Grudniowy wywiad z głównym ekonomistą SKOK Panem Januszem Szewczakiem w tytule odwołuje się do potrzeby gromadzenia konserw i sucharów. Czy przez te osiem miesięcy coś się zmieniło? Czy swoje konserwy ( mięsne czy rybne) Pan Szewczak już zjadł?
Pierwszy raz te przypominające czasy wojny słowa wypowiedział w mojej obecności mecenas Stefan Hambura. Swoją drogą, tutaj konieczny kolokwializm: fajny facet z niego.
Było to w październiku zeszłego roku. Powtórzone przez Pana Szewczaka powracają wciąż i wciąż. Wczoraj na Niezależnej też pojawił się link do słynnego wywiadu z grudnia 2011 roku. Odsłuchałem całość. Pewne przepowiednie się sprawdziły a inne nie. To naturalne. Sam wielki Jackowski, jasnowidz z Człuchowa, ma również niepowodzenia w tym zakresie.
Przed czym przestrzega Janusz Szewczak?
Odradza wiarę w Euro i radzi inwestować w pewniejsze waluty. Wskazuje amerykańskiego dolara, to taka rezerwowa waluta globalnej gospodarki, czy szwajcarskiego franka. Odradza lokowanie kapitału w bankach zachodnich. Z polskimi też jest problem bo większość jest lub będzie sprzedana. Prócz walut Pan Szewczak wspomina o złocie. Nie chce mu przejść przez usta oczywista zależność, że w czasach trudnych, a w takich trzeba gromadzić konserwy, najlepszą walutą jest właśnie złoto. Dlaczego? Bo daje ono największy poziom bezpieczeństwa. Chodzi oto, że podróbki złota jest bardzo łatwo wykryć. Najważniejszą jednak cechą jaką charakteryzuje się ten kruszec, a o tym Pan Szewczak nie wspomina, jest jego absolutne pierwszeństwo jako środka płatniczego względem każdej, powtarzam, każdej waluty. Papierowy pieniądz był jedynie zaświadczeniem wydawanym przez banki, informującej o tym, że posiadacz tej bankowej noty może w każdej chwili zrealizować zobowiązanie i uzyskać zwrotnie złoto. Niewygodnie jest w końcu wozić ze sobą wagon złota.
No dobrze, ktoś może powiedzieć, że wciąż tak jest. Mogę za złotówki i dolary nabyć ten żółty kruszec. Zabawa polega na tym, że nie wszyscy mogą...
Od momentu odejścia od parytetu złota (zasada ta mówiła, że każda jednostka monetarna danej waluty odpowiada określonej wartości złota), związek między kruszcem a papierową walutą uległ całkowitej atrofii. Dzisiaj mówimy jedynie o pieniądzu fiducjarnym. Pojęcie to ma swój rodowód w słowie fide – wiara. Nic dodać nic ująć. Dzisiejsze banknoty są czymś co bazuje na wierze ich posiadaczy w zdolność nabywania rzeczy i usług.
Jaki z tego wniosek?
Posiadanie papierowych pieniędzy w czasach popytu na konserwy i suchary może okazać się niewystarczającym posunięciem. W wyjaśnieniu tej zależności Pan Szewczak jest nad wyraz powściągliwy. Bardziej wylewny, z właściwą tylko sobie lekkością narracji, jest redaktor Michalkiewicz. Myślę, że gość od Amber Gold musiał bywać na wykładach Pana Michalkiewicza. Bo uczeń z niego doskonały! Ta postać o „zmiennym nazwisku” zrozumiała, że warto inwestować w złoto, by kiedyś mieć na te konserwy i suchary... Choć muszę zauważyć, że wszyscy trzej nie rozumieją istoty zjawiska.
Pan Szewczak, słusznie, wskazuje na niebezpieczeństwo krachu finansowego o, w jakiejś mierze, wymiarze globalnym. Wskazuje na kraje, które mogą mu się oprzeć, jak Australia czy Szwajcaria. W podtekście jest jakaś sugestia, że Polska pod dobrym przywództwem mogłaby się ustrzec tego niebezpieczeństwa.
Pan Michalkiewicz opisuje, podobnie zresztą jak ja, chorą zależność między czymś co nazywamy pieniądzem a gospodarką. Widzi w tym jakąś formę wyzysku.
Właściciel Amber Gold, w tym niesprawiedliwym świecie, zrobił użytek z narzędzi mu dostępnych. Myślę, że nie wyszedł na tym przedsięwzięciu jak Zabłocki na mydle.
Przywołani Panowie nie rozumieją zarazem: złożoności i prostoty zjawiska. Tutaj dodam, że jest to cecha wspólna większości z Nas. Dlatego nie winię Ich za wycinkowość analiz.
Ponieważ, wbrew części świata naukowego, uważam, że istnieją historyczne mechanizmy mające niezmienny charakter. Można to określić mianem społecznego grzechu pierworodnego. Jest „Coś” co popycha naszą ludzką naturę w jednym kierunku. Działa na naszą zgubę. Choć wielu pewnie określa to postępem. Nasza przystawalność do zjawisk nam współczesnych jest zdumiewająca. Określamy to mianem adaptacji. Coś co jest jedynie w sferze utopijnej wizji, gdy się realizuje, staje się z czasem częścią nas samych; naszego zachowania. Obecna powszechność komputeryzacji była czymś poza sferą wizji Juliusza Verne'a. Taki umysł nie był w stanie przewidzieć „Tej” ścieżki postępu? Wizje łodzi podwodnych, podróż do wnętrza Ziemi to zbyt mało dla współczesnych. Są też drogi, które w żaden sposób nie mogą się zrealizować. Czy pamiętacie swoje rysunki z podstawówki? Te nasze wyobrażenia świata w XXI wieku? A serial, który przykuwał pół gierkowskiej Polski pod znamiennym tytułem „Kosmos 1999”? Nic z tego. Kilka lądowań na Księżycu musi nam wystarczyć. Neil Armstrong, ten pierwszy z gatunku Homo sapiens na „srebrnym globie” miał ostatnio nawet jakąś operację. Jest on dzisiaj grubo po osiemdziesiątce.
Wyobraźmy sobie, że fenicki pomysł, zmodernizowany w XX wieku, nie przyjął się.
Czy świat jaki znamy zaistniałby? Czy byłaby dla niego alternatywa? Czy kryzys, który według Nostradamusa ma trwać siedemdziesiąt lat, też byłby naszym udziałem?
„Społeczeństwo zniewolone” wwwmotyleksiazkowe.pl
Odnośnie zdolności profetycznych (oczywiście żartem) polecam swój wcześniejszy tekst na temat upadłości biur podróży.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2849
1) "Prócz walut Pan Szewczak wspomina o złocie. Nie chce mu przejść przez usta oczywista zależność, że w czasach trudnych, a w takich trzeba gromadzić konserwy, najlepszą walutą jest właśnie złoto." - to sprzeczność wewnętrzna, bo w końcu wspomina czy nie wspomina o złocie?
2)"Przywołani Panowie nie rozumieją zarazem: złożoności i prostoty zjawiska." - tu nie rozumiem oksymoronu, nie dlatego, że to oczywisty oksymoron czyli tez sprzeczność, ale czy naprawdę uważa Pan, że oni tych zjawisk nie rozumieją (na ile ekonomia jeszcze panuje nad chaosem tzw. rynków finansowych)? Myślę, że rozumieją w takim stopniu w jakim to możliwe dziś.
Interesujące jest przywołanie sci-fi. Z Verne jest taki problem, ze cześć jego wizji tak naprawdę już była wówczas realizowana przez naukowców i dla "wtajemniczonych" znana, choćby łodzie podwodne. Zgadzam się natomiast z tezą (podaną implicite), że bardzo trudno prognozować, np. można było wyobrażać sobie coraz szybsze kręciołki do obliczeń czy maszyny cyfrowe analityczne, ekstrapolować, nie wiedząc, że nowe odkrycia naukowe umożliwią powstanie zupełnie nowych technologii - czytaj: obumarcie danej ściezki i powstanie zupełnie nowej drogi rozwojowej.
Pozdrawiam
Za złotą 20 rublówkę za cara Mikołaja można było kupić mleczną krowę.
I dzisiaj też można. Dla tego, co tego nie rozumie, zostają suchary ;-)
Np. w złocie, (ogólniej dobrach rzadkich i wymiernych), a później nawet w towarach (PRL).
A to umozliwiło już spekulacje finansowe, zrodziło wirtualne pieniądze itp.
W tej sytuacji i w dobie powszechnej komputeryzacji możnaby wyobrazic sobie pójście "na całość" (jak u Zajdela w "Limes inferior") i wprowadzić zamiast pieniędzy wirtualne punkty, obrabiane w komputerach.