Prezydent ogral Tuska

 

 

Dopiero dwa dni po uchwale sejmu przyjmującego ustawę o ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego komentatorzy i politycy zorientowali się, że prezydent zachował wszystkie karty w ręku. Decyzji sejmu towarzyszyło niemal powszechne przekonanie, że prezydent nie ma wyjścia i musi ustawę podpisać. Jest to prawda. Prezydent ma 21 dni na podpisanie ustawy przyjętej w tempie ekspresowym przez senat. Niewiele jednak osób zwróciło uwagę na treść tej ustawy. Otóż ustawa upoważnia ... prezydenta do ratyfikacji Traktatu Lizbonskiego. Upoważnia nie zmusza. Nawet jeżeli wyinterpretować ustawę tak, że prezydent muisałby traktat ratyfikować to i tak nie mu tu żadnych ram czasowych, poza zdrowym rozsądkiem. Dzięki ustawie prezydent uwolnił się od nacisków klubów partyjnych, frakcji anty i proeuropejskich i sam zdecyduje czy traktat ratyfikować. W zamian za oddanie prezydentowi inicjatywy Donald Tusk musiał zgodzić się na uchwałę wykładającej nasze stanowisko wobec Traktatu i ustawę regulującą możliwość jego zmiany. Uchwała już przeszła, a na ustawę prezydent poczeka odkładając ratyfikację. Prezydent pozwolił cieszyć się Tuskowi ze zwycięstwa ale tylko dwa dni. Teraz premier musi przekonać swój klub do przeforsowania obiecanej prezydentowi ustawy, albo wytłumaczyć opinii publicznej czemu nie dotrzymuje słowa i blokuje przez to ratyfikację Traktatu. Obietnicę Tuska wszyscy słyszeliśmy. Nawet reżimowe media łatwo tego nie wymażą.

Dopiero dwa dni po uchwale sejmu przyjmującego ustawę o ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego komentatorzy i politycy zorientowali się, że prezydent zachował wszystkie karty w ręku.