Ponieważ ja nie mam żadnych niemiłych wspomnień związanych ze stanem wojennym, poza tym nieszczęsnym brakiem teleranka, nie mogę tutaj wstawić dziś jakiegoś naciąganego tekstu o tematyce martyrologicznej. Mieszkałem bowiem w latach osiemdziesiątych w mieście garnizonowym, w którym wojska było pełno na co dzień i stan wojenny niczego w naszym życiu nie zmienił. Nie udało mi się nawet zobaczyć na ulicy transportera opancerzonego SKOT. Nic, żadnych atrakcji. Zostawiam więc ten stan wojenny ludziom bardziej doświadczonym.
Pogadajmy dziś o tym samym o czym gadaliśmy wczoraj, o prawicy i jej jedności, do której to jedności wzywają komentatorzy na wszystkich ważnych prawicowych blogach. U mnie także, choć ani mój blog nie jest ważny, ani szczególnie eksponowany. Nie zmienia to jednak faktu, że co jakiś czas pojawia się na nim ktoś, kto twierdzi, że prawica powinna się trzymać razem, bylebyśmy tylko na siebie nie warczeli to wszystko będzie dobrze i cacy.
Skąd ta postawa? Ma ona swoje źródło w całkowicie złym wychowaniu, któremu poddawani byli ludzie, dziś starsi, a kiedyś młodsi i przez tę młodość chłonący ze świata wrażenia i informacje jak gąbki. Wychowanie to, nawet jeśli nie odbywało się w koszarach, miało pewien wymiar militarystyczny. Za komuny wszystko miało taki wymiar, nawet zbieranie kartofli jesienią. Mówiło się na to kampania ziemniaczana. Była także kampania buraczana i kilka jeszcze innych kampanii. Chodziło zaś o to, by ludzie za nędzne bardzo stawki stawili się na polu i pozbierali zeń to co tam przez lato wyrosło i siedzi w ziemi. Nadawano tym czynnościom koloryt wojskowy, żeby obudzić w co bardziej naiwnych jakieś emocje i nadać sprawie, bądź co bądź banalnej, jakiś ciekawszy kontekst. Wszyscy, którzy pamiętają tamte czasy, są w jakiś sposób zainfekowani tymi narracjami, mają nawyk „zwierania szeregów” wobec prawdziwych i wydumanych zagrożeń i wierzą, że te zwarte szeregi w czymś im pomogą, na przykład w dokładniejszym pozbieraniu kartofli z pola. Prawda wygląda niestety inaczej.
Otóż świat pełen jest narracji i metajęzyków, które tworzone przez stulecia, a może nawet tysiąclecia zamieniły się w narzędzia wpływu. Niektóre z nich są jak miecz w ręku archanioła, a inne przypominają zimny prysznic. Ich zastosowanie nie jest trudne jeśli się ma do dyspozycji media, liderów i krzykaczy lub choćby tylko kawałek balkonu. Tak samo jest z naszą opowieścią o zwieraniu szeregów i kampaniach buraczanych. Jej istotną rolą jest zamknięcie ust ludziom, którzy mają coś do powiedzenia od siebie i nakręcenie koniunktury na takich, którzy gadają zgodnie ze scenariuszem. Nie może być chyba inaczej, no bo gdyby było to Rafał Ziemkiewicz nie polazłby do Onetu i nie udzielił tam wywiadu, zaczynającego się od krytyki Jarosława Kaczyńskiego, który bardzo według Ziemkiewicza przeszkadza. Szczególnie zaś wtedy kiedy już, już zaczynają rosnąć słupki popularności PiS. Wtedy zwykle odzywa się Kaczyński i słupki lecą w dół na łeb na szyje, a przez to PiS nie może wygrać wyborów. Ktoś powie, że ja znowu przez zawiść piszę o Ziemkiewiczu. A niech tam. Ludzie, jeżeli człowiek uważany za czołowego prawicowego publicystę, mędrca i kaganek oświaty, autoryzuje wywiad, gdzie napisane jest że Kaczyński niweczy popularność jaką budują inni członkowie partii, przez swoje nieodpowiedzialne wypowiedzi, popularność ta zaś wyrażona jest wysokością słupków sondażowych, to znaczy, że zwariował, albo nie jest tym za kogo się podaje. Trzeciej możliwości nie ma. To znaczy, że on traktuje serio sondaże i są one dla niego jakimś punktem odniesienia. Myślę, że Rafał Ziemkiewicz jest w takim razie ostatnim już na tej planecie człowiekiem, który hołubi w sercu tę wiarę, myślę, że to dla takich jak on partia wymyślała narracje o kampaniach buraczanych i innych. Czyniła to zaś po to, by oni odnaleźli w tym, sens życia i mogli trochę o tych buraczanych sukcesach wyrażonych słupkami sondaży pogadać.
Jakoś nikomu nie przyjdzie do głowy zakrzyknąć: panie Ziemkiewicz, milcz pan, prawica powinna trzymać się razem! Te słowa kierowane są zwykle to istot tak mało znaczących jak ja czy moi koledzy, w momentach kiedy przyjdzie nam ochota skrytykować jakąś wypowiedź czy zachowania Rafała Ziemkiewicza. Ma ów okrzyk, prócz opisanego wyżej kampanijno-buraczano-wojskowego kontekstu jeszcze jeden równie ważny kontekst. Oto mamy sytuację taką, że zostaliśmy wychowani i ukształtowani z przeznaczeniem na zatracenie. To się czuje i widzi, choćby w tym, że większość z nam ma nawyk chowania się kiedy trzeba mówi głośno i wyraźnie. Liczymy bowiem na to, że milczenie nas uratuje i że nas nie zauważą, nie mamy bowiem złudzeń co do swoich przeznaczeń./ Jesteśmy wychowani do klęski po prostu. I nawet przez myśl nam nie przejdzie, że moglibyśmy coś wygrać naprawdę i dla siebie. Także w sferze zwanej publiczną, medialną lub jakoś podobnie. Większość z nas wierzy, że taki sukces może być udziałem jakichś specjalnie wyselekcjonowanych nadludzi, którzy stworzą team dla potrzeb buraczanej kampanii, a potem z pieśnią na ustach zabiorą się za uprzątanie pól. Nikt zwyczajny, nikt z publiczności nie może myśleć o sukcesie serio. To przekonanie jest wdrukowane w mózgi i ma pewien rys teatralny. Mamy bowiem aktorów i publiczność. I niby wszyscy czują konwencję i wiedzą, że to nie idzie na serio, że to tylko przedstawienie, a buraki zbierane z pola są z plastiku, ale na koniec, kiedy znów się nie uda i po raz kolejny Ziemkiewicz ogłosi, że to przez Kaczyńskiego, pozostaje jednak żal. Nie jest on na tyle duży, żeby ludzie wstali z miejsc i wyszli z tej nędznej budy poszukać szczęścia gdzie indziej. Jest on w sam raz taki, by wzbudzić w ludziach wiarę, że jeszcze chwilka, jeszcze raz. Ten Kaczyński się opamięta, młodzi dojdą do głosu, założymy nowy tygodnik niezależnych opinii, w którym wynajęci za pieniądze niewiadomokogo ludzie będą pisać jakieś dyrdymały i będzie dobrze.
Otóż nie będzie bo jeśli mamy ten teatr, a działa on w dodatku w warunkach kampanii buraczanej prowadzonej w myśl wojskowych instrukcji, to najważniejsze jest ustalenie, kto siedzi w budce suflera i kto sprzedaje bilety. A tego właśnie nie wiemy.
Na koniec ciekawostka. Czy wiecie, co łączy Igora Janke, Cezarego Gmyza i Morozowskiego? Oraz jeszcze pewnie kilkunastu innych dziennikarzy? Otóż wszyscy oni kończyli teatrologię. Czy to nie dziwne? Teatrologia. Co za piękny kierunek. Ciekawe czego tam uczą? Układania programów teatralnych?
Na koniec wiadomość: do końca roku „Baśń jak niedźwiedź” sprzedawana będzie w pakiecie pod dwa tomy, w cenie 60 złotych plus koszta przesyłki. Taka świąteczna promocja, a do końca roku dlatego, żeby prawosławni też mogli sobie kupić pod choinkę tę piękną i potrzebną książkę. W promocyjnej cenie jest również „Atrapia” - 15 złotych plus koszta wysyłki. Zapraszam www.coryllus.pl
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3820
teatrologii ucza POzadanego suflerstwa I klakierstwa--cholera wie.
Co to znaczy "porządnego"?
Przepraszam dogard, nawet dokładnie komentarza nie przeczytałem. Oczywiście masz rację...sorry.
do stoczni remontowej gotow.Dlatego zawsze traktowalem go jako odpowiednio, olewajac wiekszosc pisaniny oportunisty z wyboru, bo chyba nie z glupoty.
po to co wszyscy,pogawędzić o Kaczyńskim po linii scenariusza ustalonego po burzy mózgów w PO i rozpisanego na role.A może po prostu tylko tam się jeszcze dopchał jako że we wszystkich mediach konkurencja wielka i bezlitosna dla tych co zbyt mało krytykują.Trudno sprostać zadaniu widząc jak radzi sobie z tematem Kaczyńskiego Frasyniuk,ale Ziemkiewicz ma punkt przewagi-jest prawicowcem,więc nie wiadomo czy nie przebije Frasyniuka i innych w cuglach.
Absolwenci Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie: Igor Janke, Cezary Gmyz i Tomasz Morozowski, Igor Zalewski! Dostali przydział do teatru ulicznego. Odgrywają teatr na żywo. Mają dzięki temu największą publikę ;-)
dzisiaj po raz kolejny czuję się zobowiązany podziękować autorowi za tekst
dziękuję i pozdrawiam
stokolesny
Jak wydobyć się z konwencji - kampanii buraczanych? i zobaczyć buraki, że one są z plastiku?
- Nie wiem. Nigdy w tę konwencję nie weszłam - takie doznanie somatyczne: mdłości w tłumie, bariera - wobec emocji zbiorowych, a przede wszystkim - niepodporządkowanie się tresurze - mentalnej, medialnej, autorytarnej.
Żaden rozkaz - nie jest zobowiązujący, żadna moda - długodystansowa, żadna przemoc - nie dotyka wnętrza najwyżej rani (ale nie definitywnie).
Ale jest tresura - uprawiana przez niczym nie uzasadniona pozycję dziennikarzy - tresura rządu dusz ( tego uczą w dla teatru - w szkołach teatralnych). Wielu nie widzi teatralności i gwiazdorstwa przedstawień producenckich słowa pisanego i mówionego - bo nigdy nie byli w teatrze - nie widzą scenariusza,kostiumu, umowności, gry - konwencji. Biją oklaski - sformatowani na "uczestnika" pozorów.
Odrzeć z pozorów - obudzić ludzi zahipnotyzowanych teatrem publicznym? - Gdyby to się udało skończyłaby się kampania buraczana i owoce własne ( z osobistego ogródka) dokładalibyśmy do wspólnego spichrza.
Bo nie o "owczy pęd" zbiorowości chodzi - a o spichrze projektów, rozwiązań, patentów na dzieło zbiorowe i trwałe. - Ale obudzić można zagłuszając tuby commedia dell'arte i postawić na rozeznanie własne.
Dlatego omijam tutaj teksty nawiązujące do tv i prasy - one utrwalają hipnozę.
przed wyborczym, albo w momentach szczegolnych trudnosci herr Tuska, albo kiedy PiS sie poprawia byly jedna wsciekla, demagogiczna antypisowska i anty JK kamapania.
Celem jest uniemozliwienie jedynej polskiej partii dla ktorej silna i niepodlegla Polska jest wartoscia nadrzedna, wygrania wyborow.
W polaczeniu ze stwierdzeniem Ziemkiewicza, ze Polakow nie stac na wlasne panstwo, powinni po prostu dac sie wchlonac przez niemiecka rzesze (artykul w Rzepie) mowi wszystko.
Gdybym byl przedstawicielem niemieckiej agentury na Polske dalbym jasna wskzowke agentom wplywu: dzialajcie jak Ziemkiewicz.
To jest wasz mistrz: zdobywacie zaufanie Polakow po to, zeby w okresie wyborow zmanipulowac ich przeciwko glosowaniu na PiS.
Zreszta po tym mozna ich poznac: kazdy "szlachetny a prawicowy" publicysta, pisarz, etc stwierdzajacy smutnym glosem, ze nie na kogo glosowac, zostaje w domu... dziala, oczywiscie czysto przypadkiem, w ich duchu.
W obecnej sytuacji w Polsce obowiazkiem jest glosowania na PiS.
Nie ma zadnej alternatywy.
walki z konkurencją publicystyczną metodą pluj, pluj zawsze coś się przyklei zawsze się znajdzie a to już ekstaza dla autora. Ale zawsze kilku pożytecznych idiotów się znajdzie. A co noblista in spe zrobił wielkiego poza dwoma książkami bez recenzji z błędami merytorycznymi?
Żałosne co tu w tym szamboblogu się wypisuje nastawiając czytelników negatywnie do prawicowych felietonistów i pisarzy (znaczących i na których czytelnicy głosuja przy kasach w przeciwieństwie do autora) pod pseudoargumentami. A jest taki co wszystkim dogodził? A co noblista in spe, ekspert od rozwalania trumien na lotnisku mądrego doradził? Ilu klakierów znalazł, na szczęście na palcach jednej ręki. Perwersyjna radość zajrzeć kogo znowu się tu opluje bo poza tym i autoreklamą nic konstruktywnego i głębokiego. Wczoraj Ziemkiewicz dzisiaj Ziemkiewicz a rzekomo tylko 17 razy, chyba 1017 razy.
I pan - Demistyfikatorze - jest żywym argumentem tej kwestii
- nie poprawiło się z lekturą
- nie zyskało zrozumienie tekstu
- nie wzbogacono środków wyrazu
- nie nauczono szanować piszących i czytających
Wyzwał nas Pan tu wszystkich łącznie z całością "szambablogu".
Przydałyby się wakacje - od tej wyczerpującej edukacji prasoznawczej - Deprecjonowanie wszystkiego i wszystkich - to właśnie wyniósł Pan jako prasoholik.
-
Nie płacz, jutro będzie o czymś innym...