej Gazecie"
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3463
cały ten spektakl...budził moje zdziwienie i to coraz większe im bardziej mnie kaszpirowski odstręczał tym bardziej cała kupa moich znajomych (wykształconych) zaczęła wierzyć w to co ten gostek robił...aż któregoś dnia zniknął tak nagle jak się pojawił...
co do wróżenia, radiestezji...też kiedys się w to bawiłem...nawet pracowałem z ludźmi którzy założyli spółdzielnię radiestetów...
potem, z wiekiem przyszło zrozumienie tego co dał nam KK i Jezus we własnej Osobie... wszelkie działania w tej materii uważam za niebezpieczne...
wpadła mi w ręce wspaniała praca pt. "ameryka, nowy uczeń czarnoksiężnika" gdzie dwóch pastorów opisuje jak groźny jest świat magii i jak z tego groźnego świata czerpią psychoanalitycy i psychiatrzy... i co z tego może wyniknąć... powiem, ze prowadzi to na rampę w Auchswitz...
http://lubimyczytac.pl/ksiazka/131633/ameryka-nowy-uczen-czarnoksieznika
http://www.empik.com/ameryka-nowy-uczen-czarnoksieznika-hunt-dave,prod58962578,ksiazka-p
jest bardzo ciekawa... ponadto zachęcam do youtube Dave Hunta... jego wystąpienia są wyważone
i oparte na Biblii, moim zdaniem nie podpada pod doktrynerstwo antykatolickie jak obecny na tym
portalu pan pastor Chojecki... moim zdaniem Hunt to klasa światowa sama w sobie...