Honoru nie wystarczy zadeklarować, podlega on udowodnieniu w sytuacji, która pozwala na weryfikację według norm moralnych danej społeczności.
Pojmowanie honoru może być rozmaite, a nawet sprzeczne przy porównywaniu postaw ludzi różnych kultur. Np. honorowym postępowaniem człowieka uczciwego jest nieposługiwanie się kradzieżą. Odwrotnie u złodzieja, który za punkt honoru może sobie postawić okradzenie każdego, kogo upatrzy sobie za ofiarę, niezależnie od trudności w realizacji postawionego zamierzenia. (definicja za Wikipedią)
Jak zatem należy nazwać działania Donalda Tuska w świetle ustaleń śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej? (Nie mówię tu oczywiście o grotesce śledztwa Millera czy Anodiny). Według powyższej definicji, działaniem honorowym jest wybielanie siebie, zrzucanie winy na innych, wszelkie działania stawiające winowajcę w jak najlepszym świetle (słynne już zdanie że „Państwo zdało egzamin”). Dla Donalda Tuska punktem „honoru” stało się zaprzeczanie wszystkim, jak najbardziej oczywistym faktom. Wychodzi z założenia że „honor” to on, i w obronie jego imienia można użyć wszelkich środków. Państwo to ja, zdaję się mówić jego przenikliwe oczy.
Najgorsze w tym jest to, że ten sposób rozumowania przyjęło prawie całe środowisko „mainstreamowe” tzw „salon”. Wyznaczające pojęcie honoru wg własnych, akceptowalnych tylko przez siebie zasad. Stąd odrzucenie wszelkich przejawów patriotyzmu, który jest ściśle powiązany z pojęciem Honoru.
